Skoda Citigo Monte Carlo - wystarczy dobra przyprawa?
Edycje specjalne aut - to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ciekawszy niż zazwyczaj wygląd samochodu. Często bogate wyposażenie, nietuzinkowość i oryginalność w zalewie niemal identycznych modeli. O tym, że edycja specjalna z nawet prostego auta potrafi zrobić pojazd interesujący przekonuje Skoda Citigo w wersji Monte Carlo.
Marki lubią chwalić się sukcesami w sporcie. Pozytywny przekaz "jeśli wygrywany w rajdach to nasze auta są naprawdę dobre a testowane w wyścigach rozwiązania znajdziecie w naszych samochodach" jest zawsze w cenie. Prawda jest taka, że na świecie organizowanych jest tyle rajdów w tak różnych klasach, że sukcesami w wyścigach może pochwalić się wielu producentów. Żeby marketingowa sztuczka miała sens trzeba wybrać rajd znany. Takim bez wątpienia jest najstarsza cykliczna impreza wyścigowa na świecie - Rajd Monte Carlo. Skoda odnosiła w nim pewne sukcesy w latach 60-tych. Dziś producent właśnie Monte Carlo nazywa edycje specjalne kolejnych modeli, od Skody Fabii w roku 2011 poczynając.
Wygląd zwykłej Skoda Citigo raczej nie porywa. Powiedzmy sobie jasno, oglądając Citigo ostatnie co przychodzi nam do głowy to emocje. Autko przypomina pudełko na kołach. Tym większa zasługa projektantów wersji Monte Carlo, którzy z tego malucha uczynili pojazd przyciągający wzrok. Krwista czerwień lakieru bardzo ładnie komponuje się z czarnymi elementami jak osłony lusterek, tylny i przedni spoiler, osłona bagażnika, grill i okleiny na drzwiach. O specjalnej wersji auta informują wstawki z napisem Monte Carlo na słupku B i progach drzwi. Do tego zarezerwowany dla tej wersji wzór szesnasto calowych aluminiowych felg. Całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Ta Skoda może się naprawdę podobać. Otwieramy drzwi, na twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Czarno-czerwona tapicerka z białymi pasami wygląda rewelacyjnie. Podobnie prezentują się czerwone przeszycia na kierownicy. Naprawdę tak niewiele trzeba było, by smutne, znane z innych wersji, wnętrze małej Skody wyglądało o niebo lepiej.
Citigo mierzy niewiele ponad 3,5 metra długości. Konstruktorzy mając do dyspozycji tak ograniczoną przestrzeń postawili na przestronność z przodu. Zarówno kierowca jak i pasażer obok mogą czuć się w tym maluchu jak w aucie o co najmniej rozmiar większym. Z tyłu jest już znacznie gorzej. Kanapa przeznaczona jest w zasadzie do przewożenia dzieci. Dorośli wytrzymają tam tylko na krótkich dystansach. Dłuższa podróż w takich warunkach będzie już męcząca. Szczególnie brakuje miejsca na nogi. Cóż, Citigo jest zorientowane na kierowcę i komplet pasażerów powinien gościć w maluchu Skody jak najrzadziej.
Zostańmy więc z przodu. Obsługa Citigo jest wręcz banalnie prosta. Wszystkie przełączniki są pod ręką. Do tego jest ich dosłownie kilka; sterowanie klimatyzacją, radio, sterowanie elektrycznie opuszczanymi przednimi szybami, światła, wycieraczki i tyle. Pełen minimalizm i czysta forma, żadnych udziwnień ale jednocześnie niewiele fantazji w projekcie. Dobrze, że Monte Carlo ma przynajmniej lakierowaną na czarno, znaną z Volkswagen Up!, środkową część deski rozdzielczej. Wsiadając pierwszy raz do Citigo w zasadzie od razu wiemy co gdzie jest i do czego służy. Jakość wykonania jest zadowalająca i adekwatna do klasy auta. Plastiki są twarde ale dobrze spasowane. Fotele wygodne z szerokim zakresem regulacji, nie ma problemu ze znalezieniem właściwej pozycji za kierownicą.
Oszczędności w projekcie, nawet w wersji specjalnej, widać w wielu miejscach. Boczki drzwi są częściowo blaszane. Tylne okna są zaledwie uchylane co właściwie nie służy niczemu, bo o skutecznym wietrzeniu wnętrza w ten sposób możemy zapomnieć. Zastrzeżenia mam również do projektu deski rozdzielczej a dokładnie ustawienia kierownicy tak by nie zasłaniała górnej części prędkościomierza. Próbowałem ustawić kierownicę na wiele sposobów ale przy moim średnim wzroście wszelkie w miarę wygodne pozycje za kółkiem oznaczały, że góra skali jest zasłaniana przez wieniec kierownicy tak, że widać prędkość do 60 km/h i od 140 km/h. To naprawdę frustrujące, gdy trzeba podglądać pod kołem kierownicy lub nad nim czy aktualnie jedziemy 70 czy może 80 km/h. Na śródmiejskich obwodnicach oznacza to różnicę pomiędzy prędkością dozwoloną a możliwym mandatem.
O ile Citigo potraktujemy jako auto do miasta i tylko do miasta to w tym środowisku jest samochodem znakomitym. Skoda to mistrz zwrotności, wciśnie się w niemal każdą lukę na parkingu a manewrowanie nią to poezja. Auto nieomal zawraca w miejscu, pudełkowaty kształt oznacza, że nie ma tu zwisów nadwozia ograniczających możliwości manewrowania. Do tego opcjonalne czujniki parkowania z tyłu współpracują z systemem multimedialnym Move&Fun, dzięki czemu Skodą nie sposób nie zaparkować tam gdzie chcemy. Tam gdzie inne auta się poddają, Citigo parkuje jak pan i władca wolnych centymetrów.
Wspomniałem o systemie multimedialnym Move&Fun. Moim zdaniem decydując się na Skodę warto w niego zainwestować. Firmowane przez Garmina urządzenie to nie tylko świetna, płynnie działająca i bogata w informacje nawigacja, ale też rozszerzenie funkcji komputera pokładowego. Funkcje i parametry samochodu które nie zmieściły się na minimalistycznej desce rozdzielczej (np. średnie spalanie, temperatura silnika) odnajdziemy właśnie w systemie Move&Fun.
A jak wygląda sama jazda maluchem Skody? Niestety, za udanymi zmianami stylistycznymi wersji Monte Carlo nie poszło wzmocnienie silnika. Samochód wyposażony jest w zaledwie litrowy motor o niezbyt porywającej mocy 75 KM (dostępna jest jeszcze słabsza wersja o mocy 60 KM). W mieście nie będziemy zawalidrogą, trzycylindrowy silnik chętnie wkręca się na obroty ale o sporcie trzeba zapomnieć. Skrzynia biegów ma krótki skok i działa z przyjemnym oporem, biegi wskakują na swoje miejsce niemal same. Wystarczy delikatnie pchnąć drążek w odpowiednim kierunku. Gorzej wygląda sytuacja ze spalaniem. Producent obiecuje w mieście zużycie paliwa poniżej 6 litrów. W praktyce przy zachowaniu przyzwoitej dynamiki jazdy trudno osiągnąć wynik w okolicach 7 litrów a w korkach nie jest problemem przekroczenie tego wyniku, jak na zaledwie litrowy silnik to sporo.
Przyznam, że z Citigo rozstawałem się niechętnie. Poręczność w mieście, wystarczająco pojemny bagażnik do którego bez problemu zapakujemy spore zakupy albo kilka walizek. Dziecinnie łatwa obsługa, znakomita nawigacja, przyzwoity poziom wykonania i nietuzinkowy wygląd. To, czego brakuje w Citigo Monte Carlo to lepsze osiągi. Wygląd auta obiecuje wiele, producent pokusił się nawet o sportowe, twardsze zawieszenie, pytanie tylko po co? Trudno, mając "pod nogą" 75 KM jeździć sportowo, możliwości zawieszenia są zwyczajnie niewykorzystane a spoilery to tylko gadżet bo nigdy nie osiągniemy Citigo prędkości, przy których poprawiona aerodynamika dawałaby realne rezultaty widoczne w sposobie prowadzenia. Obawiam się również, że cena wersji Monte Carlo sprawi, że nie będzie to częsty widok na polskich drogach. Już ze standardowym wyposażeniem cena Skody dochodzi do 45 tys. Jeśli zamówimy, tak jak w testowanej wersji, kilka dodatków jak: 16 calowe felgi, elektrycznie sterowane panoramiczne okno dachowe, czujniki parkowania, podgrzewane fotele i kilka innych, cena Monte Carlo szybuje do 55 tysięcy. Kto wyda na miejskiego malucha taką kwotę? Przecież za tyle można kupić nieźle wyposażonego Rapida. Ale taki już los wersji specjalnych, są drogie a przez to rzadkie i w tym ich urok.