Volkswagen e-Crafter – samochód elektryczny... z Polski
W końcu doczekaliśmy się pierwszego polskiego samochodu elektrycznego. Może nie jest to dzieło FSO, ani żadnej innej polskiej spółki, ale to właśnie Volkswagen e-Crafter produkowany jest we Wrześni pod Poznaniem. Jaki jest?
Mieszkacie w mieście? Rozejrzyjcie się wokół. Jakie samochody ciągle widzicie w ruchu? Oczywiście busy, które odpowiadają za dostawy jedzenia, napojów, mebli czy wszystkiego po trochu – czyli samochody kurierskie.
Napędzane są silnikami Diesla, w dodatku często – co widać gołym okiem – nieco już wyeksploatowanymi. Pod dużym obciążeniem te silniki emitują więcej spalin, a w dodatku ta masa prowadzi do bardziej intensywnego zużywania się opon, tarcz i klocków hamulcowych – czyli w skrócie: bezpośrednio przyczyniają się do powstawania smogu.
Jak z tym walczyć? Z oponami i hamulcami na razie nic nie zrobimy, choć Volkswagen zapowiadał niedawno opracowanie filtrów cząstek stałych dla układu hamulcowego. Zanim wprowadzi jednak takie rozwiązanie na szerszą skalę, postanowił zająć się „sercem” kurierskich busów i wprowadził na rynek e-Craftera.
Volkswagen e-Crafter to przede wszystkim Crafter
Volkswagen Crafter to dość popularny samochód tej klasy, który występuje w wersjach odpowiadających różnym potrzebom. Możemy go kupić w trzech wersjach długości, z trzema wysokościami dachu i w dwóch wariantach miejsc siedzących. W wersjach z silnikami spalinowymi, napęd może być kierowany na przednią lub tylną oś lub na obie osie z wykorzystaniem napędu 4MOTION.
e-Crafter to samochód stworzony dla grupy o specyficznie określonych wymaganiach – dla kurierów, którzy rozwożą paczki z ostatniego centrum logistycznego pod wskazane adresy. Ci kierowcy jeżdżą głównie po mieście, przewożąc około 800 kg paczek w ciągu dnia.
By zaoferować jak najwięcej przestrzeni na towar, Volkswagen e-Crafter występuje tylko w wersji z rozstawem osi średniej wielkości i z dachem wysokim (poziom środkowy).
Litowo-jonowy akumulator o pojemności 35,8 kWh i system zarządzania energią zostały umieszczone pod podłogą, więc e-Crafter nie różni się pod względem przestrzeni ładunkowej od wersji standardowej. To nadal 10,7 m3 o regularnym kształcie (nie licząc wypukłych nadkoli) i około 970 kg ładowności. Volkswagen jest pewny, że w tym konkretnym przypadku to w zupełności wystarczy, ale za niecałe 7 tys. zł netto możemy zwiększyć ładowność (bez powiększania przestrzeni) do 4,25 tony łącznie, czyli aż do 1,75 tony. Dopłacić musimy też za tylne drzwi otwierające się pod kątem 270 stopni – 1698 zł netto.
Aha, wielu prawdziwych kurierów zastanawia się nad występowaniem rdzy w ich pojazdach – albo nie zastanawia się, tylko widzi, jak ich „wół roboczy” trawiony jest zębem czasu. Już pierwsza pozycja w cenniku to „nadwozie ocynkowane”, więc możemy spać spokojnie.
Wyposażenie e-Craftera godne pochwały
Jak już wspominałem, wiele busów na naszych ulicach to dość wiekowe konstrukcje. Zupełnie się temu nie dziwię – te samochody mają spełniać swoje zadanie i zarabiać na siebie, a dopóki są w pełni sprawne lub mogą być szybko doprowadzone do takiego stanu, niewielu przedsiębiorców będzie chciało wymieniać flotę na nową tylko po to, żeby ich samochody dostawcze lepiej się prezentowały.
Musimy wziąć jednak pod uwagę charakter pracy kuriera. To długie godziny biegania od domu do domu i od firmy do firmy, praca pod presją czasu, wiele zmiennych, jak nieobecny adresat lub brak możliwości zaparkowania i tym podobnych. Taka praca w ciągłym biegu z pewnością szybciej męczy i w efekcie może opóźniać reakcje lub powodować trudności ze skupieniem się na jeździe.
A chwila nieuwagi, czerwone światło lub wymuszenie pierwszeństwa mogą szybko doprowadzić do stłuczki i wyłączenia samochodu z eksploatacji. Volkswagen e-Crafter części takich sytuacji może zaradzić – w końcu ma mnóstwo systemów bezpieczeństwa na pokładzie.
Jest na przykład wyposażony we Front Assist, które samodzielnie zahamuje w przypadku wystąpienia ryzyka kolizji z przodu. Jest też Lane Assist, które utrzymuje pas ruchu, Cross Wind Assist, które dokonuje korekt przy mocnym wietrze bocznym, hamulec wielokolizyjny i adaptive ESP 9i, czyli system stabilizacji toru jazdy, który uwzględnia obciążenie samochodu. Boczne czujniki parkowania sygnalizują też zbliżanie się do pieszych, innych samochodów, słupków czy ścian.
Oczywiście jest też łączność Bluetooth, czujnik zmęczenia kierowcy, oświetlenie LED przestrzeni ładunkowej (4 punkty), tempomat, ogrzewana przednia szyba i dysze spryskiwaczy, kamera cofania i wiele innych udogodnień – i to wszystko w standardzie.
Co daje litera "E"?
Jako, że e-Crafter ma odpowiadać wymaganiom konkretnej grupy klientów, Volkswagen nie rozwodził się nad wersjami napędowymi. Silnik elektryczny jest jeden, który generuje maksymalnie 100 kW, czyli 136 KM. Kojarzycie tę liczbę? Zgadza się, to jednostka napędowa z e-Golfa.
136 KM na prawie tonę towaru i 2,5 masy własnej samochodu nie brzmi imponująco, ale nie zapominajmy o momencie obrotowym, który wynosi 290 Nm w pełnym zakresie obrotów, tj. od 0 do 3000 obr./min. przy jednym przełożeniu.
Volkswagen twierdzi, że to zapewnia o wiele lepsze przyspieszenie na pierwszych 60 m od ruszenia. I muszę przyznać, że niezaładowany e-Crafter przyspiesza naprawdę dobrze. Nawet silnik Diesla z nisko dostępnym momentem obrotowym nie gwarantuje takiej płynności.
To wszystko odbywa się też w przyjemnej dla uszu ciszy. Jeśli chodzi o same wrażenia z jazdy, to od takich samochodów nikt nie oczekuje fajerwerków. Jest całkiem komfortowo dla kierowcy, stabilnie, a prędkość maksymalna została ograniczona do 90 km/h. W mieście wystarczy w zupełności, a i nasz kurier nie straci przypadkiem prawa jazdy, bo nie jest w stanie przekroczyć prędkości o 50 km/h. No chyba, że w strefie zamieszkania…
Volkswagen e-Crafter dość mocno odzyskuje energię z hamowania, co też do pewnego stopnia ogranicza zużycie tarcz i klocków hamulcowych. Nie mamy tu jednak możliwości wyboru siły rekuperacji.
Bateria o pojemności 38,5 kWh wystarcza na około 170 km zasięgu – i tu znów Volkswagen jest pewien, że w tej grupie docelowej, która realnie pokonuje do 100 km dziennie, to wystarcza – nawet z nawiązką, skoro realnie ten zasięg wynosi od 130 do 150 km. W typowym użytku kurierów „ostatniego kilometra” po skończonej pracy samochód zdawany jest pod centralą.
I pod tą centralą naładuje się w 5 godzin i 20 minut z wykorzystaniem wallboxa o mocy 7,2 kW. Z ładowarką CCS o mocy 40 kW można by nawet naładować baterię do 80% w zaledwie 45 minut. Ładowanie z typowego gniazdka trwa jakieś 17 godzin, ale nikt rozsądny, kto rozważałby wprowadzenie elektrycznej floty samochodów dostawczych, nie będzie opierał ładowania na zwykłej instalacji.
Jeszcze drogo... Ile kosztuje Volkswagen e-Crafter?
e-Crafter to najlepiej wyposażony Crafter. To też jedyny samochód dostawczy Volkswagena z bezemisyjnym źródłem napędu. Elektryczna rewolucja trwa, ale jeszcze nie doprowadziła do znacznej obniżki cen tego typu samochodów, więc niestety za elektrycznego Craftera musimy słono zapłacić – 275 600 zł netto, czyli 338 988 zł brutto. To prawie trzy razy tyle, co za podstawową wersję Craftera.
Czy warto dopłacać? Dla uproszczenia powiedzmy, że 1 kWh kosztuje 50 gr. Volkswagen e-Crafter zużywa około 25 kWh/100 km, a więc przyjmując 20% strat podczas ładowania, koszt przejechania 100 km wynosi 15 zł i to jest koszt jednego dnia jazdy. Koszt jazdy z silnikiem Diesla (2,5 l 136 KM), który w mieście zużywa około 13 l/100 km, przy cenie 5,10 zł/l wynosi około 66 zł za dzień. A więc jeżdżąc e-Crafterem codziennie oszczędzamy ponad 50 zł.
Porównując jedynie oszczędność na paliwie, taka inwestycja zwróciłaby się jednak dopiero po 8 latach jazdy non stop, codziennie – przy porównaniu pomiędzy Crafterami o zbliżonej ładowności i rozmiarach różnica w cenie wynosi około 150 tys. zł netto.
Firmy kurierskie mogłyby jednak w tym okresie oszczędzić mnóstwo czasu, bo całkowicie wyeliminowałyby w ten sposób konieczność dojazdów na stacje paliw. To też parę zbędnych kilometrów mniej.
Taka kalkulacja nadal nie wykazuje jednoznacznej wyższości napędów elektrycznych nad spalinowymi, ale może dawać już do myślenia. Wiedząc też, że rządy będą coraz mocniej naciskać na czysty transport, posiadanie e-Crafterów we flocie mogłoby się przełożyć na dodatkowe korzyści finansowe czy podatkowe.
Być może jeszcze jest za wcześnie, by kupno o wiele droższego samochodu dostawczego miało sens, ale w ciągu najbliższych kilku lat z pewnością zobaczymy ich znacznie więcej w miastach. Może najpierw na Zachodzie, ale w końcu staną się też sensowne w Polsce.
Redaktor