SUV z przytupem - Mazda CX-7
Mazda CX-7 nie udaje terenówki. Producent mówi wprost: to auto ma łączyć frajdę z jazdy samochodem sportowym z funkcjonalnością crossovera lub SUV-a.
Wygląd obiecuje wiele. CX-7 sprawia wrażenie powiększonej RX-ósemki. Nadmuchane błotniki, duże wloty powietrza czy dach w kształcie łuku to typowe cechy coupe. Nie przypadły nam do gustu tylko tylne światła. Lampy w stylu „Lexus-look” to już miniona epoka.
Ameryka we wnętrzu
Mazda CX-7 powstała z myślą o rynku amerykańskim, nie dziwi więc spora ilość miejsca w środku, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Fotele również zdradzają pierwotne przeznaczenie auta – siedziska są szerokie, ale trochę za krótkie, a trzymanie boczne jest słabe. Cóż, na autostradzie to nie przeszkadza. Kokpit jest sportowo stylizowany, a obsługa bardzo prosta, mimo dużej liczby przycisków. Spasowanie materiałów jest dobre, ale jak dla nas – za dużo tu twardego plastiku. Cieszy za to dobre wyciszenie wnętrza i bogate wyposażenie, w którego skład wchodzi nagłośnienie Bose.
Twardo i z frajdą
Siądźmy za kierownicę. CX-7 prowadzi się przyjemnie i pewnie, z rzadko potrafi zaskoczyć małą podsterownością w zakręcie. W jeździe pomaga napęd na cztery koła. Niestety, nie jest on stały. Tylna oś wchodzi do gry w momencie utraty przyczepności przez przód. Zawieszenie jest dość twarde, a mimo to dobrze wybiera nierówności polskich dróg. Pod maską naszej Mazdy pracował silnik diesla o pojemności 2.2 l, który rozwijał moc 173 KM. Imponujący moment obrotowy na poziomie 400 Nm pozwala na sprawne wyprzedzanie i pozwala zapomnieć o przyspieszeniu do setki w 12 sekund. Przy spokojnej jeździe CX-7 spali 9 l oleju napędowego na 100 km. Jeśli jednak będziemy traktować ją brutalnie, w baku powstanie wir, który błyskawicznie wciągnie całą zawartość.
Mazda nie kłamała. CX-7 daje dużą frajdę z jazdy i jest praktyczna. Może nie jest tak sportowa jak coupe, ani tak pojemna jak van czy duży SUV, ale to naprawdę dobry kompromis. Kompromis, który kosztuje 160 tysięcy złotych.