Skoda Octavia Drive 1.0 TSI – mała pojemność, spore możliwości
Choć za oknami coraz mocniej czuć wiosnę, to w górach ciągle zalegają spore zaspy śniegu. Wszyscy ci, którzy kochają zimę, niemal co weekend mogą szusować na stokach, albo podziwiać zimową aurę na zaśnieżonych wciąż szlakach. Zimą w górach warunki do jazdy są trudne. Przydaje się napęd na cztery koła i mocny silnik. Kiedy do naszej redakcji przyjechała niedawno Skoda Octavia Drive z silnikiem 1.0 TSI o mocy 115 koni, wszyscy byli przekonani, że to typowo miejska konfiguracja. Ale postanowiłem sprawdzić kombi z litrowym benzyniakiem w dość ekstremalnych warunkach – na górskich, ośnieżonych drogach, w dodatku z kompletem pasażerów na pokładzie oraz z pełnym bagażnikiem. I choć wiele osób, słysząc o moim pomyśle, patrzyło z politowaniem, to jednak udało się dojechać, przejechać sporo kilometrów po górskich trasach oraz wrócić bez kłopotów. A jak dokładnie wyglądała ta wyprawa?
Mały silnik do dużego samochodu – to żart?
Skody Octavii Kombi nie trzeba nikomu przedstawiać. W Polsce jest to jeden z najchętniej wybieranych kombi na rynku, który balansuje na krawędzi segmentu kompakt i klasy średniej. Jednak wybór dość dużego auta z benzynowym silnikiem TSI o pojemności 1.0 wydaje się na pierwszy rzut oka brawurowym posunięciem.
Zacznijmy od liczb. 1.0 TSI w tym przypadku dysponuje mocą 115 koni mechanicznych i momentem obrotowym na poziomie równych 200 niutonometrów. Prędkość maksymalna – według katalogu – to 201 km/h, a przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje przyzwoite 10,1 sekundy. W warunkach miejskich to wystarczające parametry. Warto dodać, że nasz testowy egzemplarz wyposażony został w siedmiostopniową automatyczną skrzynię biegów DSG.
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów w ruchu miejskim, pokonanych w pojedynkę, jasno dało mi do zrozumienia, że nie ma mowy o szczególnej dynamice, którą znamy z silnika 1.4 TSI o mocy 150 KM. Obawiałem się kultury pracy – szarpania przy niskich prędkościach obrotowych czy niezbyt przyjemnego dźwięku silnika, typowego dla jednostek trzycylindrowych. Tymczasem komfort akustyczny, zarówno podczas gwałtownego przyspieszania, jak i w trakcie jazdy z prędkościami autostradowymi, był zaskakujący. Pozytywnie zaskakujący. Oczywiście, wprawne ucho natychmiast wychwyci charakterystyczne dźwięki pracy trzycylindrowego turbo o małej pojemności, jednak osoby, które nie zwracają na te sprawy szczególnej uwagi, nie odczują różnicy względem większych silników z rodziny TSI (jeśli chodzi o kulturę pracy). W zachowaniu łagodnego charakteru bardzo pomaga skrzynia DSG, która dzięki siedmiu przełożeniom pozwala podróżować z niskimi prędkościami obrotowymi, nawet po przekroczeniu 120 km/h.
Osiągi wystarczające w różnych warunkach
Zespół napędowy jest nastawiony na ecodriving. Wskazówka obrotomierza przy spokojnej jeździe niemal nigdy nie przekracza 1500 obrotów na minutę, co wiąże się niestety z koniecznością mocnego wciskania gazu, kiedy potrzebne jest gwałtowne przyspieszenie. Na gaz wciśnięty do połowy Octavia reagowała dość ospale, z uporem maniaka trzymając się jak najwyższych przełożeń. Sprawa zmienia się diametralnie po przełączeniu lewarka skrzyni w tryb S. Tryb ten nie ma nic wspólnego ze sportowymi osiągami, ale Skoda w takim ustawieniu stawała się znacznie żwawsza i bardziej chętna do pracy na wysokich obrotach. Podczas jazdy miejskiej pustym samochodem komputer wskazywał średnie spalanie na poziomie 6,7 litra na 100 kilometrów. Jak na pojazd o masie około 1300 kg z automatem, wynik wydaje się być zadowalający.
Z czterema pasażerami na pokładzie i z bagażnikiem załadowanym po dach sytuacja lekko się zmienia. Jednak największym zaskoczeniem był fakt, że odczuwalna dynamika samochodu nie została drastycznie ograniczona. Dociążony tył pozwalał na to, by śmielej poczynać sobie w zakrętach. Jedynie podczas podjazdów pod naprawdę strome wzniesienia można było odczuć, że momentami silnik się męczył. Do pokonania ponad 350 km po górskich drogach, nieraz zupełnie nieodśnieżonych, Octavia potrzebowała 7,5 litra benzyny na każde 100 km. Spodziewałem się znacznie wyższego spalania, choć po litrowym silniku można byłoby spodziewać się lepszego wyniku.
Ze względu na temperatury dodatnie w dolinach i ujemne w wyższych partiach terenu, zalegające błoto pośniegowe uniemożliwiało utrzymanie samochodu w czystości. Ulubionym gadżetem okazał się spryskiwacz kamery cofania, aktywowany wraz ze spryskiwaczem tylnej wycieraczki – genialny patent. Wielka szkoda, że inni producenci nie stosują takiego rozwiązania na szeroką skalę.
W wersji Drive, poza emblematami wersji na przednich nadkolach, warto docenić pikowaną czarną tapicerkę. Fotele w tej wersji wydają się wygodniejsze i lepiej wyprofilowane niż w wersji Style czy Ambition, aczkolwiek, może to tylko wrażenie. W nocy zaskakująco dobrze doświetlały drogę standardowe reflektory halogenowe, które dzielnie wspierane były na zakrętach przez halogeny przeciwmgielne z funkcją Corner (doświetlania zakrętów). W dobie wszechobecnych świateł w technologii LED, które w sposób oczywisty górują nad żarówkami, miło było odkryć, że standardowe światła w Octavii naprawdę dają radę. W chłodne poranki doceniliśmy oczywiście podgrzewane fotele i kierownicę. Sam silnik 1.0 TSI natomiast zaskakująco szybko osiągał temperaturę pracy, co wpływało na bardzo szybkie i wydajne nagrzanie niemałej kabiny czeskiego kombi.
Pośród ogromu zalet znalazłem dwie wady. Siedemnastocalowe felgi, na których poruszał się testowy egzemplarz Octavii Drive wyglądały świetnie i pozwalały na dynamiczniejszą jazdę w zakrętach, ale w połączeniu ze sztywnym zestrojeniem zawieszenia (belka skrętna na tylnej osi), powodowały mocne podskakiwanie samochodu na nierównościach i niepokojące, zwłaszcza pasażerów, odgłosy. Kwestią wymagającą dłuższego przyzwyczajenia jest także praca systemu start-stop. Zwłaszcza podczas wznowienia pracy silnika następuje bardzo silna wibracja, która wprawia w niepożądany ruch całą karoserię. Jednak z tym łatwo można sobie poradzić – dezaktywując ten system przy każdym rozpoczęciu jazdy.
Wrażenia z jazdy obalają mity!
Pomimo tego, że silnik o pojemności kartonu mleka w tak dużym samochodzie jak Skoda Octavia wydaje się z pozoru nieudanym żartem, to jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że to naprawdę wystarczająca jednostka napędowa. Jeśli jeszcze możemy pozwolić sobie na doposażenie auta w skrzynię DSG, to satysfakcja z użytkowania ulubionego przez Polaków kombi Skody jest gwarantowana w ruchu miejskim. Nawet z kompletem pasażerów i pełnym bagażnikiem nie ma obaw o skuteczne przemieszczenie się podczas wakacyjnych wypraw. Wersja Drive natomiast to taka namiastka prezencji wersji RS i dobrze, że mając pod maską bardzo rozsądnej mocy i pojemności silnik, samochód może prezentować swój charakter.
Wersję specjalną Drive w 2018 roku zastąpi niemal analogiczna odmiana Clever, której cena z silnikiem 1.0 TSI i siedmiobiegowym automatem DSG zaczyna się od kwoty 92 890 zł. Ta cena na pierwszy rzut oka nie wydaje się atrakcyjna, ale przeglądając listę wyposażenia standardowego znajdziemy np. pełne światła LED z przodu i z tyłu, klimatyzację automatyczną, komplet czujników parkowania czy 8-calowy ekran multimedialny z pełną integracją ze smartfonem.
Szukając pojemnego samochodu z ogromnym bagażnikiem, który raz na jakiś czas musi wyjechać w trasę, warto pomyśleć o Skodzie Octavii Combi. A czy silnik 1.0 to nieporozumienie? Czas porzucić stereotypowe myślenie, wsiąść za kierownicę i przekonać się na własnej skórze, bo choć teoria nie obiecuje zbyt wiele, w praktyce to rozwiązanie pozytywnie zaskakuje.