Toyota Hilux – poskromić potwora
Tym razem projektanci Toyoty osiągnęli szczyt starań w próbie zestawienia funkcjonalnego pickupa z wielkomiejskim sznytem. Nowy Hilux, co miłe dla kierowcy, nie jest już nieokiełznanym potworem, który dobrze czuje się tylko w bagnistym terenie pośrodku lasu. Wręcz przeciwnie – nie panikuje na widok asfaltu, potrafi cieszyć oko na miejskim parkingu, a nawet w towarzystwie wystawnych limuzyn nie musi się wstydzić. Czy to dobry wybór dla kogoś, kto za największą drogową przeszkodę w codziennej drodze do pracy uznaje niezamiecione liście na podjeździe?
Męska rzecz, czyli jaka?
W przypadku Toyoty Hilux ciężko uciec od operowania prostymi stereotypami – to męska rzecz. Wszystko jest duże, masywne, a tam gdzie trzeba – nawet toporne. To jednak nie robi złego wrażenia. Auto jest spójne i konsekwentne w swojej stylistyce, która różni się od poprzednika. To tak jakby ktoś chciał „ubrać” nowego Hiluxa w coś wyjściowego do miasta, żeby nie narobił wstydu. Już nie mamy do czynienia ze skaczącym po drzewach chłopcem z obdartymi kolanami. Tym razem to poważany dżentelmen, który oddaje się swoim ekstremalnym pasjom w terenie, czego zazdroszczą mu koledzy. Widać to już po pierwszych chwilach w pobliżu monstrualnego nadwozia.
Pomijając fakt, że naprawdę ciężko nie dostrzec na parkingu auta wystającego ponad 1,8m nad asfaltem, Toyota Hilux może się podobać. I to nawet komuś, kto potencjalnie spróbuje spojrzeć na nią jak na każde inne auto w miejskim środowisku. Cała masa chromowanych elementów dodaje nadwoziu zadziorności i surowej elegancji. Możliwość doboru metalizowanego lakieru jest szansą na podkreślenie bardziej reprezentacyjnego, a mniej dzikiego charakteru auta. Wnętrze też wcale nie wydaje się namawiać kierowcy do chlapania błotem na lewo i prawo.
W środku też konsekwentnie
Konkret to słowo klucz w przypadku tego auta. Kiedy już uda nam się zająć miejsce za kierownicą, wspomagając się stopniem i uchwytem w słupku A (dla niewysokich kierowców wiąże się to z potencjalną utratą godności), uwagę przykuwa kierownica. Koło na pierwszy (i każdy kolejny) rzut oka sprawia wrażenie potężnego. Jest masywne, grube, doskonale trzyma się w dłoni – a pewny uchwyt w tym aucie to często pierwsza potrzeba, ale o tym dalej…
Właściwie każdy z pozostałych elementów kokpitu jesteśmy w stanie rozpoznać z innych modeli Toyoty. Szczególne podobieństwo do mniejszego brata, Yarisa, przychodzi na myśl, gdy spojrzymy na kratki nawiewów. Centralną część deski rozdzielczej zajmuje znany już m. in. z CH-R-a czy nowej Corolli 7-calowy dotykowy ekran. Poniżej znajdziemy dwa panele z serią fizycznych przycisków i pokręteł: sterowanie klimatyzacją i opcjami napędu. Lewarek automatycznej skrzyni biegów jest prosty i wygodny – przypomina swój odpowiednik w starszym bracie Hiluxa. Zegary to już standardowy układ z nowej gamy modelowej Toyoty – niebieskie podświetlenie jest nienachalne i przyjemne dla oka. Wyświetlacz umieszczony centralnie przed nosem kierowcy to czytelne rozwiązanie, które można łatwo i przyjemnie obsłużyć (podobnie jak system audio, łączność z telefonem czy tempomat) bezpośrednio z kierownicy. Panel sterowania szybami odnajdziemy bez problemu. Nie tylko dlatego, że zamontowano go klasycznie w drzwiach. Znajduje się dokładnie na wysokości kolana kierowcy, potrafi uwierać i trzeszczeć.
Tylna kanapa nie oferuje zbyt wiele miejsca dla pasażerów. Maksymalne odsunięcie przednich, bardzo obszernych foteli skutkuje właściwie odcięciem miejsca na nogi dla nieszczęśników, którym przypadnie miejsce w drugim szeregu. Za to trzeci rząd nie pozostawia wątpliwości w kwestii codziennych dylematów z kategorii „ile razy będę musiał jeździć tam i z powrotem, zanim to wszystko przewiozę”. Liczby bronią się same – przedział ładunkowy w testowanej wersji to niemalże kwadratowa podłoga o boku 1,5m. Wysokość – 0,45m.
Jazda z trzymanką…
Prowadzenie nowej Toyoty Hilux wymaga odwagi. Nie, nie tylko na bezdrożach Syberii. Wiemy już, że to auto z powodzeniem może pełnić rolę reprezentacyjną – coś na kształt okrętu flagowego prezesa dużej firmy. Taki modelowy kierowca najbardziej doceni Hiluxa w długich trasach o równej jezdni i łaskawych ograniczeniach prędkości. Testowany model skrywa pod maską silnik Diesla D4-4D o pojemności 2,4l. W zestawieniu z 6-stopniową automatyczną skrzynią biegów auto generuje moc 150 KM. Dla monstrum o dopuszczalnej ładowności, sięgającej 3210 kilogramów, to wynik pozwalający na ruszenie z miejsca i spokojne oczekiwanie na osiągnięcie prędkości przelotowej. Dopiero wtedy można poczuć, jak Hilux dzielnie i bez szemrania połyka kolejne kilometry żmudnej trasy. Korzystając z dobrodziejstw tempomatu i zamiłowania silnika do pracy na niższych obrotach, daleka podróż tym autem potrafi nawet odprężyć. Odwagi wymaga natomiast wyprzedzanie. Nawet brutalny kick down, który prowadzi do redukcji, w żaden sposób nie przekłada się na przyspieszenie, a jedynie wzmaga obroty silnika i poziom hałasu w kokpicie
Docierając do miasta, na nowo trzeba szukać w sobie pokładów odwagi – Hilux jest szerszy niż wyższy, mierzy 1835mm. Co prawda widoczność zza kierownicy jest niezła, ale na warunki ciasnego centrum miasta -wiecznie niewystarczająca. Wyczucie rozmiaru ma kluczowe znaczenie dla bezstresowej jazdy nawet w wąskich uliczkach. To samo wyczucie pozwoli też zrozumieć, że autem - mierzącym 5,2m długości - nie zaparkujemy w pierwszym lepszym miejscu. Jeżeli niechcący "zahaczymy" o kolejne auto i przyjdzie nam do głowy poprawienie sobie humoru dynamicznym startem spod świateł – nic z tego. 13 sekund do setki w tym kolosie to prawdziwa wieczność. Również zawieszenie w miejskiej dżungli potrafi rozczarować. Zdobędziemy bez problemu każdy krawężnik, ale myli się ten, kto wsiadając do Hiluxa, spodziewa się pływania po dziurawych osiedlówkach, nie czując progów zwalniających. Jest poprawnie i komfortowo, ale nie idealnie. Za miastem odwagi potrzeba jeszcze więcej.
…i bez
Nie ma się co oszukiwać – to Toyota Hilux. Król bezdroży i absolutny władca wszystkiego, co brudne, grząskie i pozornie nieprzejezdne. I jego najnowsza wersja nie odstaje od tego schematu ani trochę. Pod warunkiem, że na naszej drodze nie stanie łoś (coś dla koneserów), w tej Toyocie czekają nas niezliczone kilometry błota, kurzu, dziur, zasp i wszystkiego, co leży tam, gdzie nie zabralibyście żadnego innego auta. Na pokładzie nowego Hiluxa kierowca dysponuje kilkoma "mądrymi" przyciskami i pokrętłami, które potrafią zamienić auto w pojazd do zadań specjalnych – między innymi: system DAC (system wspomagający zjazd ze wzniesienia), wspomaganie ruszania pod górę, aktywną kontrolę trakcji czy rzecz jasna napęd na jedną lub obie osie. To wszystko staje się jednak nieistotne w momencie, gdy przekroczymy granicę, będącą nie do przekroczenia w innym aucie. Nie interesuje nas moc, która w zestawieniu z imponującym poziomem momentu obrotowego na poziomie 400 Nm w przedziale 1600-2000 obrotów na minutę wystarczy każdemu. Nie interesują nas kolejne skróty nazw elektronicznych systemów wspomagania. Toyota Hilux pozwala na bezpieczną zabawę w terenie, w oparach szaleństwa, dla każdego, kto będzie potrafił zaufać temu modelowi. A to wcale nie tak trudne zadanie.