Toyota Prius Plug-in i wakacyjny wyjazd? Tak, ale...
Zamysł projektantów Toyoty Prius Plug-in był prosty – ekologiczne i ekonomiczne auto, głównie do przemieszczania się w mieście. Świadczy o tym chociażby ilość miejsca w bagażniku oraz to, że do środka zmieścimy nie pięć, a maksymalnie cztery osoby. O ile na krótkie przejażdżki wielkość auta jest wystarczająca, to dłuższe wakacje mogą być niemałym wyzwaniem dla japońskiego ekologa. Postanowiliśmy nie wykorzystywać wszystkich foteli i w polskie góry wybraliśmy się w dwie osoby.
Położenie geograficzne kraju gwarantuje nam dostęp zarówno do morza, jak i rozległych jezior oraz pięknych gór, przyciągających każdego roku turystów nie tylko z Polski, ale także z sąsiadujących Niemiec, Czech i Słowacji. Wybraliśmy ostatnią opcję, aby odpocząć od zgiełku miasta i nabrać sił na drugą połowę roku. Piękne widoki i rozległe krajobrazy fundują polskie Karkonosze, dlatego właśnie tam uciekliśmy na tydzień.
Prius w trasie
Poniedziałek, godzina 7:00. Po szybkim śniadaniu, a także upewnieniu się, że niczego nie zapomnieliśmy, pakujemy dwie walizki i dwie małe torby do białego Priusa. Powoli opuszczamy wschodnie tereny i kierujemy się na zachód. Przed nami prawie 650 km do Karpacza, z przewagą dróg ekspresowych i kawałkiem autostrady.
Na starcie zrezygnowaliśmy z używania nawigacji zastosowanej w aucie, gdyż – delikatnie mówiąc – nie jest z najwyższej półki. Znaki na Wrocław pokierują nas w dobrym kierunku.
Cała trasa, mimo że zajęła z przerwami około ośmiu godzin, nie była męcząca. Wygodny fotel kierowcy z „pompowaniem” odcinka lędźwiowego spełnił swoją rolę w stu procentach. Dzięki temu, zamiast myśleć o zmęczeniu, można było rozkoszować się co chwila ładniejszymi widokami. Im bliżej celu, tym ciekawiej za oknami, a sam Prius nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia i dzielnie jechał przed siebie.
Pełny bak przy dystrybutorze pokazał 840 km zasięgu, więc pewni byliśmy, że szukanie stacji paliw na trasie nie będzie konieczne. I faktycznie, silnik benzynowy, pomimo że musiał się napracować, to nie wymagał dużych ilość paliwa. Prędkości rzędu 120-140 km/h na ekspresówkach i autostradach, przeplatane z prędkościami dozwolonymi na drogach wojewódzkich dały wynik z całej trasy na poziomie 4,8l/100km. Chociaż zużycie paliwa dalekie było od deklarowanych 1,2l/100km, to pamiętajmy, że Prius w trasie nie miał łatwo.
Pomocne było częste ładowanie akumulatorów podczas hamowania i toczenia się, dzięki któremu co jakiś czas uruchamiał się napęd elektryczny, pozwalający przejechać kilka kilometrów „za darmo”.
Drugim sposobem, aby zaoszczędzić na benzynie, jest włączenie trybu ładującego baterie poprzez działanie silnika spalinowego. Wady? Głośniejsza praca jednostki benzynowej i minimalnie wyższe spalanie. Zalety? Naładowane akumulatory. Wystarczy chwilowe przytrzymanie środkowego przycisku przy drążku bezstopniowej skrzyni biegów. Nam udało się uzyskać na odcinku kilkudziesięciu kilometrów dodatkowe 42 km jazdy w trybie EV. Możemy skorzystać z tego od razu, albo zostawić „na później”, bowiem baterie kumulują uzbieraną energię.
Hybrydowa Toyota to auto zdecydowanie do miasta, ale za prowadzenie przy wysokich prędkościach należą się jej duże brawa. Po pierwsze – pewność za kierownicą. Na opływowe kształty zdaje się nie mają wpływu żadne czynniki zewnętrzne. Mocny deszcz i dosyć silny wiatr jakby omijały futurystyczną bryłę. To samo tyczy się wyciszenia wnętrza. Próżno szukać tu szumów z okolic lusterek i słupków A, jak ma to miejsce chociażby w wielu kompaktowych autach. Tylko silnik nie daje o sobie zapomnieć, kiedy mocno przyspieszamy… Wówczas robi się bardzo głośno i nieprzyjemnie w środku.
Poniedziałek, godzina 15:15. Przywitanie Karpacza. Prius Plug-in w pierwszej części wyjazdu spisał się na medal. Toyocie należy się odpoczynek, a my zdecydowaliśmy się nie tracić czasu i korzystając ze słonecznej pogody, zwiedzić zakątki miasta.
Na sam szczyt
Kolejne dni obfitowały w wiele wyjazdów po okolicach. Karpacz, Jelenia Góra, Szklarska Poręba i Karkonoski Park Narodowy skrywają wiele tajemnic. Te kilka dni może okazać się za mało, aby odkryć je wszystkie, dlatego – nie tracąc czasu – witamy się po raz kolejny z Priusem i odwiedzamy kolejne miejsca. Tu nasz hybrydowy zestaw nie będzie miał lekko. Podjazdy są strome i długie, a kiedy wydaje się, że to był już ostatni, wtedy za łukiem pojawia się... kolejny, jeszcze większy i dłuższy.
W takich warunkach wychodzi zaleta bezstopniowej skrzyni E-shift. Owszem, momentami bywa bardzo głośno, kiedy silnik wchodzi w zakres maksymalnych obrotów, ale z drugiej strony – nie narażamy się na żadne szarpnięcia przy redukcjach. W warunkach, jakie musiał pokonywać Prius, zwykły automat nie miałby chwili wytchnienia, co chwilę zastanawiając się, który bieg jest właściwy do danej sytuacji.
Po osiągnięciu tzw. Zakrętu Śmierci – chwila dla nas, żeby z góry rozkoszować się widokiem na panoramę Karkonoszy, Kotlinę Jeleniogórską i Zamek Chojnik. Warto odwiedzić to miejsce ze względu na historię, a w szczególności na widok, ukazujący piękno tamtych terenów.
Po dłuższej chwili sprawdziliśmy napęd elektryczny podczas zjazdu z góry do wypłaszczenia na odcinku 5,4 km. Tylko dzięki hamowaniu, bez załączenia choćby na chwilę silnika benzynowego, naładowaliśmy baterie z początkowych 0 km do 10,3 km. W takich warunkach średnie spalanie spadło do poziomu poniżej 4l/100km. Pomimo stromych podjazdów pod górę zbieranie energii przez baterie pozwala w dłuższej jeździe zaoszczędzić kolejne mililitry benzyny.
Będąc w Karkonoszach, nie mogliśmy nie wejść na wizytówkę tego pasma górskiego, czyli na Śnieżkę. Pozwoliliśmy sobie znowu poprosić o pomoc Priusa, żeby dowiózł nas na początek szlaku na szczyt. Po drodze mijamy zabytkową Świątynię Wang, a dalej niebieski szlak prowadzi nas przez zielone polany, Mały Staw, schroniska, aby dojść na Śnieżkę. Gdy jesteśmy w tamtych okolicach, nie można tego przegapić. Po wszystkim nasze auto w kompletnej ciszy zabrało nas na zasłużoną kolację.
Komplet to za dużo
Na początku wspomniałem, że odmianie Plug-in brakuje piątego miejsca. Jeśli wziąć pod uwagę wyjazd na wakacje, to nie ma to większego znaczenia. Dlaczego? A to dlatego, że to auto dla maksymalnie trzech osób, które wyjazd planują z rozwagą i nie zabiorą z domu połowy swojego dobytku. Dla dwóch osób bagażnik okazał się zbyt mały i jedna mała torba, a raczej większy plecak musiał powędrować na tylną kanapę. Trzecia osoba musiałaby mieć świadomość, że jej podróż umilą bagaże na fotelu obok.
Niestety, zastosowanie baterii wymogło podniesienie podłogi, przez co bagażnik jest płaski i ma tylko 360 litrów pojemności. Walizki podróżnicze zmieszczą się na długość, ale z ustawieniem ich „na boku” już będziemy mieć problem.
Na szczęście z przodu, jak i na tylnej „kanapie” miejsca jest pod dostatkiem. Wnętrze jest naprawdę obszerne i na warunki podróżowania nikt nie powinien narzekać. Gdyby jeszcze rozwiązać problem małego kufra, wtedy Prius Plug-in kosztowałby pewnie więcej.
Powrót
W drodze powrotnej postanowiliśmy zahaczyć o stolicę Dolnego Śląska, czyli malowniczy Wrocław. Następnie autostrada na Kraków i zakończenie wycieczki. 1500 km w każdych warunkach pokazało, że Prius Plug-in to twardy zawodnik. Nie straszne mu burze na trasie, wysokie góry i strome zjazdy. Każdą sytuację wykorzystuje, żeby oszczędzić kilka kropel Pb95. I to mu się udaje.
Na koniec licznik wskazał 4,9l/100km. Jak na tak zróżnicowane warunki, od szybkich autostrad po wysokie obroty w czasie podjazdów pod górę, to więcej niż dobry wynik.
Do oceny bardzo dobrej zabrakło jedynie większych możliwości transportowych. Dwie osoby ze swoimi bagażami to najlepsza opcja dla Priusa. Oprócz tego ciężko znaleźć jakieś inne wady. Mocne 4+ w pełni zasłużone.