Toyota Land Cruiser 2.8 D-4D - na każdą pogodę
Jakiś czas temu testowałem Toyotę Land Cruiser na poligonie. Nie obyło się bez przygód, ale na tym polega jazda w terenie. Tym razem prezentacja modelu z nową jednostką napędową - 2.8 D-4D - również miała się odbyć w trudnych warunkach. Nie spodziewałem się jednak, że aż tak trudnych. Bo skoro na poligonie było ciężko, to co się wydarzy... na Islandii?
Krótka lekcja geografii
Producenci starają się wymyślać ciekawe formy prezentacji swoich nowości. Czasami jest to Korsyka, innym razem centrum Barcelony. Byłem trochę zdziwiony, gdy Toyota zaproponowała... Islandię. Właśnie tam miała odbyć się prezentacja nowego silnika w modelu Land Cruiser. O głównym bohaterze napiszę nieco później, tymczasem poznajmy ten dość tajemniczy kraj.
Islandia to wyspa o powierzchni trzykrotnie mniejszej, niż powierzchnia Polski. Ciekawie wygląda porównanie liczby ludności. W naszym kraju gęstość zaludnienia to około 123 osoby na kilometr kwadratowy podczas gdy w Islandii, taki obszar zamieszkują średnio… 3 osoby. Ogólnie liczba ludności na całej wyspie to mniej więcej średniej wielkości miasto w Polsce – około 320 tysięcy mieszkańców. Tak czy inaczej Islandia to bez wątpienia jedno z najciekawszych miejsc w Europie. Nie jest tu tak malowniczo, jak na francuskiej riwierze, czy też gorąco jak na greckich wyspach, ale warunki geograficzne sprawiają, że trudno się tutaj nudzić.
Nie brakuje tu czynnych wulkanów tj. Hekla, Katla czy trudny do wymówienia Hvannadalshnúkur. Oprócz tego gorące źródła, gejzery – iście marsjańskie krajobrazy i warunki. Mieszkańcy się cieszą, gdyż nie muszą płacić za ogrzewanie – wykorzystują tanią energię geotermalną. Problemem może być lokalizacja, gdyż do najbliższej wyspy mamy aż 287 kilometrów. Niewiele? Być może, ale tą wyspą jest Grenlandia.
Jeśli ktoś wybierze się na Islandię w celach turystycznych, a nie jest to nic dziwnego, bo rocznie wyspę odwiedza ponad milion turystów, powinien wcześniej sprawdzić menu. Czemu? Otóż nie znajdziemy tu restauracji ze spaghetti, pizzą, hamburgerami czy lasagne, gdyż króluje tu tradycyjna kuchnia. A w niej takie rarytasy jak hangikjot, svio, lifrarpylsa. Co to takiego? Otóż svio to nic innego jak gotowane głowy owcze, zaś lifrarpylsa pudding… z wątroby owczej. Na szczęście, zabrałem ze sobą zapas kanapek. Przydały się.
Nowe serce, stara dusza
Co prawda pod maską pojawiła się nowa jednostka napędowa, ale Toyota Land Cruiser pozostała starą, dobrą maszyną do zadań specjalnych. Owszem, nie jest to co prawda Hummer czy Honker, ale z drugiej strony porównania do typowych SUV-ów pokroju Audi Q7 czy też BMW X5 jest dla japońskiego auta mocno krzywdzące. Ten model sprawdzi się zarówno w trasie - jest komfortowy i wygodny - zaś po zjechaniu z ubitego szlaku, nawet w trudny teren, poradzi sobie bez większych problemów.
Warto wspomnieć, że obecna oferta silnikowa Land Cruisera skurczyła się do dwóch jednostek. Możemy wybrać silnik 4.0 V6 Dual VVT-i o mocy 280 KM z automatyczną skrzynią biegów lub nowy wysokoprężny motor 2.8 D-4D o mocy 177 KM z manualną lub automatyczną przekładnią. Maksymalna moc 177 KM dostępna jest przy 3400 obr/min, natomiast moment obrotowy 420 Nm dostępny jest w zakresie 1400-2600 obr/min. Jeśli wybierzemy skrzynię automatyczną, moment obrotowy będzie nieco wyższy – dokładnie 450 Nm. Prędkość maksymalna to 175 km/h zaś przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 12,1 sekundy ze skrzynią manualną lub 12,7 w przypadku skrzyni automatycznej. Jeśli chodzi o spalanie, średnio jest to 7,4 l/100km, w trasie 6,3 a w mieście 9,2. Przy pełnym baku powinniśmy przejechać aż 1170 kilometrów.
Islandia w praktyce
Trudno skupić się na jeździe i kontroli auta w terenie, gdy otoczenie jest tak niesamowite. Tak czy inaczej Toyota Land Cruiser nie udaje terenowego auta, nie ma dołączanego napędu na cztery koła, czy też sportowych wersji z obniżonym zawieszeniem. To jeden z ostatnich przedstawicieli wymierającego już gatunku prawdziwych samochodów terenowych, które wyposażono w poważne systemy wspierające tradycyjne rozwiązania techniczne. Mamy tu ramę, reduktor i stały napęd na cztery koła. Nie zabrakło systemów przydatnych w terenie, czyli Crawl Control, MTS (Multi-Terrain Select), MTM (Multi-Terrain Monitor), jak również aktywnego zawieszenia, aktywnej kontroli trakcji oraz zmiennej sztywności stabilizatorów. Oczywiście to wszystko nie sprawi, że niedzielny kierowca będzie w stanie przejechać przez pustynię z kubkiem kawy w dłoni, ale z pewnością dodaje pewności siebie i wiary w to, że samochód da radę. I uwierzcie – daje!
Wybierając się w takie tereny lepiej mieć do dyspozycji auto, które daje pewność praktycznie przez cały czas. Przedzierając się przez tereny popękanej lawy niejednokrotnie miałem wątpliwości, czy damy radę przejechać, ale Toyota ani razu nie dała znaku, że coś jest nie tak. Co prawda trzeba było używać systemów wspomagających jazdę, ale w przeciwieństwie do niektórych aut udających terenówki, w tym przypadku wszystko działało tak, jak powinno. System "pełzania" przydał się na długich i nierównych odcinkach, gdzie utrzymywanie stałej prędkości jest bardzo trudne, reduktor pomagał na podjazdach, zaś wybór trybu jazdy zgodny z nawierzchnią... praktycznie co chwilę. Raz podróżowaliśmy po twardej nawierzchni, by po chwili zjechać na popękaną lawę, a z niej na nasiągnięty wodą pył. Nie wspominam nawet o pogodzie, gdyż ta zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeśli ktoś uważa, że pogoda w Wielkiej Brytanii jest kapryśna, zapewne nigdy nie postawił stopy na Islandii.
Ile za to wszystko?
Oczywiście podane niżej ceny nie zawierają w sobie wyprawy na Islandię. Przygody i jazdę w terenie kierowca musi sobie zorganizować we własnym zakresie. Zamiast tego dostajemy „kawał samochodu” ze świetnym wyposażeniem oraz niepisaną gwarancją jakości w terenie. Tego nie oferują inni producenci.
Najtańsza Toyota Land Crusier kosztuje 189 tysięcy złotych. W zamian dostajemy odmianę 3-drzwiową z wyposażeniem Prado i silnikiem wysokoprężnym 2.8 D-4D o mocy 177 KM z manualną skrzynią biegów. Za odmianę 5-drzwiową trzeba dopłacić 10 tysięcy złotych. Najdroższy model kosztuje 309 tysięcy złotych i jest to wersja Executive z nadwoziem 5-drzwiowym i silnikiem 4.0 V6 Dual VVT-i generującym 280 KM przekazywanych na koła za pośrednictwem automatycznej skrzyni biegów. Czy to koniec wydatków? Oczywiście nie.
W opcjonalnym wyposażeniu pojawił się między innymi pakiet Voyage wart 20 tysięcy złotych. Znajdziemy w nim składany elektrycznie 3 rząd siedzeń, skórzane i podgrzewane siedzenia, 3-strefową klimatyzację automatyczną oraz kurtyny powietrzne dla 3 rzędu siedzeń. Za kolejne 10 tysięcy możemy zakupić pakiet VIP z szyberdachem oraz systemem rozrywki dla drugiego rzędu. Za kolejne 7 tysięcy otrzymamy pakiet Style z ochronną nakładką tylnego zderzaka, chromowaną końcówką wydechu i listwami ochronnymi na drzwi. Jak widać przygoda z Land Cruiserem jest dość droga.
Zimna kalkulacja?
Nic z tych rzeczy! Zimna kalkulacja ma miejsce wtedy, gdy wybieramy podstawową wersję Dacii Duster, która swoją drogą również zaskakująco dobrze radzi sobie w terenie. Toyotę Land Cruiser kupuje się dla przyjemności, komfortu, prestiżu i dobrych właściwości zarówno w terenie, jak i w trasie. Krótka przygoda na Islandii pokazała, że to auto jest do wszystkiego. Zapewnia poczucie bezpieczeństwa i pewność, że dostarczy odpowiednią moc i odporność nawet w bardzo trudnych warunkach. A to jest warte tych przeszło 300 tysięcy.
Toyota Land Cruiser 2.8 D-4D - prezentacja na Islandii
Wyświetlenia: 6 477Prezentacja auta terenowego powinna odbywać się... w terenie. Tym razem Toyota postawiła na piękną Islandię.
Zobacz również film "ZacharOFFscy na Islandii"