Suzusho Supasse-V - wieloskładnikowe sushi
Dzisiejsze połączenia wysiłków kilku marek w produkcję jednego auta prowadzą zazwyczaj do powstania kilku identycznych niemal modeli z innym znaczkiem z przodu. Zazwyczaj taka współpraca podyktowana jest oszczędnościami oraz chęcią jak największego zysku. Na szczęście w historii motoryzacji, nawet bardzo bliskiej i świeżej, są przypadki współpracy bardzo emocjonującej i owocnej. Czy Suzusho Supasse-V jest godnym uwagi owocem takiej właśnie współpracy?
Jak zwykle w tym momencie zaczniemy od garści historycznych faktów, aby bliżej poznać ten intrygujący i z pewnością dla wielu osób, do tej pory nieznany model. Wszystko zaczęło się od osoby Toshio Suzuki, który powołał do życia niewielką firmę działającą w Nagoji. Początki działalności były dość niepozorne i obejmowały głównie usługi importu sportowych samochodów z całego świata. Z biegiem czasu ambicje jednak rosły, i miało swój upust w 2004 roku, kiedy to firma zajęła się produkcją wiernej repliki legendarnej "siódemki" Lotusa pod nazwą Supasse oraz Supasse-C.
Oba pojazdy o klasycznych kształtach i masie około 570 kilogramów napędzały silniki produkcji Nissana o pojemności dwóch litrów w dwóch wariantach mocy. Słabsza jednostka rozwijała moc 160 KM, mocniejsza zaś 220 KM. Co prawda taka moc nie imponowała na papierze, ale w połączeniu z leciutkim nadwoziem sprawiała, że auto było bardzo agresywne i dostarczało mnóstwa frajdy. Po kilku latach doświadczeń firma zdecydowała, że przyszła pora na drugi projekt zakładu, tym razem niemal w pełni autorski. Owocem prac okazał się model coupe Supasse-V.
Supasse-V oparte jest na autorskim, kompaktowym, dwururowym monocoque z aluminium oraz zawieszeniu projektu samego Toshio Suzuki'ego. Ciekawym rozwiązaniem jest tylna rama, która na dobrą sprawę stanowi przestrzeń mocowania silnika. Element ten również został wykonany ze stali, zaś mocowanie śrubami do monocoque sprawia, że w każdej chwili całą jednostkę można wymontować. Iście wyścigowe rozwiązanie. Równie ciekawie prezentuje się nadwozie pojazdu, w którym można znaleźć sporo podobieństw do innych, kultowych modeli.
Pierwszy rzut oka na auto i w głowie pojawiają się myśli: „Kurcze, czy to młodszy brat Ferrari Enzo?” Owszem, widać sporo podobieństw, ale nie tylko do modelu z Maranello. Nadwozie mierzącego tylko 3,87 metra długości pojazdu zaprojektował Kenji Mimura. Być może mało kto zna tego pana, ale poprzednie projekty w postaci słynnego Dome Zero czy Lancii Stratos z pewnością mówią same za siebie. Jak już wspomnieliśmy, w liniach przodu i tyłu odnajdziemy wyraźne nawiązania do Ferrari czy Koenigsegga, a unoszone do góry drzwi przywiodą na myśl Enzo czy McLarena F1. Oczywiście całe nadwozie wykonano z tworzyw sztucznych wzmacnianych włóknami węglowymi i szklanymi.
Auto jest niezwykle niskie i płaskie. Supasse-V zawieszono zaledwie 95 mm nad ziemią, zaś całkowita wysokość auta wynosi zaledwie 1,16 metra. Sprawia to, że rośli Europejczycy mają problemy, aby wejść do tego auta. Niezależne zawieszenie przy każdym z kół oparto o podwójne wahacze wraz z amortyzatorami i drążkami popychającymi (push-rod), a układ hamulcowy o wentylowane tarcze i 4-tłoczkowe zaciski z przodu oraz zwykłe tarcze i jednotłoczkowe zaciski z tyłu. W modelu tym raczej nie znajdziemy wyrafinowanych systemów wspomagania czy rozdziału siły hamowania. Liczy się czysta zabawa i 100% umiejętności kierowcy.
A co kryło się pod maską Supasse-V? Do napędu tego abstrakcyjnego auta wykorzystano podwójnie doładowaną jednostkę L3-VDT produkcji Mazdy, która w życiu codziennym wprawia w ruch wyczynowe odmiany modeli serii 3 oraz 6 w wersji MPS. Nie liczmy na burzę pod maską, gdyż silnik o pojemności prawie 2,3 litrów nie poddany w zasadzie żadnym modyfikacjom rozwija przy 5,5 tysiącach obrotów na minutę maksymalną moc 265 KM. Ale tak jak w przypadku poprzednich modeli, sednem wszystkiego jest niska waga auta.
Napęd przenoszony jest naturalnie na tylne koła za pomocą ręcznej skrzyni biegów o sześciu przełożeniach. Auto waży zaledwie 850 KM, dlatego też osiągi powinny być bardzo przyjemne. Niestety producent się nimi nie pochwalił, więc pozostają jedynie domysły. Tak czy inaczej nietypowy twór japońskiej myśli technicznej pokazuje, że przy wielkiej pasji i odrobinie samozaparcia można stworzyć coś naprawdę ciekawego. Owszem, nie jest to w pełni autorski projekt, gdyż sporo elementów pochodzi z innych aut, ale dzięki temu możemy cieszyć się kolejnym autem, które potrafi zawstydzić wielkich i naburmuszonych gigantów.