Toyota Avensis - z emeryta w nastolatka
Każdy typ nadwozia w jakimś stopniu charakteryzuje swojego kierowcę. Oczywiście tylko stereotypowo. Kabriolety odmładzają - przynajmniej psychikę. Białe vany dodają punkty do brawury na drodze, a sedany? Mnożą dwukrotnie faktyczny wiek kierowcy. Czy oby na pewno? Dziś sprawdzamy to na przykładzie Toyoty Avensis sedan po faceliftingu.
Toyota Avensis od zawsze była porządnym autem, które można było porównać do pajdy chleba ze smalcem. Nie każdy potrafi zrobić dobry smalec, ale ten w wykonaniu japońskiego producenta był naprawdę pyszny. Stąd model uzyskał sporą popularność. Jedyny problem polegał tylko na tym, że ciężko jest stworzyć kromkę pieczywa z odrobiną tłuszczu, która wyglądałaby fascynująco z którejkolwiek strony. A przy okazji w jakiś sposób odróżniała się od pozostałych, stworzonych przez innych kucharzy. Właśnie taka była Toyota Avensis – wykwintna w smaku i nudna z wyglądu.
Druga generacja tego auta, choć zupełnie inna, również zgrabnie wtapiała się w kolumnę jadących samochodów. Wbrew pozorom to spora zaleta – wóz stał się klasyczną, świetnie skrojoną limuzyną, w której każdy prezentował się dobrze. Pod warunkiem, że nie nosił czapki z daszkiem i spodni z krokiem do kolan. Niestety taki design był też zarazem wadą – w tym aucie nawet nastolatek wyglądał na emeryta.
Trzecia generacja wniosła mnóstwo świeżości do projektu wizualnego Toyoty Avensis, choć ciężko mi jest powstrzymać się od jednej myśli – to dalej była pajda chleba ze smalcem. Producent postanowił jednak zmienić swoje podejście i dokonał niemożliwego. Z kromki pieczywa wyciął gwiazdę przeprowadzając facelifting, przez co Avensis po raz pierwszy od 1997 roku zaczęła lśnić jak Naomi Campbell na wybiegu. Mało tego – mimo ciekawszego wyglądu dalej smakuje jak przedtem.
MAŁA REWOLUCJA
Myślą przewodnią wszystkich zmian było słowo: „dynamika”. Japończycy nie chcieli, by ich średnia limuzyna podobała się tylko i wyłącznie ludziom po 70-tce. Zapragnęli, by ich autem zainteresowali się dzieci tych osób. Niemożliwe? A jednak! Teraz jest naprawdę nieźle. To wręcz zabawne jak bardzo można zmienić charakter auta przeprojektowując kilka szczegółów. Na pierwszy rzut oka przednia część samochodu jest podobna do starszej wersji, ale w praktyce można się doszukać rozległych modyfikacji – od kształtu maski i grilla, poprzez zderzak, a kończąc na ładniejszych reflektorach. Te ostatnie mają w końcu diody LED do jazdy dziennej. Czy całość wygląda groźnie? To akurat najlepiej sprawdzić na innych kierowcach.
Podczas jazdy nietrudno o to, by inne auta zjeżdżały na bok i przepuszczały Avensis przodem. Drapieżny projekt i zimne światło LED działają, dlatego Toyota powinna być z siebie dumna – wóz wygląda dynamicznie. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że kierowca tego samochodu nie jest oceniany jako natrętny szaleniec, który tworzy własne zasady ruchu drogowego. On ma Toyotę i po prostu się spieszy – bo tak wyszło, wypada mu przebaczyć.
W tylnej części samochodu zmian jest już dużo mniej – w oczy rzuca się przeprojektowany zderzak i nowe lampy. Te drugie są wyposażone w światłowody przez co wyglądają ładnie i świeżo. Pomimo zmian nowa Toyota Avensis dalej jest klasyczną limuzyną o niezłych proporcjach. W wersji poliftingowej można jeszcze liczyć na inną gamę alufelg i nowe kolory nadwozia – tak do smaku. Wewnątrz również trochę się zmieniło.
MIMO WSZYSTKO DYSKRETNIE
O ile nadwozie jest czymś w rodzaju Charta, smukłe i dynamiczne, to wnętrze można porównać do perskiego kota. Takiego 10-letniego, ale nie pod względem wyglądu, a charakteru. Kabina jest po prostu klasyczna, spokojna i przewidywalna. Miejscami została oczywiście urozmaicona kontrastowymi elementami, ale całość i tak trudno nazwać fajerwerkiem. Trzeba jednak przyznać, że jest miła dla oka, a o nowoczesny styl dba nowy, dotykowy system multimedialny Toyota Touch, Touch&Go oraz Touch&Go Plus. Ten ostatni pozwala na rozmawianie z samochodem, ponieważ ma wbudowany syntezator mowy i potrafi ją rozpoznawać. Tylko co tak naprawdę zmieniło się w odświeżonym modelu?
Toyota Avensis z roku 2012 może się pochwalić bardziej dopracowanymi fotelami i inną tapicerką. Sam kokpit również został odświeżony, a użyte materiały stały się lepsze. Większość jest miła w dotyku, miękka i ładnie wyglądająca. Mimo tego czuć, jak niektóre elementy pracują pod naciskiem palca – to nie jest zła informacja, o ile całość nie będzie z tego powodu skrzypiała jak drzwi od stodoły za jakieś 10 lat. Nie można też zapominać, że Toyota Avensis nie jest Bentleyem – aluminiowe wstawki nawet nie leżały obok aluminium, choć są dobrze wykonane. Zadziwia mnie jeszcze jedna rzecz.
Współczesne limuzyny z klasy średniej mogą konkurować z samochodami luksusowymi sprzed jakiś 20 lat, bo są już tak komfortowe wewnątrz. Mimo tego Toyota usilnie stosuje chyba coś w rodzaju wacików kosmetycznych do wyciszania kabiny Avensisa. Na szczęście nie słychać o czym rozmawiają ludzie w aucie obok, ale wyciszenie podczas jazdy nie jest idealne - kiepsko wygłuszone są nadkola, dźwięk silnika też zresztą mógłby być bardziej subtelny.
JAKIE NADWOZIE, TAKI CHARAKTER
Na wolnych obrotach dźwięk jednostki jest poprawny, jednak powyżej 3000 obr./min. w kabinie jest głośno niemal jak w żłobku po obudzeniu niemowlaków. W przypadku najmocniejszego silnika o mocy 177KM to może się spodobać – zawsze to jakiś dreszczyk emocji. Tylko, czy w limuzynie to ma jakiś sens? Co ciekawe – to nie jest silnik benzynowy. 2.2 D-CAT jest dieslem, ma wysoką akcyzę ponieważ przewyższa 2.0l pojemności i to właśnie on zamyka gamę w Avensisie. Jest też zarazem najdroższy – trzeba na niego wyłożyć minimum 141 900zł. To sporo zważając na to, że podstawowa wersja z benzynowym motorem 1.6l to wydatek rzędu 82 900zł. Czy D-CAT jest godzien takiego zaszczytu? Cóż, aż chce się powiedzieć: „nie, ponieważ to jednostka wysokoprężna, a nie benzynowa”, ale nie mogę tego zrobić. Zdziwiłem się, gdy podczas wciśnięcia pedału gazu podczas jazdy już od około 1500 obr./min. auto chętnie wyrwało do przodu. W takim razie czy dalej będzie już tylko lepiej? I to jak! Przy 2000 obr./min. w samochód wstępuje diabeł – czuć wyraźny zastrzyk mocy, który ciągle pompuje w limuzynę Toyoty moment obrotowy. I to aż do odcięcia, bo po drodze nie czuć jakiegoś wyraźnego spadku chęci do pracy. Szkoda, że koneserzy dynamicznej jazdy nie mogą liczyć na żaden motor przewyższający 200KM, ale cóż, 177KM też radzi sobie świetnie, choć faktyczne zużycie paliwa na tle danych serwowanych przez producenta to ponury żart – w trasie około 6.5l/100km zamiast 4.8l, a w mieście 9.3l/100km zamiast 7.3l. Zawieszenie zresztą też o dziwo preferuje dynamicznych kierowców.
Jazda poprzednim Avensisem trochę przypominała poruszanie się na czymś pokroju futrzastego bizona. Resorowanie było przyjemnie, nierówności dość dobrze tłumione, a komfort najważniejszy. Teraz jest trochę inaczej. Sztywne i ciche podwozie pozwala szybko oraz pewnie wchodzić w łuki. Nawet przód nie ucieka specjalnie na zewnątrz, pomimo tego, że samochód ma napęd na przednią oś. Niestety przejazd przez większość dziur w przypadku nowego modelu zostanie już dokładnie zasygnalizowana – zawieszenie jest trochę twarde jak na limuzynę. Ponadto wóz jest nerwowy przy wysokich prędkościach, a to przez zbyt czuły układ kierowniczy - wspomaganie nie słabnie wraz ze wspinaniem się po prędkościomierzu, przez co można powiedzieć, że ruchy kierownicą zmieniają wtedy delikatny wietrzyk w istne tornado. Wystarczy się do tego przyzwyczaić, albo jeździć po mieście – w tym Toyota Avensis też jest dobra.
SKROJONA PO JAPOŃSKU
To zabawne jak łatwe może być poruszanie się limuzyną po zastawionych uliczkach. Parkowanie znacznie ułatwia kamera. Aż chce się powiedzieć: „no dobrze, ale najpierw trzeba ją mieć”. Owszem, jednak jeśli nie kamera, to są jeszcze czujniki. Ponadto nawet bez nich manewrowanie tym autem nie jest problemem – szyby są duże, a nadwozie łatwe do wyczucia. W codziennej eksploatacji sprawdzi się też wnętrze. Bagażnik co prawda nie ma płaskiej podłogi po złożeniu oparcia kanapy, ale za to dysponuje 509l objętości. Ponadto przedział pasażerski jest naprawdę spory, choć wyjątkowo wysocy kierowcy będą mieć problem z ustawieniem fotela – głowa nie dotyka jeszcze co prawda podsufitki, ale górna krawędź przedniej szyby jest niebezpiecznie blisko horyzontu. Jeszcze jeden szczegół sugeruje, że Japończycy są niżsi od Europejczyków. Kierownica chowa się w desce rozdzielczej po wyłączeniu silnika, by ułatwić wysiadanie – efektowny gadżet do zaszpanowania przed znajomymi. Entuzjazm jednak szybko wygaśnie, gdy koło kierownicy przyblokuje nogi wszystkim 2-metrowym kierowcom. Mniejsi wyjdą z auta z klasą.
Dobry patent czeka na osoby zasiadające na kanapie. Środkowy pasażer nie będzie musiał zakładać sobie nóg na głowę, żeby dość wygodnie podróżować – w Avensis nie ma centralnego tunelu. Miłym dodatkiem jest również system bezkluczykowy, który zapala światło w kabinie jeszcze zanim odblokuje się drzwi. Swoją drogą – trochę gorzej jest z ich zablokowaniem, przycisku szukałem 2 dni... Bądź co bądź - plus za dyskrecję.
Czy limuzyna Toyoty mnoży dwukrotnie wiek kierowcy, który w niej siedzi? Już nie. Śmiało można stwierdzić, że lifting udał się japońskiemu producentowi. Obok niewielkich zmian stylistycznych, które znacznie zmieniły charakter auta, kolejne niespodzianki można otrzymać jeszcze we wnętrzu – od przestrzeni, po lepsze wyposażenie oraz elektronikę. I słusznie – teraz kromka ze smalcem z kuchni Toyoty już nie tylko smakuje jak dawniej, ale też wygląda apetyczniej.