Skoda Yeti - Yeti z krainy...
Mityczne Yeti, czyli człowiek śniegu, siało postrach w wysokich partiach Himalajów. Jak to zwykle bywa w legendach, istnienie stworzenia przypominającego człowieka nie zostało potwierdzone - producent z Czech proponuje nam więc swoją wersję Yeti. Jako, że nazwa zobowiązuje, spodziewamy się, że auto będzie w jakimś stopniu wyjątkowe, a testowy samochód próbuje nam to udowodnić mocnym silnikiem, dzięki któremu może trochę postraszyć na drodze oraz napędem na cztery koła do sprawnego poruszania się w górach.
Do przetestowania pełni możliwości auta brakuje tylko śniegu, jednak testowy egzemplarz nadrabia ten brak śnieżnobiałym kolorem nadwozia. Kolor ten tworzy ciekawą kompozycję z ciemnymi szybami i czarnymi tylnymi słupkami C. W oczy rzuca się również zwiększony prześwit i plastiki dookoła nadwozia, chroniące lakier podczas jazdy po bezdrożach. Dobrze, że ten samochód nie jest tak poprawny stylistycznie jak inne modele Skody. Dzieje się to głównie za sprawą oryginalnego przodu, który każdemu przywołuje jakieś skojarzenia. Tył natomiast jest już mniej odważny.
Szkoda, że we wnętrzu stylistom zabrakło tej iskry, co przy projektowaniu „pyszczka” Yeti. Nie znajdziemy tu żadnych smaczków stylistycznych, które mogłyby cieszyć oko. Podejrzewam, że do głosu doszli księgowi – taniej jest zrobić wnętrze podobne do innych aut z koncernu. Czyli jakie jest wnętrze Yeti ? Takie jak w innych modelach Skody – poprawne. Jeśli chodzi o jakość materiałów wykończeniowych i ich spasowanie, to nie ma się do czego przyczepić. Widać, że przetrwają próbę czasu i nie będą po roku trzeszczały na nierównościach. Podczas obsługi pokładowych urządzeń znalazłem dwa małe zgrzyty. Kręcąc kierownicą można przypadkowo pogłośnić (lub ściszyć) radio, gdyż służy do tego pokrętło, o które często zahacza się palcami. Druga sprawa - w słoneczny dzień jest problem z obsługą modułu klimatyzacji, ponieważ zielone podświetlenie jego ustawień nie jest dość kontrastowe.
Testowy samochód to wersja Ambition, dostępna w salonach od 102 tys. złotych i posiadająca na wyposażeniu między innymi poduszkę chroniącą kolana kierowcy, czujniki parkowania z tyłu czy 17 calowe felgi aluminiowe. Jeśli chcielibyśmy mieć na pokładzie nawigację będzie to kosztowało 6900zł; dobrze, że przydatny w mocnym dieslu tempomat to dopłata tylko 900zł.
To, czym ma nas zaskoczyć Skoda Yeti, to mocny silnik i skuteczny napęd na cztery koła. Ten pierwszy znajdziemy nawet pod maską Octavii RS, a jest to dwulitrowy 170-konny diesel z filtrem cząstek stałych, rozwijający 350 Nm momentu obrotowego już od 1750 obrotów/min. W efekcie ważące 1535 kg Yeti nigdy nie ma problemów z nabieraniem prędkości, nawet na 6 biegu. Mało kto się spodziewa, że niedużych rozmiarów miejski samochodzik przyspiesza do „setki” w czasie 8,4 sekundy. Silnik bez problemu można kręcić do 4,5 tys. obrotów i nawet wtedy nie łapie zadyszki. Jednocześnie potrafi zadziwić bardzo niewielkim spalaniem: w mieście nie przekroczymy nim spalania rzędu 8,5 litrów na 100 km, a w trasie w zależności od stylu jazdy ujrzymy na komputerze od 4,5 do 6,5 litra na 100 km.
Ten diesel z systemem common rail z założenia ma być cichy, jednak w Yeti taki nie jest. Chropowaty dźwięk silnika Diesla na początku niejako podkreśla moc, drzemiącą pod maską, jednak w dłuższej trasie zaczyna męczyć. Wersja 1,4 TSI, którą jeździliśmy kilka miesięcy wcześniej, nie miała problemu z wyciszeniem, więc być może to kwestia najmocniejszej wersji silnikowej. Co ciekawe, za sprawą ogranicznika obrotów na biegu jałowym, nie można osiągnąć większych wartości niż 2,5 tys. – taka namiastka sportu.
Dzięki napędowi na cztery koła Yeti potrafi wyskoczyć jak z procy, nawet na nawierzchniach ze słabą przyczepnością. Jest to możliwe dzięki konstrukcji sprzęgła czwartej generacji, szwedzkiej firmy Haldex. Podczas normalnej jazdy aż 96 % momentu obrotowego trafia na przednie koła. Gdy jednak zajdzie potrzeba, sprzęgło międzyosiowe rozkłada napęd na wszystkie cztery koła. Dzieje się to szybko i niezauważalnie dlatego Skodą Yeti można nie tylko wjechać na łąkę, ale w stosunkowo trudny teren. Na testach auto już nie raz udowadniało dziennikarzom swoje ponadprzeciętne możliwości. Napęd na cztery koła przydaje się także w szybko pokonywanych zakrętach oraz przy zdecydowanym i szybkim włączaniu się do ruchu z ulicy podporządkowanej. Pomimo podwyższonego zawieszenia auto jest stabilne i trzeba się postarać, żeby koła straciły przyczepność. Układ kierowniczy daje wystarczające wyczucie tego, co dzieje się z samochodem. Dopiero znaczne prędkości w zakrętach spowodują, że stanie się troszkę „gumowy”.
Zawieszenie małej Skody to kompromis pomiędzy komfortem, a stabilnością prowadzenia. Podczas jazdy po nierównościach z małymi prędkościami auto trochę podskakuje, ale już szybszy przejazd po dziurach zawieszenie Skody wybiera bardzo komfortowo, także wydaje się być dobrym rozwiązaniem na nasze drogi.
Skoda Yeti z najmocniejszym silnikiem Diesla raczej nie będzie cieszyła się dużą popularnością ze względu na cenę. Za ponad 100 tys. zł możemy kupić dobrze wyposażone auto klasy średniej. I tu można by wymienić naprawdę wiele samochodów. Przykładowo VW Passat ze 140 konnym dieslem zaczyna się od 103 tys. zł. Co prawda nie ma napędu na cztery koła, ale jest jednak większym autem. Ideą Skody Yeti jest to, że ma być tania i oferować napęd na 4 koła. Oczywiście można ją kupić bez tego napędu, co jest wymaganiem rynku, ale nie o to tu chodzi. Dlatego lepiej zdecydować się na tańszego diesla o mocy 110 KM (wersja Ambition 4x4 za 93 tys. zł) lub jeszcze tańszą wersję z mocnym silnikiem benzynowym 1,8 TSI o mocy 160 KM (wersja Ambition 4x4 za 90,5 tys. zł). Napęd na cztery koła będzie, a mocy i tak wystarczy.