Toyota Prius Plug-in – czy warto dopłacać za wtyczkę?
„Niezawodny napęd hybrydowy” – to hasło, które coraz częściej można spotkać na autach japońskiego producenta. Około cztery miliony sprzedanych aut modelu Prius od początku produkcji i półtora miliona różnych modeli Toyoty w samym 2017 roku to liczby, obok których nie da się przejść obojętnie. Toyota po raz kolejny pokazuje, że zna się na rzeczy i tym razem atakuje z kolejną, ulepszoną odmianą swojej najbardziej rozpoznawalnej hybrydy. Kolejny już miesiąc testujemy Priusa w odmianie Plug-in. Tym razem zastanowimy się, czy ta wersja jest warta dopłaty 9 000 zł.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że uroda „zwykłego” Priusa nie stawia go w pierwszym rzędzie aut w plebiscycie na najładniejsze auto. I to nie w swojej klasie, a w ogóle. Co innego kiedy spojrzymy na wersję Plug-in. Tutaj każda zmiana wyszła na dobre. Czy nie można było od razu stworzyć takiego projektu?
Zadziorny przód, łagodniejszy tył, efektowne światła oraz lepiej poprowadzona linia boczna sprawiają, że patrzenie na sylwetkę nie przyprawia nas o zawroty głowy, a nawet może się podobać. Środek pozostał bez zmian, jedynym dodatkiem jest trzeci przycisk przy drążku przekładni CVT, służący do ładowania akumulatorów, ale o nim później. Całość robi dobre wrażenie i trochę szkoda, że obie odmiany nie wyglądają tak dobrze. Wniosek? Dodatkowe kilka tysięcy złotych to przepustka do ładniejszego świata Toyoty.
To, co najważniejsze
Zasięg. To kluczowy parametr i najważniejsza cecha testowanej odmiany. To właśnie teraz Prius Plug-in wyciąga „asa z rękawa” i pokazuje swoją wyższość nad zwykłą wersją. Wyobraźcie sobie scenariusz, w którym to codziennie jeździcie do pracy i wracacie z niej bez konieczności odpalenia choćby na moment silnika spalinowego. Całkowita cisza, natychmiastowa reakcja na gaz, dzięki napędowi elektrycznemu i świadomość bycia bardziej „eko” od innych. Dziwne uczucie, ale całkowicie możliwe, dzięki zastosowaniu dużej baterii litowo-jonowej o pojemności 8,8 kWh, umożliwiającej przebycie dystansu 50 km tylko w trybie elektrycznym. Nie do pomyślenia w zwykłym Priusie, gdzie 2-3 kilometry to kres możliwości akumulatorów.
Zasięg wersji Plug-in nie jest jedynie informacją producenta, mającą zrobić wrażenie na potencjalnych klientach, a prawdziwym wynikiem, osiąganym bez żadnego trudu. Mowa o warunkach miejskich, ponieważ w trasie zasięg zmniejszy się do 35-40 km. To są wciąż bardzo dobre wartości, biorąc pod uwagę prędkość maksymalną w tym trybie, czyli 135 km/h.
Jeśli poruszasz się głównie po mieście i twoje dziennie przebiegi nie są większe niż 50 km, to zapewne rzadko kiedy usłyszysz dźwięk czterocylindrowej jednostki benzynowej 1.8l. Jedyny warunek to codzienne ładowanie auta.
Można to robić ze zwykłego gniazdka 230V i potrwa to 3 godziny i 10 minut. Stacje szybkiego ładowania zaoszczędzą nam czasu i z pełni naładowanych akumulatorów będziemy cieszyć się już po dwóch godzinach. W dalszym ciągu nie jest ich tak dużo, jakbyśmy oczekiwali, ale każde większe centrum handlowe ma przynajmniej parę miejsc zarezerwowanych dla tego typu aut. Pod warunkiem, że któreś z tych miejsc będzie wolne, będziemy mieli możliwość doładowania akumulatorów w czasie, kiedy pójdziemy na zakupu czy na umówione spotkanie.
Innym sposobem na rozładowane baterie jest ich ładowanie w czasie jazdy, dzięki silnikowi benzynowemu (zwiększa się wtedy apetyt na paliwo) oraz poprzez odzyskiwanie energii podczas hamowania i toczenia się. Do tego pierwszego służy specjalny, dodatkowy przycisk, którego nie znajdziemy w normalnej wersji. Za dopłatą 9000 zł dostępna jest jeszcze jedna forma ładowania, tym razem poprzez panele fotowoltaiczne zamontowane na dachu. Dzięki nim na kolejne 5 km damy odpocząć jednostce spalinowej.
Wniosek? Dodatkowa kwota, zostawiona w salonie Toyoty, pozwoli codziennie pokonywać 50 km jedynie na silniku elektrycznym. Przy odpowiednich warunkach silnik benzynowy uda się na wieczny urlop.
Plug-in to też wady
Kwota prawie dziesięciu tysięcy złotych daje dodatkowe korzyści, ale czy coś przy okazji odbiera? Wielu skupia się jedynie na technologii, jaka zastosowana jest w odmianie Plug-in. Dwukrotnie pojemniejsze akumulatory, do tego możliwość ładowania samochodu niczym telefonu to najważniejsze zalety tego modelu. Jednak medal ma dwie strony i zastanawiając się nad autem do codziennego użytkowania, powinno się wziąć pod uwagę wszystkie aspekty. Zarówno pozytywne, jak i te negatywne.
Są dwie, bardzo poważne wady w stosunku do zwykłej wersji. Obie powinny uwzględnić szczególnie rodziny, na których wrażenie zrobiły możliwości tej wersji – to, że na każde 100 km będziemy w stanie przejechać połowę dystansu praktycznie za darmo. Inaczej jednak na to spojrzy głowa rodziny, kiedy przesiądzie się zza kierownicy na tylną kanapę. Może kanapa to złe słowo, ponieważ za fotelami pierwszego rzędu mamy również dwa oddzielne siedzenia, przedzielone podłokietnikiem z miejscami na kubki. Czy przydatne? Raczej nie, tym bardziej, że akumulatory schowane są pod podłogą bagażnika. Zdecydowanie bardziej przydałby się klasyczny rozkład czyli 2+3. W obecnej konfiguracji wielu klientów może zrezygnować z wyboru tego auta właśnie z braku piątego miejsca i wybrać Priusa, ale bez Plug-in w nazwie.
W przypadku, kiedy głowa rodziny uzna, że jednak piąte miejsce nie jest najważniejszym kryterium, o zawrót głowy przyprawi go pojemność i układ bagażnika. Tak jak przy urodzie Priusa, tak samo w tym aspekcie trzeba być szczerym i stwierdzić, że bagażnik jest po prostu mały i bardzo płytki. Pojemność to zaledwie 360 l. Dla porównania: 502 litry to wynik, którym może poszczycić się Prius IV. Trzy osoby plus bagaże to szczyt możliwości przewozowych modelu Plug-in. Czwarta osoba swoją walizkę najpewniej musiałaby trzymać na swoich kolanach.
Wniosek? Mimo, że trasy nie są straszne dla czteroosobowej odmiany, to właśnie brak piątego miejsca i w szczególności symboliczny bagażnik dyskwalifikują go jako rodzinne auto, do którego spakujemy kilka walizek. Z drugiej strony, to idealne auto dla maksymalnie dwóch osób, które jeżdżą głównie po mieście, nie robiąc przy tym dystansów większych niż kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Wtedy deklarowane spalanie na poziomie 1,2 l / 100 km będzie jak najbardziej do osiągnięcia.
Podsumowanie
Różnica w cenie zakupu obu wersji modelu Prius to aż 31 000 zł. Nie znaczy to, że tyle klient musi zapłacić za lepszy wygląd i zwiększone możliwości hybrydy. Faktyczna cena za wspomniane korzyści to 9000 zł. Porównywać należy najdroższą wersję zwykłego modelu w wersji wyposażenia Prestige, gdyż tak wyposażony w standardzie jest Plug-in. To auto nie dla wszystkich, a dla konkretnej grupy odbiorców. Grono klientów, którzy są świadomi wyboru i wiedzą, jak korzystać z możliwości układu hybrydowego, doceni realny, duży zasięg, ciszę i łatwość „tankowania” w domowym zaciszu.