Test nawigacji samochodowej - Manta 510MSX
Mają rzesze zwolenników i przeciwników. Kiedyś posiadali je nieliczni, dziś są jak osobiste komputery - mają je wszyscy. Mowa o przenośnych nawigacjach samochodowych.
Jako, że fabryczne zestawy zawsze były drogie i większości przypadków nadal są, w opozycji do nich stoją nawigacje przenośne. Mają niewątpliwą zaletę – są nieporównywalnie tańsze od fabrycznych zestawów, ale też wadę – przyklejone do szyby nie wyglądają estetycznie. Ten drugi powód dla niektórych jest tak ważny, że cena oryginalnego zestawu nie gra dla nich roli - są jednak w mniejszości, bo wiele osób wybiera właśnie przenośne urządzenie, które można zabrać do innego auta oraz choćby na rower. Jedno z takich urządzeń testujemy dziś – jest to produkt firmy Manta, model 510MSX.
W zestawie znajdziemy ładowarkę samochodową, mocowanie do szyby, kabel USB pełniący także funkcję ładującą baterię oraz coś, czego nikt nie czyta, czyli instrukcję obsługi. Również nie mamy zamiaru z niej korzystać, ponieważ mamy nadzieję, że urządzenie jest na tyle intuicyjne, że obędzie się bez jej pomocy. Sama nawigacja wykonana jest z materiałów dobrej jakości, które wydają się być odporne na uszkodzenia i zarysowania. Ekran o przekątnej 5 cali ma rozdzielczość 480 x 272 piksele. Pomimo sporego rozmiaru, urządzenie jest na tyle cienkie, że można je schować do kieszeni. Po włączeniu nawigacji, wyświetlacz nie zachwyca jakością , ale już w pewnym oddaleniu, zawieszony na szybie, przestaje się to zauważać. Intuicyjne menu nie powinno sprawić trudności osobom, które pierwszy raz będą miały do czynienia z takim urządzeniem. Duże ikony ułatwiają obsługę, a szeroko rozstawione litery klawiatury qwerty pomagają we wprowadzaniu danych i szukaniu punktów docelowych. Daje znać o sobie też delikatna zwłoka urządzenia przy każdym kliknięciu. Warto dodać, że uchwyt do mocowania na szybie trzyma się pewnie, nie wpada w drgania, tak więc bez problemu można sobie pozwolić na dynamiczną jazdę.
Skupmy się jednak na tym, jak urządzenie sobie radzi z prowadzeniem do celu. Sposób wyboru miejsca docelowego jest podobny jak w większości tego typu urządzeń. Najpierw wpisujemy miasto, później ulicę i na końcu numer domu. Jest też możliwość wybrania ostatnio szukanych miejsc oraz znalezienie celu przez wskazanie na mapie. To ostatnie może być trochę uciążliwe przez dość duże piksele na ekranie, a poza tym, każde przesunięcie palcem po mapie wiąże się ze zniknięciem wszystkich nazw miast i punktów POI.
Wybieramy trasę i w drogę. Nawigowanie w towarzystwie głosu kobiety odbywa się bez żadnych niespodzianek, trasa jest dobrze widoczna, a np. dojazdy do stacji benzynowych w pobliżu głównej drogi są klarownie zaznaczone na mapie. Jest też możliwość łatwego dodania punktów pośrednich, przez które chcemy przejechać zanim dotrzemy do celu. Jest to ważne, kiedy masz inne plany niż nawigacja i wolisz obrać inną drogę. Ciekawe jest, że akurat o fotoradarach informuje nas męski głos. W drodze nie można mieć do urządzenia większych zastrzeżeń, po za być może słabą widocznością ekranu w słoneczny dzień.
W trakcie testu chciałem dotrzeć do miejsca, którego nie było w na mapie. W menu nie było żadnej ikony, która sugerowałaby aktualizację, więc podłączyłem urządzenie do komputera przez kabel USB. Możliwość uaktualnień była, ale tylko programu, który tę nawigację obsługiwał. W poszukiwaniu dalszych informacji musiałem więc jednak sięgnąć do instrukcji obsługi. I tak, aby sprawdzić aktualności mapy należy wejść na stronę producenta i wpisać numer seryjny urządzenia. Wówczas okazało się, że dla testowej nawigacji jest dostępna prenumerata 4 kolejnych poprawek za 78zł.
Ciekawymi opcjami jakie dodatkowo oferuje produkt Manta jest oglądnie filmów, słuchanie muzyki czy możliwość odtwarzania ebooków. To ostatnie, dobre dla osób, które studiują, a jednocześnie sporo czasu spędzają w samochodzie i nie mają zbyt wiele czasu na naukę w domu. Jest jeszcze kalkulator – tak na wszelki wypadek, gdybyśmy chcieli obliczyć spalanie w naszym samochodzie.
Sporym atutem modelu Manta 510MSX jest atrakcyjna cena, wynosząca około 270 zł. Za urządzenie, które oprócz nawigowania oferuje kilka opcji więcej, nie jest to dużo. Dodatkowo znajdowanie sygnału GPS odbywa się w szybkim tempie i podczas jazdy nie zdarzyło mi się, żeby został utracony. Już podstawowa mapa jest na tyle rozbudowana, że pozwala dotrzeć w większość miejsc. Mimo niezbyt wysokiej rozdzielczości ekran jest wystarczający. Szkoda tylko, że trzeba płacić za aktualizacje. W tej dyscyplinie konkurencją dla tego typu urządzenia mogą być telefony komórkowe. W popularnych smartfonach (i nie tylko) nawigacja jest łatwo dostępna a mapa często i nieodpłatnie uaktualniana. Z drugiej strony jak ktoś zadzwoni przed ważnym skrzyżowaniem, przychodząca rozmowa zasłoni ekran, a kierowca zostanie bez wskazówek w najgorszym momencie.
Warto zaznaczyć, ze korzystanie z nawigacji samochodowych nie jest idealnym sposobem na dotarcie do celu. Urządzenia te nie uwzględniają robót drogowych czy zmian w organizacji ruchu i potrafią wprowadzić w błąd. Warto więc ćwiczyć umiejętność orientacji w przestrzeni i nie zapominać, że odpowiedzialność za bezpieczne dotarcie do celu zawsze spoczywa na kierowcy.