Typ niepozorny - BMW 520d Touring
Trzy wersje nadwoziowe, napęd na tył lub na obie osie, skrzynia manualna lub automatyczna. Do tego szeroka paleta silników benzynowych i wysokoprężnych, których spektrum mocy sięga od 184 do 560KM oraz niezliczone ilości konfiguracji wyposażenia. To w wielkim skrócie oferta BMW Serii 5. Kto by pomyślał, że jedną z ciekawszych może być "piątka" kombi z niepozornym silnikiem diesla?
Nie pomylę się zbytnio twierdząc, że eleganckie i funkcjonalne auto mieszczące piątkę pasażerów, ich bagaż, dające przyjemność z jazdy i wymagające przerwy na tankowanie co 1350 kilometrów nie jest wyłącznie marzeniem ogrodnika?
Jeśli też tak sądzicie, powinniście bliżej przyjrzeć się BMW 520d Touring. To najtańszy sposób na wejście w posiadanie stylowego kombi serii 5 z silnikiem diesla pod maską. Co prawda BMW 520i Touring z benzynową jednostką o identycznej mocy kosztuje pięć tysięcy złotych mniej, ale akurat w tym przypadku niemal wszystko przemawia na korzyść modelu z literką „d” w nazwie.
Począwszy od wyjątkowo niskiej różnicy w cenie pomiędzy obiema wersjami, a skończywszy na czymś co w BMW nazywają „Efficient Dynamics”. To idealne zgranie osiągów i wydajności przy możliwie najniższej uciążliwości dla środowiska wyrażonej niską emisją spalin. Jednak dla przeciętnego użytkownika wartościami znacznie bardziej wymiernymi od reklamowych sloganów będą jego własne subiektywne odczucia. Te wizualne i dotykowe, wyczuwalne z fotela i zza kierownicy.
Nie będę jedynym, który twierdzi że BMW 5 Touring oznaczone fabrycznym kodem F11 opakowano wyjątkowo gustownie. Linie tego modelu, podobnie zresztą jak sedana F10, wyszły spod ręki polskiego projektanta Jacka Frohlicha. Osobiście uważam, że BMW „piątka” to podobnie jak nowa butelka „Wyborowej” z limitowanej serii, najlepszy dowód na to, że polscy designerzy należą do światowej czołówki.
Wbrew pozorom powyższe porównanie nie jest wcale pozbawione sensu. Bowiem w obu skrajnych i wykluczających się nawzajem przypadkach wyrafinowana forma podąża za treścią, której konsumpcja wywołuje podobną euforię.
Wśród trzeźwo myślących zawsze znajdzie się ułamek procenta tych, którym wygląd BMW serii 5 Touring wciąż wydaje się za mało dynamiczny. Producent przewidział taki stan rzeczy i nie tylko na rynku polskim oferuje do tego modelu fabryczny pakiet M. Jego cena początkowo może wydać się szalona ale za 20 000 złotych z groszami dostajemy całkiem sporo bakalii.
Poczynając od pakietu aerodynamicznego, sportowych siedzeń (również tych z tyłu), 18-to calowych obręczy kół, sportowych nastawów zawieszenia, poprzez kolorystykę podsufitki, materiałów tapicerskich na kilkunastu elementach z emblematem „M” skończywszy.
Plusy wynikające z obecności sportowego pakietu to oprócz prezencji przede wszystkim wyśmienite przednie fotele doskonale trzymające ciało, wyposażone w rozszerzoną regulację długości siedziska i podparcia lędźwi oraz gruba kierownica ze zmniejszoną średnicą wieńca, zapewniająca dłoniom pewny chwyt.
Równie mocno, przynajmniej na polskich drogach, odczujemy minusy wynikające z zastosowania szerokich felg i opon o niskim profilu oraz usztywnionego względem serii zawieszenia. Trudno obwiniać za to BMW, które podczas konfigurowania nastaw sprężyn i amortyzatorów dla pakietu M, nie przewidziało uskoków tektonicznych, w które obfitują nasze nawierzchnie.
Z drugiej strony rosnąca lawinowo długość krajowych autostrad stwarza coraz więcej okazji do jeżdżenia wyłącznie „po równym”, gdzie BMW zachwyca stabilnością i przyczepnością przy jednoczesnym zachowaniu wysokiego komfortu jazdy. Zaś podczas szybko pokonywanych łuków niemalże nie generując przechyłów bocznych nadwozia i to bez względu na stopień obciążenia.
Poza pakietem M w cenniku wyposażenia dodatkowego znajdziemy elementy czyniące układ kierowniczy jeszcze bardziej precyzyjnym, jazdę bardziej bezpieczną, a wyposażenie jeszcze bardziej podnoszące poziom ogólnego komfortu i luksusu. Choćby opcjonalna ośmiobiegowa skrzynia biegów czy aktywny układ kierowniczy.
Co najciekawsze skala doznań powodująca wzrost zadowolenia kierowcy z każdym przejechanym kilometrem możliwa jest także, jeśli pod maską zamiast kilkuset do dyspozycji mamy „jedynie” 184 KM. Choć owe słowo zdecydowanie bardziej pasuje do wyjątkowo niskiej emisji CO2 oraz równie symbolicznego apetytu na paliwo tego BMW.
Wspomniany wcześniej dystans dzielący pełny bak od pustego nie jest wcale marketingową mrzonką. Nawet jeśli średnie spalanie podczas 800 kilometrów jakie przejechałem tym samochodem było większe o litr od tego widocznego w materiałach reklamowych i broszurach. Owe sześć litrów jakie uzyskałem, wystarczająco mnie przekonuje w rodzinnym kombi przyśpieszającym od 80 do 120 km/h w siedem sekund i osiągającym pierwszą „setkę” w niewiele ponad osiem.
Jeśli powyższe argumenty nie przekonały Cię wystarczająco i chcąc kupić kombi nie bierzesz pod uwagę BMW, pozwól że na koniec wspomnę o kilku istotnych elementach. Nachylenie oparcia tylnej kanapy można regulować w siedmiu pozycjach, składać w proporcjach 40:20:40 również zdalnie za pomocą dźwigni umieszczonych na burtach bagażnika. Jego klapę wyposażoną w dwa niezależne segmenty zamykać i otwierać można elektrycznie, a pojemność z 560 litrów łatwo powiększyć do 1670 litrów. Ta wartość podobnie jak maksymalna ładowność auta dochodząca do 650 kilogramów, należy do najlepszych w segmencie dużych kombi.
I nawet jeśli czarne kombi ze zdjęć „nie wygląda” na 240 000 złotych, zapewniam że warte jest tych pieniędzy i zdecydowanie bardziej przydatne na co dzień od dwóch egzemplarzy Skody Superb Kombi, którymi przecież i tak nie będziesz mógł jeździć jednocześnie.