Toyota Prius Plug-in Hybrid kontra Hyundai IONIQ Plug-in – starcie „zielonych” tytanów
Ostatnio podczas spaceru obserwowałem mijające mnie auta – najwięcej było klasycznych, spalinowych samochodów, ale zdarzały się też hybrydy. Wśród nich nie spotkałem natomiast ani jednej odmiany typu „plug-in”, czyli takiej hybrydy, którą możemy doładować z gniazdka. Czym może być to spowodowane? Takie wersje są z jednej strony droższe od standardowych, z drugiej – jest to zdecydowanie „świeższa” technologia, a większość z nas woli sprawdzone rozwiązania. Aby przybliżyć wrażenia z obcowania z takimi autami, porównam dziś ze sobą dwa najpopularniejsze modele z wtyczką do ładowania – Toyotę Prius Plug-in Hybrid oraz Hyundai’a IONIQ Plug-in.
Japońska ekstrawagancja czy koreański spokój?
Gdy postawimy obok siebie te dwa auta, od razu zauważymy, że projektanci mieli zupełnie inne wizje. Toyota jest kontrowersyjna, nie przejdziemy obok niej obojętnie. A Hyundai? Spokojniejszy, ale wciąż nowoczesny. Jest jednak jedna rzecz, która łączy wygląd tych pojazdów – w obu przypadkach starano się o jak najlepszą opływowość nadwozia.
Niektórzy, patrząc na bryłę Priusa PHV, zachwycą się nad jego futurystycznością, a inni rozczarują – dokładnie z tego samego powodu. Przód auta jest zdominowany głównie przez lampy, które zostały podzielone na dwie części: poziomą i pionową. Ciekawie również prezentuje się czarny element pośrodku zderzaka.
Hyundai poszedł zupełnie inną drogą – IONIQ z frontu to zwykły hatchback, który w wielu kwestiach bardzo przypomina swojego popularnego brata – i30. Podobieństwo to widzimy m.in. patrząc na reflektory.
Z profilu Prius Plug-in Hybrid, podobnie jak koreański rywal, może nawet przypominać odrobinę coupe. A wszystko to przez wolno opadającą linię dachu. Prius już standardowo wyróżnia się ostrymi liniami i załamaniami, a IONIQ – elegancką linią z kilkoma chromami.
Tył Toyoty to znów pokaz wyobraźni projektantów – nie spotkamy takiego w żadnym innym aucie. Podobnie jak z przodu, tylne lampy podzielone są na część poziomą i pionową. Charakterystycznie już dla Priusów, tylna szyba jest przedzielona. Hyundai również posiada takie rozwiązanie, ale dalej są tylko różnice. Podczas gdy Hyundai zamontował jeden skromny napis „plug-in”, Toyota postanowiła okrasić testowego Priusa wieloma znaczkami, przypominającymi nam, czym jedziemy.
A jak odróżnić IONIQ’a Plug-in od wersji klasycznej? Najprościej po klapce od gniazda ładowania, znajdującego się na lewym przednim błotniku oraz po zmienionym wzorze felg. W przypadku Toyoty rozróżnienie modelu z dodatkową wtyczką od tego bez niej, nie stanowi żadnego problemu – z zewnątrz są to zupełnie inne samochody.
Dwa światy
Podobnie jak z zewnątrz, w środku te dwa auta przedstawiają zupełnie różne filozofie. Prius na każdym kroku pokazuje, że jest inny niż wszyscy. W Hyundai’u z kolei, gdyby nie dodatkowe pulpity z funkcjami np. przepływu energii, moglibyśmy pomyśleć, że siedzimy w zwykłym aucie, które nie ma pod maską nic nadzwyczajnego.
Najdziwniejszym elementem we wnętrzu japońskiej hybrydy plug-in jest na pewno joystick do sterowania pracą automatycznej skrzyni biegów. Na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowany, ale po pewnym czasie okazuje się być – wbrew pozorom – bardzo wygodny. Koreańczycy natomiast postanowili zrobić wszystko „normalnie”, więc dźwignia automatu wygląda tradycyjnie.
Oba auta starają się jak najbardziej dbać o nasze bezpieczeństwo. Na pokładzie nie brakuje aktywnego tempomatu z funkcją awaryjnego hamowania czy asystenta pasa ruchu. Podróże w Priusie umili nam wyświetlacz HUD, a w IONIQ-u np. wentylowane fotele i podgrzewana kierownica.
Praktyczność zarówno dla Toyoty jak i Hyundai’a to nie jest obce słowo, ale Prius poradził sobie w tej kwestii lepiej. Oferuje np. dwa uchwyty na kubki, dużą tackę z możliwością ładowania w standardzie QI oraz praktyczny podłokietnik.
W obu modelach nie mamy problemu ze znalezieniem wygodnej i bezpiecznej pozycji za kierownicą, a to za sprawą dużej ilości miejsca – zarówno na boki, jak i nad głową. Trochę inaczej sytuacja ma się z tyłu. Wszystko przez maksymalną ilość osób, jaką przewieziemy poszczególnymi samochodami. W Priusie PHV zmieścimy maksymalnie cztery osoby, a w IONIQ-u Plug-in podróżować możemy w piątkę. Dlatego więc w Priusie żaden pasażer nie będzie narzekać na niedobór komfortu, podczas gdy w Hyundai’u taka sytuacja może mieć miejsce – brakuje po prostu przestrzeni na szerokość.
A gdzie zmieścimy bagaże? Patrząc na zewnętrzne gabarytu obu aut, możemy być lekko rozczarowani pojemnością bagażników – Prius oddaje nam 360 litrów, a IONIQ o 20 litrów mniej. Pakując się zatem na dłuższą podróż, musimy mądrze gospodarować miejscem.
Ekologia w czystej postaci
Toyota Prius Plug-in Hybrid dysponuje mocą 122 KM, a Hyundai IONIQ Plug-in 141 KM i tę różnicę czuć nie tylko na papierze. Do pierwszej setki japońska hybryda rozpędza się w 11,1 sekundy, a koreańska w 10,6 sekundy. Teoretycznie dysproporcja niewielka, ale w praktyce jest odczuwalna. Hyundai’a też rozpędzimy do wyższej prędkości – 178 km/h kontra 162 km/h w Toyocie.
Największą różnicą między tymi autami w kwestii prowadzenia jest jednak skrzynia biegów. W Priusie od lat spotkamy CVT (w tej generacji E-CVT), a w IONIQ-u znajdziemy niespodziankę – dwusprzęgłowy, 6-stopniowy automat. Co to oznacza na drodze? Podczas mocniejszych przyspieszeń Prius będzie utrzymywać stałe obroty, przez co wielu kierowców powie, że ten samochód „wyje”. Według badań Toyoty takie działanie ma na celu jak najsprawniejsze wykorzystanie mocy silnika. Jest to na pewno kwestia, do której trzeba się przyzwyczaić. Hyundai’em rozpędzamy się natomiast klasycznie – obecność silnika elektrycznego w żadnym stopniu nie zmieniła sposobu działania automatu.
Samochody tego typu mają być komfortowe, bezproblemowe i przede wszystkim tanie w eksploatacji. Jeśli mamy możliwość ładowania auta w domu i np. w pracy, to hybryda typu plug-in jest świetnym wyborem. W przypadku Toyoty przy spokojnej jeździe na samym prądzie, przejedziemy realnie niecałe 50 km, a Hyundai’em około 55 km. Różnica naprawdę niewielka zważywszy na to, że wiele zależy od sytuacji na drodze, a nawet od pory roku.
Ładowanie akumulatora może odbywać się na kilka sposobów. Najczęściej będziemy korzystać zapewne ze zwykłego gniazdka 230 V (ładowanie potrwa wtedy u Toyoty 3 godziny 10 minut, a u Hyundai’a 2 godziny 15 minut) lub odzyskiwania energii podczas toczenia się. W Toyocie mamy dodatkowo tryb Brake, w którym pojazd wyraźnie szybciej wytrąca prędkość, ale odzyskuje wtedy więcej energii.
Przejdźmy w końcu do meritum, czyli spalania. Gdy mamy pełny akumulator, możemy cieszyć się średnim zużyciem paliwa w mieście w przypadku Priusa na poziomie 1,5l/100km, podczas gdy Hyundai spali około 2l/100km. A co jeśli mamy pustą baterię? Spalanie wzrośnie odpowiednio do 4l/100km i 5,5l/100km.
Bycie „eko” nie należy do najtańszych…
Podstawowa Toyota Prius Plug-in Hybrid to wydatek rzędu 150 900 zł. Ta wersja jest jednak już bardzo bogato wyposażona – m.in.: w kamerę cofania, komplet systemów asystujących czy bezkluczykowy dostęp. Najciekawszą opcją w konfiguratorze jest na pewno dach z panelami fotowoltaicznymi, który doładowuje akumulatory, korzystając z energii słonecznej.
Za Hyundai’a IONIQ Plug-in przyjdzie nam zapłacić trochę mniej – 145 900 zł. Jego wyposażenie będzie w tej cenie też nieco uboższe niż w przypadku japońskiego konkurenta. Jeśli chcemy cieszyć się bogatszą wersją, to wydamy już 163 900 zł.
Porównując te dwa auta, możemy dojść do wniosku, że wśród nich nie ma złego wyboru. Musimy się tylko zastanowić, czy chcemy pokazywać wszystkim dookoła, że jesteśmy „eko”, czy wolimy bez zwracania uwagi na siebie pokonywać bezszelestnie kolejne kilometry. W pierwszym przypadku świetnie odnajdzie się Prius PHV, a w drugim IONIQ Plug-in – decyzja należy do nas.