Trzy nowe „smaki” od Opla. Czy mają szansę trafić w gusta klientów?
Od blisko 10 lat na europejskim rynku motoryzacyjnym, tuż po zakończeniu wprowadzonych z sukcesem w wielu krajach programów dopłat do zakupu nowego auta w zamian za zezłomowanie starego, coraz głośniej daje się słyszeć hasło: „łączmy się!” wypowiadane przez koncerny samochodowe. Ma to się przekładać na wprowadzanie nie tylko nowych modeli, ale przede wszystkim nowych gam silników oraz rozwiązań multimedialnych, z których może skorzystać więcej niż jedna marka i co ma mieć bezpośrednie przełożenie w utrzymywaniu rokrocznie dobrych wyników sprzedaży. Nie inaczej jest z Oplem, od połowy 2017 roku producentem grupy PSA, który mocno rozpycha się na rynku aut z segmentu C i D. Kilka dni temu mieliśmy okazję przetestować nowe silniki: w Astrze (1.6 Bi-Turbo Diesel) oraz Insignii (1.6 DIT). Przy okazji sprawdziliśmy, na ile innowacyjny jest nowy „Opel Infotainment System” – Multimedia Navi Pro, dostępny w palecie flagowego modelu.
Na pierwsze danie dostaliśmy Opla Astrę w wersji hatchback z nowym silnikiem Diesla 1.6 Bi-Turbo
Najmocniejsza odmiana Astry z silnikiem Diesla, dostępna zarówno w wersji Hatchback jak i Sports Tourer, zaopatrzona została w silnik z aż dwiema turbosprężarkami w układzie sekwencyjnym. Oczywiście spełnia także dość mocno wyśrubowane wymogi normy Euro 6d-TEMP, która określa dopuszczalną emisję spalin, mierzoną w czasie rzeczywistym na drogach publicznych. „Serce” Astry bije w układzie selektywnej redukcji katalitycznej (SCR), co oznacza, że płyn AdBlue wtryskiwany jest do spalin. Jak podaje Opel, w wyniku rozkładu tego roztworu powstaje amoniak, natomiast tlenki azotu, dostające się do katalizatora ze spalinami, są następnie redukowane do azotu i pary wodnej.
Jak to jeździ?
Nowa Astra z silnikiem 1.6 Bi-Turbo radzi sobie całkiem dobrze, zadowalając się stosunkowo niewielką ilością paliwa. Parametry zmierzone w trakcie testu nie odbiegały drastycznie od tych podanych przez producenta. Oczywiście chodzi tutaj tylko o przyspieszenie 0-100 km/h oraz spalanie w trasie (podczas naszej dość spokojnej jazdy było 15% wyższe), o których mogliśmy przekonać się, wybierając jedną z trzech zaproponowanych podczas prezentacji tras.
Astra z najmocniejszym silnikiem Diesla przyspiesza dość żwawo, choć wydawać by się mogło, że niskociśnieniowa, mniejsza turbosprężarka, odpowiadająca za pełną moc, jest prawie niezauważalna. A szkoda, bo wsiadając do auta z silnikiem Bi-Turbo, spodziewamy się raczej delikatnego (no bo przecież to tylko i aż 150 KM) wciśnięcia w fotel w trakcie przyspieszania. Było to nasze pierwsze wrażenie, być może mylne z uwagi na fakt, że mieliśmy okazję testować auto z tym silnikiem zaledwie przez około godzinę.
Niestety (w naszej ocenie), najmocniejszy diesel w Astrze dostępny jest tylko ze skrzynią manualną. Szkoda, ponieważ zdaje się, znając obecną technologię, że automat mógłby lepiej radzić sobie ze zmianą biegów niż my, lekko walcząc z lewarkiem przy wkręcaniu Opla na wyższe obroty.
Wersja katalogowa, którą dostaliśmy do testu, to Elite. W standardzie są m.in: czujniki parkowania przód/tył, system OPEL EYE, klimatyzacja elektroniczna dwustrefowa. Do tego liczne doposażenia, m.in: system NAVI 4.0 IntelliLink, sportowe fotele, w tym kierowcy typu AGR (elektrycznie regulowany, bardzo wygodny!). Dzięki rozpoczętym już wyprzedażom rocznika 2018, tak wyposażony model Elite możemy zakupić już za niecałe 100 tysięcy złotych, co w tej klasie i przy obecnych cenach aut segmentu C, w naszej ocenie, jest dość dobrą propozycją.
Pora na drugie danie, czyli na benzynową odmianę Opla Insignii 1.6 DiT w wersji Grand Sport z najnowszym systemem Multimedia Navi Pro
Nasze odczucia są podobne, jeśli nie lepsze od jazdy Astrą z najmocniejszym silnikiem Diesla (oczywiście na ile w ogóle można porównywać dynamikę aut z dwóch różnych segmentów oraz dysponujących dwoma różnymi silnikami – diesel vs benzyna). Przyglądając się prezentowanym przez producenta danym technicznym, spodziewamy się naprawdę dobrych wrażeń z jazdy. Nie inaczej jest w rzeczywistości.
Insignia z nowym turbodoładowanym „sercem” nie tylko sprawia wrażenie dynamicznego auta (i naprawdę nim jest!), ale także jest pojazdem spełniającym najnowsze rygorystyczne normy emisji spalin Euro 6d-TEMP. To wszystko dzięki silnikowi z bezpośrednim wtryskiem paliwa, który został wyposażony w filtr cząstek stałych (GPF), a ten zapewnia optymalną regenerację (poprzez utlenianie cząsteczek gromadzących się w filtrze).
Wracając do dynamiki – auto rwie się do jazdy od prawie samego dołu obrotów. Niestety i tym razem nie udało nam się „załapać” na wersję z 6-biegową skrzynią automatyczną (która tym razem jest dostępna), jednakże nawet 6-biegowy manual w naszej ocenie jest bardzo dobrze zestrojony z tak mocnym – jak na tę pojemność – silnikiem. Sprint 0-100 km/h w 7,7 sekundy to bardzo dobry rezultat, dość łatwy do osiągnięcia, co może być wynikiem dobrej pracy systemu „Overboost”, który – jak tylko potrzeba – dokręca moment obrotowy z oryginalnych 280 do 300 Nm, ale także dzięki stosunkowo małej jak na te gabaryty masie pojazdu (około 1400 kg).
Przejdźmy do spalania, bo tutaj zostaliśmy dość miło zaskoczeni. Po przebyciu dwóch z proponowanych przez Opla tras, łącznie około 120 kilometrów, nasze średnie spalanie – deklarowane przez komputer pokładowy – nie przekroczyło 6,0 litrów na 100 km. Czapki z głów, BRAWO!
Wersja Insignii, jaką dostaliśmy do testu, to najbogatsza ELITE. Podobnie jak w przypadku Astry, był to model doposażony o dodatki, jak na przykład: projekcyjny wyświetlacz kierowcy „Head-up Display”, kamerę cofania oraz nawet podgrzewane fotele tylne, które możemy dostać za darmo, dzięki obowiązującemu jeszcze upustowi (– 10 000 zł) na wyposażenie dodatkowe. Tym samym cena za tego dynamicznego przedstawiciela segmentu D to około 131 400 zł w wersji Grand Sport ze skrzynią manualną w topowej wersji Elite. Około 5,5 tysiąca złotych musimy dopłacić, aby stać się szczęśliwym posiadaczem wersji Sports Tourer, natomiast 10 tysięcy złotych jeszcze dodatkowo musimy dołożyć, aby dostać skrzynię automatyczną.
Czas na deser, czyli nowy system „Multimedia Navi Pro”
Opel nie ustępuje także pola innym producentom, jeśli chodzi o wprowadzanie najnowocześniejszych systemów multimedialnych w swoim topowym modelu Insignia. Niezależnie od wybranej wersji – Grand Sport, Sports Tourer, Country Tourer czy GSi, system ten dostępny jest w opcji (wyposażenie: Enjoy oraz Innovation) lub w standardzie, w wersji Elite. Nowy system multimedialny Opla cechuje nie tylko bardzo ergonomiczny wygląd zaprojektowany jako interfejs człowiek-maszyna (HMI), sterowanie „tabletowe” z rozpoznawaniem gestów i oczywiście sterowanie za pomocą przycisków z kierownicy, ale także szereg funkcji, takich jak: płynna zmiana skali i przewijanie, informacje na bieżąco o ruchu drogowym, aktualne ceny paliw czy też bardzo pomocna – dostępność miejsc parkingowych z uwzględnieniem wybranego celu podróży oraz oczywiście aktualizacja map online. Ciekawostką jest szereg rozwiązań wspomagających funkcję „Live Traffic”, która dostarcza cennych informacji o ruchu drogowym w czasie rzeczywistym. Informacje te mogą być bowiem przesyłane w trybie łączności z Internetem (via smartfon), za pomocą protokołów TPEG przez DAB/DAB+ (TPEG to nowej generacji protokół do przesyłania komunikatów drogowych), a nawet – jak podaje Opel – poprzez transmisje TMC (Traffic Message Channel). Dzięki płynnym aktualizacjom pokonywanej trasy o zdarzenia drogowe, dodatkowo wspieranym przez informacje z danego odcinka z przeszłości, system dużo precyzyjniej jest w stanie obliczyć czas przejazdu. Multimedia Navi Pro uwzględnia aż cztery aktualizacje map rocznie, które mogą być przeprowadzone online.
Reasumując, Multimedia Navi Pro to bardzo intuicyjny system multimedialny, który w połączeniu z dużym dotykowym ekranem, o przekątnej nawet 8 cali oraz bardzo przejrzystym zestawem wskaźników o wysokiej rozdzielczości (w opcji dodatkowo z wyświetlaczem head-up display) może stać się w naszej ocenie jednym z najlepiej ocenianych przez użytkowników aut klasy średniej.