Volkswagen e-Golf - przyszłość pod napięciem
Silniki elektryczne zastępują coraz więcej elementów w samochodzie. Korbki od szyb, dźwignie foteli, otwieranie klapy bagażnika... długo można tak wymieniać. Co ciekawe - coraz chętniej wypierają również silniki spalinowe. Volkswagen dostrzegł w tym biznes. Czy nowy e-Golf podbije serca Polaków?
Rynek samochodów elektrycznych kuleje w naszym kraju szczególnie z jednego względu - Państwo niewiele robi, by zachęcić nas do inwestycji w samochód elektryczny. W przeciwieństwie do naszych sąsiadów. Dofinansowania, ulgi, bezpłatne parkingi… sporo tego, dlatego popyt na takie pojazdy nieśmiało rośnie. Volkswagen przygotował się na ecoboom i również w naszych salonach będzie można kupić elektryczne Volkswageny. Największe nadzieje są pokładane w e-Golfie, ponieważ nieźle radzi sobie w innych krajach. Coś więcej na jego temat?
PRAWIE JAK GOLF
Na pierwszy rzut oka wóz niczym nie różni się od zwykłego Golfa. Nieco nudne, ale całkiem ładne nadwozie, kompaktowe rozmiary oraz niezłe proporcje mówią same za siebie - to przybysz z Wolfsburga. Przy bliższym kontakcie okazuje się, że jednak coś jest nie tak. Przede wszystkim cena jest nieco przerażająca. Auto ma kosztować około 160 tys. złotych, a za tyle można mieć już choćby Mercedesa Klasy C. Po drugie - niebieskie wstawki w nadwoziu, nietypowe alufelgi oraz w pełni LEDowe oświetlenie sugerują, że to nie jest zwykły Golf. I tak też jest w rzeczywistości.
e-Golfa najłatwiej rozpoznać po oświetleniu do jazdy dziennej, które układa się na zderzakach w kształt litery C. Z tyłu próżno też szukać końcówki układu wydechowego. W końcu pod maskę trafił wyłącznie silnik elektryczny. Ale jak właściwie udało się zmieścić zupełnie nowy napęd w tym samochodzie? Przecież trzeba jeszcze gdzieś magazynować energię. Otóż okazało się, że platformę MQB, na której powstał Golf, stworzyli ludzie, którzy nie myśleli o zbliżającej się wypłacie. Zdecydowanie bardziej kręciło ich stworzenie czegoś fajnego. Dzięki temu płyta podłogowa Golfa jest w stanie przyjąć praktycznie dowolne źródło napędu.
Sam silnik elektryczny jest sprzężony z 1-biegową przekładnią połączoną z mechanizmem różnicowym. Całość zajmuje na tyle mało miejsca, że pod maską e-Golfa można urządzić imprezę urodzinową. Gorzej jest za to z bateriami. Zajmowanie bagażnika to kiepski pomysł, dlatego 264 ogniwa trafiły do przestrzeni w podłodze auta. Od spodu zostały też osłonięte płytą, by przejażdżka po polnej drodze nie skończyła się w serwisie. Efekt? Niski środek ciężkości uprzyjemnia jazdę, a praktyczność wnętrza jest taka sama, jak w zwykłym Golfie. Pytanie tylko, czy prócz eko-napędu kierowca dostaje coś jeszcze?
WYŻSZA PÓŁKA
Fakt, cena nie jest specjalnie kusząca, ale można ją zrozumieć. Przede wszystkim auta elektryczne zaczną tanieć, gdy zaczniemy je kupować. Tak samo było z hybrydami. Po drugie - producent twierdzi, że przejechanie e-Golfem 100km kosztuje dokładnie 7zł 11gr. Ja płacę za taki dystans ponad 60zł, ale nawet w porównaniu do oszczędniejszych aut spalinowych, zakup e-Golfa może się szybko zwrócić. Jest tu jednak jeden, drobny zgrzyt – rocznie trzeba przejeżdżać duże odległości. A o to akurat ciężko w pojeździe elektrycznym… I wreszcie po trzecie - wyposażenia e-Golfa mogą pozazdrościć podstawowe wersje znacznie bardziej luksusowych aut. Standardem jest choćby w pełni LEDowe oświetlenie zewnętrzne oraz system multimedialny Infotainment Discover Pro. Maniakom gadżetów spodoba się coś jeszcze.
e-Golf całkiem szybko potrafi zaprzyjaźnić się ze smartfonem. Po co? Odpowiedź jest bardzo prosta. Za pomocą telefonu można ustawiać ładowanie, a także temperaturę wnętrza. Dzięki temu zajęcie miejsca w aucie nie będzie szokiem termicznym - i to zarówno w zimie, jak i w lecie, ponieważ aplikacja steruje klimatyzacją i ogrzewaniem. Ale czas zejść na ziemię i spojrzeć na to auto realnym okiem.
PRĄD TEŻ PALIWO
Zastanawiałem się czy przy pierwszym kontakcie poczuję różnicę w stosunku do zwykłego Volkswagena Golfa. Odpowiedź przyszła bardzo szybko - nie. Samochód nie wygląda na pojazd z bajki o Jetsonach, a wnętrze nie ma nic wspólnego z kokpitem Dreamlinera. Ale szybko można zorientować się, że coś jest nie tak - wystarczy przekręcić kluczyk. Nie słychać silnika, a zamiast obrotomierza pracuje wskaźnik mocy jednostki elektrycznej. Pytanie jeszcze tylko jak to wszystko właściwie jeździ?
Urok elektrycznego napędu polega na tym, że nie trzeba czekać na moment obrotowy nieśmiało budzący się do życia. Pełne możliwości auta dostępne są od razu jak jedzenie w szwedzkim bufecie, dlatego każdy sięga po tyle mocy, ile potrzebuje. Efekt? e-Golf jeździ jak w grze komputerowej. Do 60km/h przyspiesza w 4.2s, a do 100km/h - w 10.4s, co jest typowym wynikiem w klasie kompaktowej. Największe wrażenie robi sposób uwalniania mocy - jest błyskawiczny, płynny oraz równomierny. Dzięki temu jazda po mieście jest czystą przyjemnością. A co z dalszą trasą?
Prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 140km/h, dlatego na autostradzie nie poszalejecie. Ale przynajmniej też nie otrzymacie mandatu. Producent wyliczył zasięg na maksymalnie 190km, choć w praktyce to sprawa dyskusyjna. Niskie temperatury znacznie osłabiają możliwości baterii, a pokonanie dużych odległości na jednym ładowaniu wymusza używanie ekonomicznych trybów jazdy. A wtedy auto nie jest specjalnie dynamiczne, ponieważ moc i moment obrotowy silnika zostają stłumione. Jednak baterię zawsze można podładować.
e-Golfowi wystarczy zwykłe gniazdko w domu, jednak czas ładowania będzie naprawdę długi - trzeba wygospodarować 13h. I garaż, bo ciężko ciągnąć przedłużacz z trzeciego piętra w bloku. Volkswagen oferuje jednak wsparcie w montażu specjalnej instalacji, która skraca uzupełnienie baterii do 8h. Najbardziej kuszące są jednak stacje szybkiego ładowania, które są w stanie naładować auto od 0 do 80% w zaledwie 30min. Ale jak to w życiu bywa - w Polsce nie ma ich za wiele...
W oszczędzaniu baterii pomagają za to tryby jazdy. Normalny oferuje pełne możliwości silnika. Z kolei eco oraz eco+ ograniczają moc, moment obrotowy i pracę klimatyzacji by zwiększyć zasięg. I to naprawdę czuć, bo e-Golf zaczyna reagować na pedał gazu zupełnie inaczej, choć wbicie nogi w podłogę i uruchomienie kick down zawsze uwalnia pełną moc. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy okaże się przydatna na drodze. Ciekawostką są też poziomy rekuperacji. Cóż to takiego? Dzięki nim energia jest odzyskiwana. Wóz ładuje akumulatory przy każdym hamowaniu. Bez rekuperacji po puszczeniu nogi z pedału gazu wóz zachowuje się tak, jakby jechał na luzie. Dzięki odzyskiwaniu energii można sprawić, że elektryczny Volkswagena zacznie imitować hamowanie silnikiem i ładować akumulatory. Poziomami steruje się za pomocą wybieraka w miejscu dźwigni zmiany biegów, a ostatnie są na tyle intensywne, że włączają się światła stopu. Dzięki temu przy odrobinie wprawy e-Golfem można jeździć bez używania układu hamulcowego.
e-Golfem jeździ się szalenie łatwo i przyjemnie. Moc jest zawsze pod ręką, a cisza we wnętrzu zniewala. Zasięg samochodu na jednym ładowaniu jest już na tyle duży, że bez większych przeszkód można wybrać się poza miasto. Problem stanowią dopiero dalsze wyprawy, niewiele stacji szybkiego ładowania w Polsce oraz brak zachęty ze strony państwa. O ile w naszym kraju problemem dalej jest zbyt wysoka cena, to mimo wszystko śmiało można stwierdzić jedno - skoro Volkswagen zaczął inwestować w elektryczne modele, to e-samochody zbliżają się do nas wielkimi krokami.