Toyota RAV4 – zima z hybrydą
Mamy początek zimy. Pierwsze opady śniegu za nami i jak to bywa co roku, nie wszyscy zdążyli się przygotować do warunków panujących na drogach. O konieczności zmiany opon na zimowe nierzadko przypominamy sobie dopiero wtedy, kiedy jesteśmy zmuszeni poświęcić chwilę na znalezienie auta ukrytego pod białym puchem. Klimat, jaki będzie gościł u nas przez najbliższe kilka miesięcy, zapewne nie jest najbardziej lubianym wśród kierowców. Czy hybrydowy SUV od Toyoty sprosta wyzwaniu i nie przestraszy się zimy?
Słyszysz „hybryda” – myślisz „Toyota”. Nic dziwnego, ponieważ japońska marka pierwszy swój model z takim napędem wprowadziła pod koniec ubiegłego wieku. Prius, choć nie grzeszył urodą, wbił się na rynek z nową – innowacyjną jak na tamte czasy – technologią. Jego specyficzny wygląd podyktowany miał być jak najniższym oporem powietrza, co nie wszystkim przypadło do gustu. O ile w przypadku auta pokroju Priusa można pokusić się o zabiegi zwiększające ekonomię, o tyle ciężko sprostać wyzwaniu, kiedy na kartce projektanta widnieje niemały SUV. Na szczęście dzisiejsze, hybrydowe modele japońskiego producenta nie różnią się zbytnio od swoich mniej ekologicznych odpowiedników, a w przypadku RAV4 możemy śmiało powiedzieć, że nie ma praktycznie żadnych różnic z zewnątrz. Jedyne co wyróżnia ten hybrydowy model, to niebieskie emblematy zamiast czarnych, słowo Hybrid na klapie bagażnika oraz naklejka na szybie informująca innych kierowców, że jesteśmy bardziej eko od nich.
„Niezawodny napęd hybrydowy” – jak działa w praktyce?
Pierwsze wrażenie po naciśnięciu niebieskiego przycisku i nie jesteśmy do końca przekonani, czy możemy ruszać. Przecież nie było słychać startującego silnika, a w lusterku nie dostrzegamy spalin, wydobywających się z tyłu pojazdu. Podpowiedź dostajemy wyświetloną na ekranie o przekątnej 4,2”, znajdującym się między zegarami. Napis „READY” daje znać, że auto jest gotowe do podróży. Skrzynia w pozycję D i ruszamy. Przez kilka chwil jedziemy w kompletnej ciszy. Niestety, ten moment nie trwa zbyt długo. Auto przy niskich temperaturach szybko pozwala na uruchomienie silnika spalinowego, który lekką wibracją informuje nas o swojej aktywności. Nie jest on głośny, ale bez problemu odróżnimy, w jakim trybie aktualnie się poruszamy. Dźwięki, jakie wydaje odmiana hybrydowa, są specyficzne i czasami różne od tradycyjnego napędu. Do tego dochodzi jeszcze bezstopniowa skrzynia CVT, która swoim działaniem również odbiega od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Jedna wyprawa może zaprezentować nam różne oblicza auta. W mieście potrafi zachwycić ciszą i prawie bezszelestnym przemieszczaniem się w trybie elektrycznym. „Pełzanie” w godzinach szczytu, kiedy to jesteśmy wyprzedzani przez przechodniów, wydaje się być idealnym scenariuszem dla hybrydy. Przy naładowanych akumulatorach pokonanie w takich warunkach około dwóch kilometrów nie powinno sprawić problemów. Dwa silniki elektryczne pozwalają na rozpędzenie się do prędkości około 50 km/h. Niestety, żeby to osiągnąć, musimy się bardzo postarać. Zdecydowanie nie jest to coś, co chcielibyśmy powtarzać do znudzenia. Żeby być eko, trzeba być bardzo cierpliwym… Każde mocniejsze wciśnięcie gazu sprawia, że do gry wchodzi motor benzynowy.
Wyjeżdżając na trasę, możemy zdziwić się, kiedy podczas mocnego przyspieszania do naszych uszu zacznie dobiegać niezbyt przyjemny i przedłużający się dźwięk jednostki spalinowej. Jest to efekt zastosowania bezstopniowej skrzyni biegów, która zwyczajnie nie jest stworzona do jazdy, podczas której wykorzystujemy pełny potencjał samochodu. Jest to jej jedyna wada, którą dostrzeżemy tylko wtedy, jeśli zechcemy wcisnąć gaz w podłogę. „Receptą” jest operowanie nim w okolicach osiemdziesięciu procent maksymalnego położenia. W takim wypadku auto będzie przyspieszać nieco wolniej, ale odpłaci się dużo niższym poziomem hałasu. Skrzynia CVT idealnie spisuje się w miejskiej dżungli. To właśnie tutaj docenimy jej gładkość działania i komfortowy charakter.
Jeśli myślimy, że kompletna cisza w korkach oraz wycie silnika na trasie to wszystko, co usłyszymy w hybrydowej odmianie, to powinniśmy zaczekać do hamowania. Wtedy przenosimy się na chwilę do…tramwaju. Tyle, że dużo krótszego, bardziej komfortowego i takiego, w którym nie musimy kurczliwie trzymać się poręczy z obawą o gwałtowny ruch motorniczego. Podczas wytracania prędkości, w ostatniej fazie do naszych uszu dochodzi dźwięk identyczny do tego, który słyszymy, kiedy na przystanku zatrzymuje się tramwaj. Akumulatory odzyskują wtedy energię, co pozwoli nam na kolejne bezszelestne przemieszczanie się w korku. Dźwięk jest zastanawiający i ciekawy, ale nie drażniący. Jedna wyprawa – trzy doznania.
Na co dzień
Toyota RAV4 nie rozpala kierowcy do czerwoności przed każdą podróżą. Nie próbuje tego robić, ponieważ została stworzona do innych celów. Priorytetami są względy rodzinne, a nie góra emocji. A skoro famiia będzie korzystać ze średniej wielkości SUV-a, to wypadałoby, żeby wizyta przy dystrybutorze nie rujnowała dnia głowie rodziny. Po to właśnie zastosowano tu napęd hybrydowy. Dzięki takiemu zabiegowi, a co za tym idzie, częściowej jeździe w trybie elektrycznym, w dużym mieście średnie spalanie oscyluje wokół 8 litrów. Trasa wypada jeszcze lepiej. Drogi wojewódzkie i stała jazda z prędkością do 100 km/h to wydatek 6 l/100 km. Na średnie spalanie rzędu 5,2 litra, jak podaje producent, niestety nie ma co liczyć, ale do tego powinniśmy się już przyzwyczaić.
Sama jazda relaksuje i nie wymaga od kierowcy zbyt dużo uwagi. Auto prowadzi się pewnie i mimo swoich gabarytów nie sprawia wrażenia ociężałego, a już na pewno nie możemy powiedzieć, że „pływa” po drodze. Skórzane fotele dobrze podpierają ciało, a przy tym nie męczą go podczas dłuższej trasy. Również co do pozycji za kierownicą nie powinniśmy mieć zastrzeżeń. Co razi w oczy, to duża ilość sztucznych tworzyw oraz mało nowoczesny wygląd deski rozdzielczej. Wydaje się, że niektóre przyciski pamiętają czasy, kiedy „niezawodny napęd hybrydowy” Toyoty był jeszcze w głowach producentów. Odświeżenia wymaga także system multimedialny z nawigacją. To pierwsze może jest w miarę intuicyjne, ale szybkość oraz szata graficzna nie przystoi do obecnych czasów. Jeśli natomiast chcemy wyznaczyć trasę, to zdecydowanie lepiej użyć smartfona. Na pewno będzie dużo szybciej i zaoszczędzimy sobie nerwów. Nawigacja stosowana przez Toyotę jest wolna, nieintuicyjna, a sterowanie mapą niezrozumiałe. Na plus – kamera cofania prezentująca obraz dobrej jakości. Z racji tego, że nie jest chowana, w obecnych warunkach będzie wymagać od kierowcy regularnego dbania o czystość, ale odpłaci się dobrym widokiem i zwiększeniem pewności przy cofaniu.
Mocne karty wersji Selection
Jeśli stoimy przed wyborem auta na zbliżający się zimowy okres, to zapewne zależy nam na bezpieczeństwie, napędzie na wszystkie koła czy podniesionym prześwicie. Wszystko to zaoszczędzi nam dużo nerwów oraz pozwoli na pewniejszą jazdę w trudnych warunkach. Wydaje się, że receptą na coroczne, zimowe problemy są obecne na każdym kroku SUV-y. Ich popularność nie wzięła się przecież znikąd. A jak przygotował się nasz „gość” na zimne, krótkie dni i długie wieczory?
Toyota RAV4 ma kilka asów w rękawie, które sprawią, że poranny widok śniegu za oknem nie powinien zepsuć nam dnia, zanim ten na dobre się rozpoczął. Zwiększony prześwit oraz dołączany napęd 4x4 to zdecydowanie mocne strony japońskiego SUV-a. Dzięki temu przedzieranie się przez roztopiony śnieg i błoto będzie mniej stresujące, niż gdybyśmy mieli zrobić to samo w rodzinnym kombi. Warto wspomnieć, że odmianę hybrydową od jezdni dzieli 17,7 cm, co powinno wystarczyć na komfortowe pokonywanie codziennych tras. Po dotarciu do celu i otwarciu drzwi, ku naszemu zaskoczeniu, ujrzymy czyste progi. To jeden z asów przygotowanych przez Toyotę. Drzwi zachodzą bardzo nisko, dzięki czemu przy wysiadaniu nie narazimy naszych spodni na bliskie spotkanie z urokami zimowej aury. W polskich realiach często docenimy to rozwiązanie.
Żeby odkryć kolejne mocne pozycje w talii Toyoty, należałoby zapoznać się z Pakietem Winter, oferowanym w standardzie, w wersji Selection. W swoim składzie ma on kilka asów, przydatnych szczególnie w zimniejsze dni. Po nocnych opadach śniegu, wyjeżdżając z parkingu, będziemy mogli pomachać sąsiadowi walczącemu z zamrożoną przednią szybką. Powodem nie będzie to, że nasze auto spędziło noc w ciepłym garażu. Dzisiejsza „ravka” wyposażona jest w szybko i efektywnie działającą podgrzewaną przednią szybę oraz dysze spryskiwaczy. Świetne rozwiązanie, które powinno być montowane obowiązkowo w każdym aucie. Do zimowych wspomagaczy zaliczymy także podgrzewane fotele oraz kierownicę. Obręcz robi się ciepła jedynie w miejscach potocznie zwanymi „za piętnaście trzecia”, bądź „za dziesięć druga”, co wymaga od kierowcy trzymania obu rąk we właściwym położeniu.
Co dodatkowo może nam zaoferować linia Selection? W kwestii bezpieczeństwa zaletą jest zbiór systemów Toyota Safety Sense, który kryje kilka wartych uwagi funkcji. W jego skład wchodzą systemy takie jak Pre-Collision System, wychwytujący przeszkody na drodze. Przydatna rzecz, kiedy jeździmy przez większość czasu w miejskim tłoku. PCS czuwa nad nami i jeśli uzna, że zbliżamy się ze zbyt dużą prędkością do pojazdu, powiadomi nas głośnym dźwiękiem, a w razie konieczności zmusi auto do wyhamowania. Więcej korzyści zobaczymy, wybierając się w trasę. Lane Departure Alert dba o to, aby auto nie zmieniło pasa ruchu. System nie zawsze działa tak jak powinien, dlatego nie powinniśmy ufać mu w stu procentach. Co innego jeśli mówimy o kolejnej funkcji, jaką jest aktywny tempomat ACC. Tutaj nie można mieć zastrzeżeń, system działa bardzo dobrze. Podobnie jest z rozpoznawaniem znaków. Road Sign Assist, poprzez radar umiejscowiony w przedniej części pojazdu, sczytuje znaki drogowe i rzadko kiedy nie dostaniemy informacji o aktualnej prędkości na danym odcinku drogi. Ostatnią funkcją, zawartą w systemie Toyota Safety Sense, są automatyczne światła drogowe (Automatic High Beam). Poprawnie wychwytują pojazdy jadące z naprzeciwka i do czasu minięcia z innym autem zastępują światła drogowe, światłami mijania.
Jeśli chodzi o wygląd, to ten nie przeszedł dużej zmiany. Obecna generacja RAV4 jest z nami od roku 2013, a w zeszłym zdecydowano się przeprowadzić facelifting. Zabieg był udany, kształty stały się smuklejsze, a sama sylwetka wydaje się lżejsza, szczególnie z przodu. Nowa, bo wprowadzona latem tego roku linia Selection, posiada przyciemnione tylne szyby oraz tylny dachowy spojler, nadający nieco więcej dynamiki. Cechą wyróżniającą są również dwa warianty kolorystyczne. Toyota określa je mianem „szlachetnego srebra” w wersji Platinum i głębokiej czerwieni w odmianie Passion. Obie posiadają dobrze wyglądające, skórzane fotele z eleganckim wytłoczeniem na oparciach. Po wyjściu, kierując się ku tyłowi, także napotkamy podobny napis na słupkach C. Nie jest to krzykliwy zabieg, a jedynie podkreślenie limitowanej wersji. Wygodnym rozwiązaniem, oferowanym w standardzie w tej wersji, jest elektrycznie podnoszona klapa bagażnika. Możemy ją unieść, przytrzymując przycisk schowany za kierownicą, przy pomocy kluczyka lub wykonując ruch nogą. Ta funkcja w większości przypadków działa bez zarzutu, choć sama czynność otwarcia i zamknięcia powinna być zdecydowanie szybsza. Toyota, dzięki wielu zabiegom, została odpowiednio przygotowana na każde warunki, które możemy spotkać na polskiej, zimowej drodze.
Miejskie przeprawy, a także dalekie trasy nie są niczym, czego przestraszy się japoński SUV. Technologia hybrydowa ma dużo zalet, jednak wykorzystanie mocy elektrycznych silników nie jest tak efektywne, jak byśmy tego oczekiwali. Wydaje się, że połączenie motoru spalinowego z tym zasilanym na prąd ma przybliżyć nas do korzystania jedynie z tego drugiego w przyszłości.
Ceny Toyoty RAV4 rozpoczynają się od 95 900zł – model jest do wyboru z benzyną 2.0 lub silnikiem wysokoprężnym o tej samej pojemności. Za testowaną dzisiaj wersję hybrydową z napędem 4x4, w nowej linii Selection, zapłacimy minimum 151 900zł. W tej cenie otrzymujemy bardzo dobrze wyposażone rodzinne auto, które nie przestraszy się zimy i dzielnie stawi czoła każdym warunkom na drodze.