Szybkobus - Ford S-Max 2.0 EcoBoost
Wiadomość, że będę mógł przetestować Forda S-Max, bardzo mnie ucieszyła, ponieważ wizualnie bardzo cenię sobie ten model. Lubię jeździć Fordami i ciekaw byłem czym zaskoczy mnie troszkę pojemniejszy brat Mondeo. Cytując słynnego Prezydenta można powiedzieć, że auto ma plusy dodatnie i ujemne. Jakie? O tym za chwilę opowiem.
Przyznam, że pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to kolor samochodu. Liczyłem na elegancki czarny lakier lub coraz bardziej popularną białą perłę, a tu niespodzianka – Lasy Państwowe czy Żandarmeria Wojskowa nie musiałaby nic przemalowywać. Drugim, pozytywnym tym razem zaskoczeniem, była moc testowego auta – zamiast spodziewanych przeze mnie 203 KM, miałem pod maską dodatkowe 37. W połączeniu z automatyczną skrzynią biegów PowerShift, dawało to nadzieję na intensywne wrażenia z jazdy. A jak było faktycznie?
S-Max zadebiutował na rynku w roku 2006, jako sportowy van – stał się łącznikiem w gamie modelowej Forda pomiędzy przepastnym Galaxy, a wspomnianym wcześniej Mondeo. Faktycznie jest czymś po środku – większy od Mondeo, lecz bardziej zadziorny i sportowy niż rodzinny Galaxy. O tym jak dobrze Ford wstrzelił się w gusta kierowców, może świadczyć fakt, że S-Max został Europejskim Samochodem Roku 2007, pokonując w rywalizacji Opla Corsę i Citroena C4 Picasso. Po czterech latach produkcji auto doczekało się faceliftingu i tę właśnie poprawioną wersję miałem okazję testować. Co zmieniono w roku 2010? Lista zmian nie jest może wyjątkowa długa, ale obejmuje dość istotne elementy nadwozia, jak choćby zmieniona maska, atrapa, zderzak z nowym wlotem powietrza i światłami diodowymi do jazdy w dzień, przemodelowana tylna klapa, nowe lampy LED i wreszcie chromowane obramowanie bocznych szyb, nadające sylwetce eleganckiego wyglądu. Rok po zmianach na zewnątrz, przyszedł czas na odświeżenie środka, który zyskał nowe zegary, tunel środkowy wraz z panelem klimatyzacji oraz oświetlenie diodowe. Wszystkie te innowacje spowodowały, że auto, które wyglądało dobrze, zaczęło wyglądać bardzo dobrze. Żeby tego było mało, Ford rozpoczął w poliftingowych modelach montaż nowych jednostek napędowych, w tym nowej gamy silników benzynowych z turbodoładowaniem (EcoBoost) i ulepszonych jednostek diesla. Wisienką na torcie jest nowoczesna, dwusprzęgłowa skrzynia biegów PowerShift. Wszystko to pokazuje, że Ford nie stoi w miejscu, tylko technologicznie pędzi naprzód jak, nie przymierzając, testowy S-Max.
Spójrzmy do środka. Całkowita długość auta wynosząca 4768 mm obiecuje, że w środku znajdziemy wystarczającą ilość miejsca zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie siedzeń. Trzeci, opcjonalny rząd w S-Maxie można sobie spokojnie darować. Według mnie, dopłacanie za taką rzecz w aucie mniejszym niż Galaxy, jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Raz, że korzysta się z tego od wielkiego dzwonu. Dwa, miejsca znajdzie się tam tyle, że trudno będzie nam znaleźć chętnych na taką przejażdżkę. Trzy, bagażnik wtedy ma pojemność zbliżoną do damskiej torebki. A bagażnik w tego typu autach jest rzeczą dość istotną - w końcu to rodzinny samochód. S-Max nie ma się tu czego wstydzić – niski próg załadunku, bardzo regularny kształt i pojemność przy dwóch rzędach siedzeń wynosząca maksymalnie (do dachu) 1171 litrów, to jest to!
Przednie fotele są świetnie wyprofilowane – na szybko pokonywanych zakrętach nie ma mowy o konieczności trzymania się jakichkolwiek dostępnych pod ręką uchwytów. Za kierownicą siedzimy trochę wyżej, niż w Mondeo, lecz zdecydowanie wygodniej niż w Galaxy, gdzie człowiek ma wrażenie siedzenia na krześle przy stole. Tylne fotele – tu praktyczność chce wziąć górę nad komfortem, ale na szczęście nie do końca jej się to udaje. Fotele są całkiem wygodne, a każdy z nich ma własną, niezależną regulację. Są plusy takiego rozwiązania. Zawsze, w razie potrzeby, możemy zbędny fotel wyjąć, zwiększając tym samym przestrzeń bagażową. Jest też większa szansa na wpięcie tu trzech fotelików dla dzieci (opcja nie do pogardzenia dla rodzinki z trójką maluchów).
Widoczność z miejsca kierowcy jest, można powiedzieć, wzorowa. Duże połacie przeszklonych powierzchni, nieco wyższa pozycja za kierownicą, plus większe, niż w Mondeo, lusterka sprawiają, że doskonale widzimy we wszystkich kierunkach. Jeśli chodzi o jakość wykończenia i ergonomię, to muszę przyznać, że nie ma się tu do czego specjalnie doczepić. Wszędzie mamy do czynienia z dobrej jakości materiałami, miłymi w dotyku i sprawiającymi wrażenie trwałych. Wnętrze nie jest ani ponure, ani nudne. Może miejsce na poszyciu drzwi, gdzie czasem opieramy łokieć, mogłoby być bardziej miękkie. Może podłokietnik regulowany w poziomie byłby wygodniejszy. A może wreszcie zastosowanie, zamiast wydziwionej dźwigni hamulca ręcznego, przycisku elektrycznego hamulca postojowego, zwiększyłoby jeszcze bardziej komfort podróżowania. Może. Ja w każdym razie, nawet po pokonaniu dłuższego odcinka trasy, nie wysiadałem z S-Maxa zmęczony.
Jak już wspomniałem, pod maską testowego Forda znalazł się benzynowy silnik o pojemności 2 litrów, który dzięki bezpośredniemu wtryskowi i turbodoładowaniu osiąga moc 240 KM oraz moment obrotowy 340 Nm. Już widzę, jak niektóre twarze śmieją się do tych cyfr. I nie ma w tym nic dziwnego – jazda tym autem sprawia frajdę. Zastosowanie dwusprzęgłowej skrzyni PowerShift, pozwala całkowicie skoncentrować się na prowadzeniu, tego niemałego w końcu, auta. Trzeba jednak przyznać szczerze – nie mamy tu do czynienia z szybkością znaną z DSG, ale różnice są niewielkie. Auto startuje spod świateł, jak podcięte batem i w lusterku wstecznym często możemy zobaczyć bardzo zdziwioną twarz kierowcy, który już chciał nas popędzać długimi światłami. W końcu w jego mniemaniu „tatusiowozy” powinny jeździć prawym pasem. Oczywiście należy pamiętać, że dynamiczna jazda w cyklu miejskim okupiona będzie spalaniem na poziomie 14l/100km, więc lepiej czasem odpuścić sobie szarżowanie.
S-Max, jak każdy Ford, charakteryzuje się świetnym, sprężystym zawieszeniem, co dodatkowo potrafi zakłopotać próbujących nas dogonić na zakrętach. Auto prowadzi się bardzo pewnie, choć wyższa trochę karoseria jest podatna na boczne podmuchy wiatru. Układ kierowniczy jest odrobinę mniej precyzyjny niż w Mondeo, ale nie można w życiu mieć wszystkiego. Samochód jest dobrze wygłuszony, i ani opływające samochód powietrze, ani nierówności drogi, nie powodują przedostawania się do środka nieprzyjemnych odgłosów.
Jeśli chodzi o nowinki techniczne, w jakie był wyposażony testowany S-Max, to muszę wspomnieć o kilku z nich. System inteligentnego tempomatu, zwany ACC ma za zadanie utrzymywać maksymalną zadaną prędkość w zakresie od 25 do 180km/h, ale jednocześnie odległość od poprzedzającego samochodu i w razie czego wyhamować oraz ostrzec nas przed kolizją. System nie działa tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Moim zdaniem wiązka, która monitoruje przestrzeń przed autem nie jest zbyt precyzyjna – np. nie dostaje informacji, że jesteśmy aktualnie na łuku i rozpędza auto, żeby za chwilę na prostej dostrzec poprzedzający pojazd i gwałtownie zahamować. Krótko mówiąc, system zachowuje się jak bardzo niedoświadczony kierowca, co po pewnym czasie zniechęca do jego używania. Kolejny system mający za zadanie zwiększenie naszego bezpieczeństwa, to system kontroli pasa ruchu LDW. Ostrzega on przed kierowcę o zjechaniu z pasa ruchu, jeśli nie zasygnalizował on tego manewru kierunkowskazem. Informacja to drżenie kierownicy, które jest na tyle słabe, że wielu prowadzących nie zdawało sobie sprawy z jego działania. Myśleli oni, że to nierówności na drodze są powodem wibracji. LDW jest namiastką tego, co możemy dostać choćby w Hyundaiu i40, gdzie w przypadku opuszczenia pasa ruchu, zostaniemy skierowani na niego z powrotem. Tu inżynierowie Forda mają jeszcze spore pole do popisu. Rzeczą, która działa idealnie i można powiedzieć, że zdecydowanie zwiększa bezpieczeństwo podróży, jest system monitorowania martwego pola BLIS. Każdy pojazd wykryty w martwym polu widzenia naszych lusterek, jest sygnalizowany diodą wbudowaną w lusterka boczne. Jest to system na tyle uzależniający, że po przesiadce do auta, które go nie posiada, łatwo o zajechanie komuś drogi. Na koniec warto jeszcze powiedzieć o patencie Forda, zwanym Easy Fuel czyli systemie bezkorkowego wlewu paliwa. Na stacji benzynowej po prostu otwieramy klapkę i tankujemy – żadnych korków do odkręcania. W dodatku nie ma szans, żebyśmy nalali niewłaściwego paliwa – konstrukcja wlewu nas od tego uchroni.
Na koniec powiedzmy coś o cenie naszej testówki. Najtańsze wydanie S-Maxa z 240 konnym silnikiem i skrzynią PowerShift to wydatek rzędu 141 450 zł. Wersja doposażona we wszystko to, z czym mieliśmy do czynienia, to już wydatek około 170 000 zł. Czy to dużo, czy też mało za ładne, duże, dynamiczne, bezpieczne i dobrze prowadzące się auto – na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Plusy:
+ dobrej jakości materiały wykończeniowe
+ wygodne siedzenia
+ widoczność we wszystkich kierunkach
+ dynamiczny silnik
+ układ kierowniczy
Minusy:
- niedopracowany system inteligentnego tempomatu ACC
- system kontroli pasa ruchu LDW
- dość wysokie spalanie