Volkswagen CC 2.0 TDI DSG 4MOTION - sportowy na swój sposób
Poza nielicznymi wyjątkami większość z nas lubi sport. Różni nas jednak podejście do tematu, bo kiedy jedni biegają, grają w piłkę, czy przemierzają kolejne kilometry na rowerze, drudzy delektują się dokonaniami sportowców w zupełnie bierny sposób siedząc na widowni lub przed telewizorami. Do czego zmierzam? A do tego, że w gdzieś tam w nas siedzi sportowy duch i chęć rywalizacji, ale w kwestii podejścia do samochodu często nie chcemy rezygnować z bezpieczeństwa i komfortu, dlatego nie wybierzemy bezkompromisowego coupe, które owszem da nam wiele radości z jazdy, jednak nic poza tym. Panaceum może być model, który dobrych kilka lat temu pojawił się na rynku i próbuje być "sportową limuzyną". Coś w tym jest, czy może to najzwyklejsza herezja? Sprawdźmy.
Zacznijmy od tego, co widzą nasze oczy, a innym może być żal. Wygląd w samochodzie o sportowym zacięciu, to jedna z najważniejszych spraw do rozpatrzenia. Patrząc na Volkswagena CC drugiej generacji (pierwsza nazywała się "Passat CC"), może nie mamy wrażenia, że pręży muskuły lub chociaż bezustannie rwie się do jazdy, ale nie da się nie zauważyć jego dynamicznej linii. Widząc klinowatą karoserie z agresywnie zarysowanym przodem, długi, wznoszący się do góry tył, czy zdecydowane przetłoczenia blachy na bocznej powierzchni samochodu ciężko uwierzyć, że to...Volkswagen. No tak, niemiecka marka przyzwyczaiła nas do samochodów dość konserwatywnych i często nieco ociężałych, a model CC zdecydowanie odcina się od tej tendencji. Moim zdaniem, to obecnie najlepiej wyglądające auto z Wolfsburga. Ktoś ma inne zdanie? Będę chętnie polemizował.
Tymczasem, oprócz dynamicznie zarysowanej sylwetki warto podkreślić duże i ciekawie wyglądające 18-calowe felgi, obecne tu i ówdzie chromowane dodatki, które skutecznie dodają elegancji, oraz subtelne końcówki wydechu umiejscowione po dwóch stronach tylnego zderzaka. Dbałość o szczegóły też stoi na niezłym poziomie. Jedynym kolcem na tej róży jest znaczek Volkswagena na przednim grillu wyglądający jak wielka kolia na szyi anorektyczki... Moim zdaniem ktoś przesadził z jego rozmiarem. Od tego mankamentu uwagę skutecznie odciągają pięknie zarysowane, zarówno z przodu jak i z tyłu, lampy. Nie pamiętam bym kiedykolwiek pisał tyle dobrego o wyglądzie Volkswagena, ale tym razem jest to w pełni uzasadnione.
Wisienką na torcie stylizacji są drzwi bez ramek. Takie rozwiązanie dodaje smaczku, zwłaszcza w ciepły dzień, jeśli zamiast używać klimatyzacji będziemy jeździć z otwartymi szybami. Zamykanie drzwi bez ramek cieszy z podejrzanie dużą siłą. Szyba chowa się pod uszczelką i robi to w ułamek sekundy - zawsze wykona to szybciej od Was, zwłaszcza jeśli chcecie dostać się do środka. Uwierzcie, sprawdzałem na wszelkie sposoby. Rozwiązanie może zawieść jedynie w najmniej chcianym momencie - na myjni. Podczas mycia samochodu z niezablokowanym zamkiem drzwi z kluczykiem w kieszeni, CC wyczuwa jego bliskość i opuszcza minimalnie szybę, by przygotować drzwi do otwarcia (tak właśnie działa system bezkluczykowy)... Jeśli akurat skierujecie w to miejsce lance myjki ciśnieniowej gwarantuje Wam, że woda zacznie ściekać po wewnętrznej stronie szyby. Powódź w kabinie Wam nie grozi, ale uciążliwe mycie szyb od środka z pewnością napsuje krwi.
Nie trzeba być matematykiem, by dostrzec, że drzwi otwierają się pod wielkim kątem. Przednie zatrzymują się niemal prostopadle do karoserii, co z pewnością ma na celu ułatwienie zajmowania miejsca wewnątrz. A czynność ta nie jest tak łatwa jak w innych samochodach klasy średniej. Dach poprowadzono nisko, fotele są głębokie i znajdują się ledwie kilkadziesiąt centymetrów nad asfaltem - taki zestaw przywodzi na myśl nie tylko sportowy samochód, ale niestety również utrudnione zajmowanie miejsca w kabinie. Oczywiście nie ma co narzekać, bo nie jest tak źle, niemniej jednak o komforcie wykonywania tej czynności mówić dość ciężko.
Kiedy już wsuniemy ciało do kabiny nie rozczarujemy się. W CC siedzi się nisko, fotele idealnie obejmują ciało, a wąskie szyby dają poczucie intymności i sprawiają, że przenosimy się w nieco inny motoryzacyjny świat - nieco mniej praktyczny, ale zdecydowanie bardziej "lajfstajlowy". Czuć, że siedzimy w samochodzie nieco innym niż przeciętny reprezentant segmentu D. Z przodu miejsca nie brakuje, a jedyne zastrzeżenie można mieć do nieco mniejszej niż w innych samochodach widoczności z kabiny. Gdy przeniesiemy się do tyłu będzie gorzej. Z nogami jeszcze jest co zrobić, nawet jeśli przed nami siądzie ktoś wysoki, ale z głową możemy mieć problem. Szybko opadający dach przywodzący na myśl rasowe coupe, skutecznie zabiera cenne centymetry przestrzeni dla naszych myśli. Podsumowując, ilość przestrzeni w kabinie nie rozpieszcza, ale z drugiej strony wymagać od samochodu o sportowym zacięciu ogromu miejsca jest jak stawianie jamnika do wyścigu z hartem. Cóż, lepiej przenieśmy uwagę do bagażnika, który nie rozczarowuje. 532 litry to zupełnie satysfakcjonujący wynik, ale trzeba przyzwyczaić się, że korzystanie z kufra bywa nieco uciążliwe. Przestrzeń bagażowa jest bardzo długa, a otwór przez, który wrzucamy pakunki dość wąski. Efekt? Jeśli jakiś drobny przedmiot "ucieknie" pod tylną kanapę, a Wy nie dysponujecie ramionami o długości co najmniej jednego metra, przeżyjecie mały trening gimnastyczny. To kolejna nieduża wada, z którą w przypadku tego auta trzeba się zwyczajnie pogodzić jak z obcowaniem z mgłą, kiedy chce się zamieszkać w Anglii. Na osłodę w oparciu tylnej kanapy znajduje się tunel umożliwiający przewożenie długich przedmiotów. Coś w sam raz dla narciarzy.
Wspomniałem już o naprawdę ładnie zarysowanej karoserii CC, ale jakie odczucia towarzyszą kierowcy po zajęciu miejsca w kabinie? Cóż, już tak emocjonująco nie jest. Owszem wnętrze można określić jako poukładane, schludne, ergonomiczne, ale jak dla mnie zbyt spokojne i zdecydowanie nienadążające za nadwoziem. Czuć tu typowo volkswagenowskiego ducha, który przenika do umysłu kierowcy i po początkowej ochocie na szaleństwa nieco go uspokaja. Czy to źle? To zależy, niemniej jednak w tej kabinie kierowca może dobrze się poczuć za sprawą idealnej ergonomii i logicznemu rozmieszczeniu przycisków. Wszystko działa dokładnie tak jak chcą tego nasz umysł i palce. Jakość montażu nie pozostawia wiele do życzenia, trudno zmusić którykolwiek z plastików do wydawania hałasów, ale tworzywa mogłyby być nieco miększe. Na słowa uznania zasługują fotele, których idealne wyprofilowanie sprawdza się zarówno w trasie jak i w zakrętach. Dodatkowo połączenie skóry z alcantarą sprawia, że wnętrze nabiera charakteru oraz skuteczniej utrzymuje nasze pośladki w miejscu podczas pokonywania ciasnych łuków.
Pozostawmy już wnętrze CC i zajrzyjmy w miejsce równie ważne dla każdego maniaka motoryzacji. Podnosimy maskę, a tam... Trzy literki prawie tak samo dobrze znane jak sama marka Volkswagen. Silniki o oznaczeniu "TDI" budzą różne emocje, ale tym razem skupmy się na odczuciach związanych z modelem CC. "Ropniak" wydaje się być naprawdę dobrze wyciszony i zamiast klekotu słyszymy tylko mruczenie, które może nie jest tak miłe jak dźwięk wydawany przez Waszego kota podczas głaskania, ale wzbudza pozytywne odczucia. Hałas nie rani naszych uszu wraz ze wzrostem obrotów silnika, co można docenić zwłaszcza w dłuższych trasach. A co z osiągami? O tym, że współczesne jednostki napędzane olejem napędowym sprawdzają się w samochodach o sportowych aspiracjach nie muszę przekonywać nikogo. W CC 2-litrowe TDI o mocy 177 koni mechanicznych i momencie obrotowym na poziomie 350 Nm radzi sobie całkiem nieźle oraz pozwala przemieszczać się sprawnie w każdych warunkach - ruszyć ostrzej spod świateł, bezstresowo wyprzedzić i poszaleć na autostradzie, jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w tak wyglądającym samochodzie to trochę za mało. 8,3 sekundy do pierwszej setki w tych czasach już nikogo nie powala, ale model Volkswagena z tym silnikiem ma inny, mocny argument - oszczędność. Jeśli nie będziemy skupiać się na emocjach związanych z wgniataniem ciała w fotel okazuje się, że CC w trasie potrafi spalić poniżej 6 litrów na każde sto kilometrów, a w mieście trzeba naprawdę mocno się starać, by przekroczyć 9-tkę. Takie wyniki można uznać za zadowalające, zwłaszcza, że testowany egzemplarz miał stały napęd na cztery koła 4MOTION. Ta wersja, to propozycja dla oszczędnych, a dla kierowców żądnych większych emocji proponowałbym "benzyniaka" 2.0TSI lub V6-stkę o pojemności 3.6-litra. Na koniec słowo o dobrze znanej automatycznej skrzyni biegów DSG, która jest najzwyczajniej bardzo dobra, sprawnie wybiera przełożenia spośród sześciu dostępnych, nie gubi się i nie szarpie.
Jeśli zastanawiacie się w tym momencie jak prowadzi się ten lekko doprawiony sportem Volkswagen już śpieszę z odpowiedzią - naprawdę znakomicie. Trudno zmusić go do niekontrolowanych zachować lub zmiany toru jazdy. W zakrętach jest cierpliwy i konsekwentny jak strażnik na warcie. Pilnuje, by kierowca wyjechał z ostrego łuku cało. Niewątpliwie pomaga w tym stały napęd na cztery koła oraz system DCC - adaptacyjna regulacja zawieszenia. Jednym guzikiem można ustawić jeden z trzech trybów pracy zawieszenia: "Comfort" wydaje się optymalny na codzienną jazdę po polskich drogach, "Normal" stanowi próbę kompromisu między wybieraniem nierówności, a prowadzeniem, natomiast "Sport" pozwala poszaleć, ale na dłuższą metę jest nieprzyjemnie twardy. W ostatnim, wspomnianym trybie nie tylko utwardzają się amortyzatory, ale również zmniejsza się siła wspomagania układu kierowniczego, zmuszając nas do spalania większej ilości kalorii podczas operowania kierownicą dając w zamian lepsze czucie drogi. W tym ustawieniu CC przypadł mi do gustu, ale nawet po ostrej jeździe w moim krwioobiegu znajdowało się mniej adrenaliny niż bym sobie tego życzył. Aktywny układ jezdny jest oczywiście wart swojej ceny, bo Volkswagen nie każe nam za niego sporo płacić - 3670 złotych, to rozsądna kwota jak za taki dodatek. Wracając do napędu 4MOTION, zimowa aura, a raczej jej zupełny brak nie pozwolił w pełni wykorzystać potencjału napędu na cztery koła. Szkoda, ale mogę tylko nadmienić, że mokry asfalt, to żadna przeszkoda dla tego samochodu.
Testowany egzemplarz miał na pokładzie jeszcze kilka innych "bajerów". Na czoło wysuwa się system oświetlenia "Dynamic Light Assist", który idealnie doświetla zakręty, niemniej cieszy audio "Dynaudio Sound", czy asystent pasa ruchu połączony z asystentem toru jazdy. Lista opcji jest długa i okazuje się, że cena CC kosztującego początkowo 163300 złotych (z naprawdę bogatym wyposażeniem standardowym) z łatwością może przekroczyć 200 tysięcy, a to już sporo jak za samochód "dla ludu".
Czas na wnioski ostateczne. Minusy, jakie ma CC wynikają z jego charakteru. Wybierając auto o sportowym zacięciu najzwyczajniej się na nie godzimy. Niemniej jednak jego zalety przyćmiewają wady i jeśli szukacie oryginalnego samochodu, który nie pozwala pozostać w cieniu przeciętnych pojazdów przemierzających szare ulice ten model Volkswagena zdecydowanie może spełnić Wasze oczekiwania. A czy ten model naprawdę można uznać za "sportową limuzynę" klasy średniej? Oczywiście, ale Volkswagen CC jest sportowy na swój własny sposób i "osobowością" raczej bliżej mu do miłośnika sportu z trybun niż zapaleńca z bieżni.