Trabant 1.1 - ostatnie tchnienie
Motoryzacja demoludów ma jedną cechę wpływającą na jej globalny charakter - długowieczność konstrukcji. W Europie Zachodniej od dziesiątek lat cykl życia modelu to 5-10 lat. Oczywiście są od tego wyjątki (Citroen 2CV, Mini), jednak one tylko potwierdzają regułę. W krajach socjalistycznych nie było pieniędzy na wdrażanie co dekadę nowych modeli. Konstruktorzy ratowali się modernizacją istniejących już samochodów - tak było z Fiatem 125p, Polonezem, Syreną i Warszawą w Polsce Ludowej. Podobnie sprawa wyglądała w ZSRR, NRD i innych krajach Bloku Wschodniego. Historia Trabanta nie może więc wiele różnić się od dziejów naszego "Małego Fiata".
Trabant był odpowiedzią na kapitalistycznego Garbusa, który co prawda był konstrukcją jeszcze rodem z III Rzeszy, jednak jego wielkoseryjna produkcja rozpoczęła się już po zakończeniu działań wojennych. Pierwowzorem Trabanta był model P70 zaprezentowany jeszcze w 1955 roku. Dwa lata później pokazano nowy model, który był nowoczesnym, małym samochodem o mocy 18 KM wykonanym z tworzyw sztucznych. W 1964 roku premierę miał Trabant 601, czyli samochód który jest bazą dla opisywanego dziś modelu 1.1. Pod względem stylistycznym nowy twór z Zwickau szedł za europejskimi trendami - nadwozie było mniej obłe niż u poprzedniczki. Niemcy przygotowali dwie wersje nadwoziowe - pojemnego sedana i jeszcze bardziej pakowne kombi.
Podstawową różnicą był silnik – aż do 1990 roku pod maską każdego Trabanta, który opuszczał fabrykę znajdował się niezbyt mocny dwusuw - początkowo o mocy 23 KM, później nieco mocniejszy - 26-konny. Dopiero po upadku Muru Berlińskiego, Trabant otrzymał nowe zawieszenie oparte na kolumnach McPhersona, hamulce tarczowe oraz nowoczesną jednostkę napędową pochodzącą z Volkswagena Polo. Silnik o pojemności 1034 cm3 miał znacznie większą moc niż dwusuw - aż 40 KM. Na wielu może nie robi szczególnego wrażenia, jednak Trabant 1.1 ważył około 700 kg, więc osiągi były zadowalające. Odważni mogą rozpędzić „Forda Kartona” nawet do 120 km/h. Spalanie Trabanta 1.1 nie jest szczególnie wysokie - przy spokojnej jeździe na trasie można zejść nawet do pułapu 6,5 litra. Koszty części są niskie, a naprawy można wykonać w domowym zaciszu. Użytkowanie Trabanta 1.1 może być tańsze dzięki zastosowaniu instalacji gazowej
Ostatni model Trabiego został wyprodukowany w liczbie niespełna 40 tysięcy egzemplarzy, a jego produkcja została zakończona 30 kwietnia 1991 roku. Na kilka miesięcy przed zakończeniem wytwarzania Trabanta zaprezentowano model pick-up, który nie został jednak wdrożony do produkcji. Trzy lata później wypuszczono limitowaną wersję 444 sztuk Trabantów wyposażonych w katalizator. Wszystkie z nich były wersją kombi (Universal) i posiadały pomalowane na złoto emblematy. Trabant 1.1 to najbardziej „cywilizowana” wersja „kartonowego samochodu” ze względu na swój silnik, który co prawda z nowoczesną technologią wiele wspólnego nie ma, ale przynajmniej by go zatankować nie trzeba mieszać benzyny z olejem.
Podobnie jak niemal każda wielkoseryjna konstrukcja z krajów socjalistycznych, również Trabant posiadał szereg prototypów (np. Trabant P1100), które mogłyby odmienić nie do poznania ten model. Los potoczył się jednak tak, że historia zakończyła się na czterosuwowym Trabancie 1.1, który bazował na konstrukcji z lat sześćdziesiątych. Dziś Trabant 1.1 ze względu na niski komfort podróżowania nie jest konkurentem nawet dla najtańszych samochodów miejskich wyprodukowanych w latach dziewięćdziesiątych, jednak miłośnicy youngtimerów mogą się nim zainteresować. „Mydelniczka” zwraca uwagę przechodniów, gdyż jeździ ich coraz mniej. Wydatek kilkuset złotych za samochód na chodzie lub nieco ponad dwóch tysięcy za Trabanta 1.1 w bardzo dobrym stanie daje szansę właścicielowi nie tylko na wywoływanie uśmiechu i wspomnień wśród innych użytkowników drogi, ale również pozwala na udział w licznych zlotach miłośników Trabanta.
Fot. Norbert Kaiser na licencji CC