Suzuki Grand Vitara 2.4 VVT Premium - nadal świeża?
Czas płynie nieubłaganie. W świecie motoryzacji również. Niegdyś kolejne modele dzieliły dekady, dziś nikt nie chce czekać, bo przecież konkurencja nie śpi. Żywot samochodów jest coraz krótszy. Nie inaczej jest wśród SUV-ów, gdzie tylko jeden samochód stara się zatrzymać tykanie zegara. O czym mowa? O Suzuki Grand Vitarze, która została wprowadzona na rynek w 2005 roku i ani myśli o emeryturze. W końcu doczekała się zmian, ale wydają się one jedynie kosmetyką. Czy Grand Vitara to już motoryzacyjny dinozaur? A może po liftingu odzyskała świeżość? Sprawdźmy jakie jest terenowe Suzuki przygotowane na 2013 rok.
Patrząc na Suzuki Grand Vitarę można pomyśleć: "klasyka gatunku". Ten SUV wygląda jak prawdziwa terenówka. Prawie pionowy przód, płaska maska, przednia szyba o małym nachyleniu, kwadratowa kabina i koło zapasowe zawieszone na tylnej klapie. Tak to się robiło kiedyś. Suzuki nie przypomina mocno wymodelowanych konkurentów. Wydaje się sięgać do głębokich korzeni, a dokładniej do końcówki lat 80-tych XX wieku, kiedy na rynku pojawiła się pierwsza Vitara. Widać analogie w geometrycznych przednich światłach, w kształcie wspomnianej maski oraz w nadętych błotnikach. Czy to źle? Zdaje się, że wręcz przeciwnie. Klasyczna linia wolniej się starzeje, poza tym Grand Vitare ciężko pomylić z innym samochodem na ulicy.
Co jednak zmieniło się w modelu przygotowanym na 2013 rok? Niewiele. Styliści wprowadzili kosmetyczne zmiany w pasie przednim. Reflektory mają ten sam kształt, ale grill z siatką zastąpiono takim składającym się z podłużnych listw. Najwięcej zmian widać w zderzaku, który zyskał większą "paszczę" i nieco odważniejszych przetłoczeń. Wszystko to sprawia, że Grand Vitara stała się mniej surowa i bardziej "trendy", ale nadal nie straciła swojego unikalnego charakteru. Coś jeszcze się zmieniło? Boczne kierunkowskazy powędrowały na lusterka. A tył? Tu zabrakło pomysłu na zmiany. Sylwetka Suzuki Grand Vitary nadal może się podobać, zwłaszcza konserwatystom. Wprowadzone zmiany to tylko ewolucja. Być może nadszedł już czas na rewolucje.
Klasyczny wygląd terenówki przypadł mi do gustu. Z zaciekawieniem wsiadałem do środka, by zbadać jakie niespodzianki przygotowali Japończycy we wnętrzu swojego samochodu. Niestety nie było tu zaskoczenia jak podczas oglądania filmów Quentina Tarantino. Nie znalazłem też rozmachu charakterystycznego dla produkcji Stevena Spielberga. Idąc w kierunku filmowych odniesień mamy tu raczej do czynienia z remake'em, który nie jest od pierwowzoru ani lepszy, ani gorszy. Jest praktycznie taki sam. Kierownica i zegary utopione w tubach, wyjęto wprost z poprzednika. Poniżej prędkościomierza znalazł się wyświetlacz komputera pokładowego, którego obsługa należy do koszmarów podobnych do oglądania budżetowego kina akcji. Używa się do tego dwóch pokręteł sterczących z liczników. Przełączenie opcji i kasowanie danych wymaga sięgania ręką głęboko przez koło kierownicy, co podczas jazdy nie jest wygodne, a tym bardziej bezpieczne.
Obsługa pozostałych elementów wyposażenia należy do prostych i intuicyjnych. Jestem fanem wnętrz, które nie są przeładowane guzikami jak pulpit samolotu. Konsola środkowa Grand Vitary jest wręcz spartańsko uboga. To ma swój urok. Brak przepychu wpływa również korzystnie na ergonomię. Efekt psuje opcjonalny zestaw multimedialny sygnowany logiem firmy Kenwood. Z przykrością stwierdzam, że wygląda jakby umieścił go tam poprzedni właściciel, a przecież mamy do czynienia z jeszcze pachnącym nowością samochodem.
Suzuki nawet nie postarało się o estetyczne wkomponowanie tego urządzenia w deskę rozdzielczą. Wyjęto klasyczne radio i dodano to. Tak po prostu. W dodatku obsługę tego urządzenia utrudniają małe guziczki i ekran, który również nie ma imponującego wymiaru - przekątna wynosi zaledwie 6,1 cala. Grafiki menu nie powstydziłby się smartfon czy tablet, jednak czasami na ekranie pojawia się zbyt dużo informacji przedstawionych z pomocą czcionki, którą ciężko dostrzec z pozycji kierowcy. System multimedialny odtwarza muzykę oraz wideo - filmy działają również podczas jazdy. Ukłon w stronę pasażerów? Lepiej nie puszczać oscarowych produkcji, bo wyświetlacz jest zbyt mały, by dostrzec coś z tylnej kanapy. Moc muzyczna pozostawia wiele do życzenia. Nawet jeśli przejedziecie w ciepły dzień przez miasto z opuszczoną szybą, a głośność będzie w pozycji "max" nikt się nie obejrzy. Może to i lepiej, w końcu taki styl jazdy jest powodem wielu drwin. Dopłata do systemu multimedialnego Suzuki wynosi 5 tysięcy. Ciężko uzasadnić tą kwotę, mimo że obsługuje on również bluetooth i kamerę cofania, której jednak próżno szukać. Ale dobrze, że w końcu można mieć nawigacje na pokładzie Grand Vitary. Plastiki są dość twarde, ale porządnie zmontowane. Patrząc jednak na lakierowane elementy wnętrza obawiam się o ich trwałość. Użytkownicy Grand Vitar sprzed liftingu sygnalizowali ich szybkie zużycie. Drodzy projektanci - teraz będzie lepiej? Suzuki nie daje wiele wyboru przy kwestii wyposażenia. Dostajemy wszystko w standardzie, a dopłaty wymaga jedynie wspomniany system multimedialny i skórzana tapicerka. W ten sposób Suzuki ułatwiło decyzję wszystkim niezdecydowanym.SUV-y kojarzą nam się z potężną ilością miejsca wewnątrz. Owszem Grand Vitara nie rozczarowuje, zarówno z przodu jak i z tyłu można rozsiąść się wygodnie. Jednak dłuższy wyjazd z rodziną może oznaczać konieczność większych przemyśleń przy pakowaniu bagażu. Czy czwarta bluza, trzecia kurtka i dodatkowa para butów na pewno będą nam potrzebne? Nie? To dobrze, bo mogą się nie zmieścić. Bagażnik ma tylko 398 litrów - to poziom, który osiągają niektóre kompakty. Pamiętajmy jednak, że terenowe Suzuki należy do najmniejszych samochodów w swojej klasie. Grand Vitara nie ma wzdłużnej regulacji kolumny kierownicy, ale nie przeszkadza to w zajęciu wygodnej pozycji za kółkiem. Trzeba się przyzwyczaić jedynie do "krzesłowego" sposobu siedzenia. Dobra widoczność z kabiny w połączeniu z dużymi lusterkami to skuteczna broń przeciwko zatłoczonym ulicom. Suzuki jest wystarczająco zwrotne i z ochotą pokonuje przeszkody w postaci wysokich krawężników, dziurawych i nieodśnieżonych dróg. Miałem wrażenie, że wręcz podśmiechiwało się cicho z miejskich wyzwań, bo stać go na znacznie więcej.
Czas wreszcie odpalić motor Suzuki Grand Vitary. Myśl o "benzyniaku" o pojemności 2,4-litra napawała mnie optymizmem. Zanim go uruchomimy trzeba znaleźć guzik zapłonu. W Suzuki otrzymujemy system "hands free", zatem kluczyk pozostaje w kieszeni. Jednak nie znajdziemy designerskiego przycisku "start/stop". W zamian dostajemy pokrętło wciśnięte w stacyjkę. Projektanci poszli na łatwiznę. Postarali się o wygodę, ale na pewno nie o estetykę i bezpieczeństwo. Plastikowe pokrętło wygląda dziwacznie, a podczas wypadku zagraża kolanu kierowcy jak klasyczny kluczyk.
Dobrze, ale wróćmy do tematu napędu. Dość duży silnik o mocy 169 koni mechanicznych zapowiada, że Grand Vitara może być dynamicznym SUV-em. Jakie są wrażenia? Z chmury obiecującej ulewę spadł tylko lekki deszcz. Suzuki daje radę, ale spodziewałem się czegoś więcej. Dynamiczna jazda wymaga odwiedzania najwyższych wskazań obrotomierza, jednak wówczas w kabinie robi się dość głośno. Na szczęście do codziennego przemieszczania się wystarczą niskie obroty. Czas na garstkę danych. Rozpędzenie Vitary do pierwszej setki zajmuje 11,5 sekundy. Całkiem nieźle. A ile pije Grand Vitara? Tylko w trasie da się zejść poniżej 10 litrów na 100 kilometrów. W mieście należy przygotować się na wyniki o 2, 3 litry wyższe. Jeśli zjedziemy z utwardzonych szlaków wówczas Grand Vitara pochłania paliwo bez opamiętania, ale tu nie różni się od większości potraktowanych ostrzej SUV-ów. Suzuki zdecydowanie najlepiej czuje się w mieście i na lokalnych drogach. Przy prędkościach autostradowych dokucza brak szóstego biegu i dość duży hałas spod maski. Największy plus silnika? Dopracowany japoński motor pozbawiony turbo wróży długą i bezawaryjną eksploatację.
Większość konkurentów naszego bohatera zachowaniem na drodze nie odbiega już od samochodów osobowych. Niektóre z nich przekonują nawet, że potrafią jeździć sportowo. Z Grand Vitarą jest inaczej. Ten samochód niczego nie udaje. Wygląda jak terenówka i podobnie jeździ. Na asfalcie prowadzi się pewnie i zapewnia akceptowalny komfort, ale czuć jej off-roadowe zapędy. Suzuki odstaje w tej kwestii od swoich rywali, ale wyprzedza ich poza ubitymi szlakami. Wszystko dzięki znakomitemu napędowi na 4 koła z centralnym mechanizmem różnicowym i reduktorem oraz prześwitowi wynoszącemu 20 centymetrów. To wyposażenie prawdziwej terenówki, którego nie ma żaden inny SUV. Grand Vitara nie boi się błota, kamieni czy śniegu. Więc jeśli lubicie wypady na ryby, a grzyby zbieracie najchętniej jeżdżąc po lesie samochodem, Suzuki może stać się waszym dzielnym towarzyszem.
8 lat to szmat czasu, ale japoński SUV został przez niego łagodnie potraktowany. Suzuki Grand Vitara nie utraciła swoich atutów i na pewno nie można jej nazwać reliktem swojej klasy. Wciąż dobrze wygląda, pewnie się prowadzi i może być autem dla rodziny. Najbardziej podoba mi się jednak to, że ten samochód niczego nie udaje. Zatem jeśli potrzebujecie środka lokomocji o podwyższonej dzielności terenowej, a nie podobają wam się pickupy z roboczym rodowodem, to Suzuki Grand Vitara będzie jedyną na rynku alternatywą w rozsądnej cenie. Alternatywą, która doposażona w zestaw multimedialny kosztuje 112 900 zł.