Tango, które podbija Hollywood
Sportowe wozy, piękne, szybkie i bogato wyglądające, typu Bugatti czy Bentley to ulubione zabawki gwiazd Hollywood. Podnoszą ich prestiż i na pewno też nieźle odprężają po ciężkim dniu w Show Businessie. Ten stereotyp skutecznie przerwał jednak mały, elektryczny wojownik. I choć wdawało by się, że brakuje mu trochę uroku, to jednak zdecydowanie nie brak mu niesamowitej mocy.
Złośliwi mówią, że wygląda jak jeżdżący regał na książki. Jest wąski, posiada dwa miejsca wewnątrz a pod niezbyt urokliwą maską kryje się cichy napęd elektryczny. Trzeba jednak przyznać, iż ma kilka zalet. Pierwsze, co rzuca się w oczy to jego kształt. Producenci słynnego Smarta mogą czuć się zagrożeni. Tango amerykańskiej firmy Commuter Cars, może oferuje mało miejsca wewnątrz, przynajmniej na bagaże, ale jest za to bardzo sprytnym samochodem, wprost idealnym w miejskich arteriach. Jego długość wynosi 2,57 metra, wysokość 1,52 metra ale główną zaletą jest jego szerokość, która nie osiąga nawet jednego metra. Wewnątrz auta znajdują się dwa sportowo wystylizowane fotele. Ze względu na wspomnianą już szerokość auta, pasażer zajmuje miejsce tuż za kierowcą.
Przejdźmy do kolejnej zalety. Jest nią bez wątpienia napęd tego ulicznego wojownika. Oprócz czystej i ekonomicznej mocy, zapewnia niesamowite osiągi. Bez większego strachu potrafi na światłach stanąć obok Porsche 911 i podjąć z nim walkę. Jego dwa silniki elektryczne generują w sumie 800 KM mocy w najmocniejszej wersji, a moment obrotowy rzędu 1400 Nm powala niejednego na kolana. Napędzając tylne koła z taką mocą, auto potrafi przyspieszyć do setki w niecałe 4 sekundy, zaliczając się tym samym do elity typowo sportowych wozów pod względem przyspieszenia. Rozpędza się natomiast do 220 km/h. Patrząc trzeźwym okiem na tą konstrukcję, nikt nie domyśliłby się, że ten samochodzik potrafi być aż tak drapieżny. Konstruktorzy auta, świadomi tego, że wypuszczają na rynek czterokołowego ścigacza, pomyśleli też o bezpieczeństwie adekwatnym do osiąganych prędkości. Dlatego też pod poszyciem karoserii znajduje się klatka bezpieczeństwa podobna do tych znanych z rajdowych samochodów. Dodatkowym zabezpieczeniem stały się ciężkie akumulatory, umieszczone nisko przy podłodze auta. Dzięki idealnemu rozłożeniu ich masy, samochód stał się bardziej stabilny na zakrętach.
Idąc śladem ekonomii tego auta, co było pewnie głównym założeniem konstruktorów, warto podkreślić pracę akumulatorów. Litowo – jonowe baterie, ważące blisko 900 kilogramów, ładują się do pełna, ze źródła o dużej mocy w niespełna 3 godziny. Po tej odprężającej operacji, samochód może przebyć kolejne 250 kilometrów zapewniając kierowcy naprawdę wiele szalonych doznań. To pionierskie rozwiązanie, stworzenia niewielkiego samochodziku o osiągach aut z najlepszych, włoskich stajni i do tego o napędzie elektrycznym, musi mieć swoją, adekwatną cenę. Za najmocniejszą wersję Tango T600 zapłacić należy 108 000 dolarów. Wersja T200 to już tylko 40 000 dolarów a najsłabsza wersja T100 kosztuje raptem 19 000.
Tak naprawdę wiadomo chyba, co sprawia, że po zakup konstrukcji Tango ustawiają się długie kolejki. Nie jest to raczej oszałamiający i bogaty wygląd. Najpewniej jednych przekonuje ekonomia. Patrząc jednak na postawę Georga Clooney'a, który też nabył sobie to cudo, jest to raczej pragnienie dostrzegania min pewnych siebie gości, którzy spalając całe litry paliwa w swoich V8-kach nie są w stanie nawiązać walki z tak małym, elektrycznym samochodzikiem.