Ryzykowna gra
Każda szanująca się marka ma w swojej ofercie pojazd klasy wyższej. Recepta na stworzenie takiego auta pozornie nie jest wcale trudna. Należy wziąć dużą bryłę metalu długości około 5 metrów, po czym nieco ją zmodyfikować względem elegancji i funkcjonalności.
Następnie wystarczy już tylko wyposażyć powstałe w ten sposób cudo w mocny silnik i napęd na koła tylne. Oczywiście, jak we wszystkim, także i tutaj należy zachować rozwagę, aby nie wyszedł nam np. Polonez Atu. Niemniej jednak, jeżeli jest się zawodowcem takie wpadki nie mają prawa się zdarzyć. Według tej prostej recepty powstało na świecie sporo wspaniałych samochodów, jak np. Mercedes S Klasse, Jaguar XJ czy chociażby BMW serii 7. W podobny sposób zrodził się także flagowy do niedawna model Opla – Opel Omega.
Debiutując w 1993 roku Omega była pierwszym autem zrywającym z dotychczasową stylistyką marki. Proste, nudne i nieco przy ciężkie kształty poprzedniczki ustąpiły miejsca bardziej krągłym i zdecydowanie atrakcyjniejszym. Pomimo, że dziś do łask wracają kanty i ostre linie to i tak pod żadnym względem nie można odmówić Omedze uroku. Co więcej, śmiało można stwierdzić, że jej kształty pozostaną na topie jeszcze przez długi czas. Ten samochód niczym Grażyna Torbicka, starzeje się bardzo wolno, a jeśli nawet, to z wdziękiem i klasą. Omegę oferowano w dwóch wersjach nadwoziowych, jako klasyczny sedan(poj bag 530/1460l) oraz niemniej ładne a przy tym zdecydowanie bardziej praktyczne kombi(poj. bag. 540/1800l) To ważne, bo nie wszyscy producenci aut z nadwoziem kombi potrafią zachować odpowiednie proporcje a stylistom Opla ta sztuka udała się doskonale. Nadwozie Omegi było na tyle dobre, ze przez 10 lat produkcji tylko dwukrotnie przechodziło niewielkie zmiany. Ograniczono się jedynie do subtelnej kosmetyki, zmieniono nieco lampy oraz kształt maski.
Funkcjonalność i wygoda są mocnymi stronami Omegi. Kabina jest przestronna i przemyślana. Fotele oferują bardzo wysoki komfort podróżowania, są szerokie i dobrze wyprofilowane, posiadają także bogaty zakres regulacji. Tylna kanapa standardowo wyposażona była w składany podłokietnik. Takie rozwiązanie sugeruje, że najwygodniej w tym aucie podróżować będzie czwórka pasażerów i w istocie tak też jest. Trzy osoby z tyłu oczywiście nie stanowią dla Omegi problemu, jednak taki skład kłóci się nieco z poczuciem pełnego komfortu. Na pozytywny obraz wnętrza mają również wpływ materiały użyte do jego wykończenia. Na szczęście to nie Passat, więc zamiast ohydnej „szmacianej" tapicerki zewsząd otacza nas morze przyjemnie sprężystego weluru. Tablica rozdzielcza jest czytelna i uporządkowana. Niezależnie czy samochód posiada klimatyzację, kierowca i pasażer jadący z przodu dysponują osobnymi przyciskami do ustawiania temperatury. Miejsce pracy kierowcy jest ergonomiczne. Wszystkie wskaźniki i przełączniki rozplanowano z głową, cieszy także duży wyświetlacz zintegrowany z komputerem pokładowym i radiem. Nie obyło się jednak bez pewnych uchybień. Największym mankamentem występującym w większości Omeg sprzed 1999 roku jest permanentny brak możliwości regulacji kolumny kierownicy. Trudno, regulacja taka była oczywiście na liście opcji, choć w pojeździe tej klasy może się to wydawać śmieszne. Na pochwałę zasługuje natomiast przedział bagażowy. Czy to w sedanie, czy też w kombi miejsca jest pod dostatkiem. Co więcej linia załadunku przebiega nisko, a sam kształt bagażnika czyni go bardzo ustawnym.
Do napędu tych aut stosowano jednostki o słusznych pojemnościach, chociaż nie wszystkie z ich godne są polecenia. Zdecydowanie odradzałbym np archaiczną dwulitrową jednostka o mocy 115KM. Nie dość, że pali jak smok (średnio ok. 13 litrów) to na dodatek nie jest w stanie zapewniać praktycznie żadnych wrażeń z jazdy, no chyba, że jesteśmy jednym z etatowych członków Krajowej Partii Emerytów i Rencistów. Niestety, niewiele lepiej rzecz ma się także w przypadku pozostałych czterocylindrowców (2,0 16V , 2,2) chociaż i tak na tle podstawowej jednostki czynią one z Omegi niemalże rakietę. Kto jednak chce jeździć naprawdę dynamicznie, ten będzie musiał wybrać dla siebie wariant sześciocylindrowy. Przebierać można pomiędzy kilkoma odmianami. Najsłabsza z nich o pojemności 2,5l dysponuje mocą 170 koni mechanicznych, najmocniejsza 3,2l produkuje ich aż 218. O dziwo zużycie paliwa tych jednostek kształtuje się na znacznie niższym poziomie a niżeli ma to miejsce w silnikach czterocylindrowych – średnio 10-11 litrów/100km. Na pochlebną opinię zapracowały sobie także jednostki wysokoprężne 2,5 oraz 2,2 zapewniające przyzwoite osiągi (0-100km/h ok. 13s) i umiarkowane spalanie (średnio 7-8l/100km). Do komfortowego charakteru auta doskonale pasują trwałe i poprawnie zestopniowane automatyczne skrzynie biegów. Przekładnie te charakteryzują się kulturalną pracą i nie czynią z Omegi zawalidrogi.
Jazda Omegą nie sprawia większych trudności. Auto prowadzi się łatwo i pewnie. Układ wspomagania kierownicy pracuje wydajnie i zapewnia odpowiednie czucie drogi. Także zwrotność nie pozostawia wiele do życzenia. Dzięki tylnemu napędowi Omega nie ma tendencji do podsterowności, a występująca od czasu do czasu naturalna nadsterowność jest dziecinnie łatwa do opanowania. Co więcej, jeśli trochę poćwiczymy posługiwanie się gazem w zakrętach, to gwarantuję, że każdy kolejny łuk przejechany bokiem zarysuje szeroki uśmiech na naszej twarzy. Pojazd wydaje się być niemal stworzony do pokonywania długich dystansów. Komfortowe zawieszenie oraz przyjemne wnętrze pozwalają przez długi czas cieszyć się jazdą bez konieczności robienia przystanków na odpoczynek.
Istotną zaletą jest też wysoki poziom bezpieczeństwa. Wszystkie Omegi w standardzie wyposażone były w air bag kierowcy, większość posiadała także poduszkę dla pasażera oraz ABS. Wraz z modernizacją w 1997 roku pojawiły się bardzo wydajne reflektory soczewkowe a liczba poduszek wzrosła do czterech.
Używanego Opla Omegę z początku produkcji można mieć już za 12 tyś zł. Dysponując tą kwotą osobiście unikałbym jednak tego auta jak ognia. Dlaczego? Ponieważ komfort, bezpieczeństwo i ładna stylistyka to tylko jedna strona medalu. Drugą jest niestety ponadprzeciętna awaryjność pierwszych modeli. Samochody trapiły liczne usterki elektryki (czujniki poduszek powietrznych, ABSu, centralnego zamka) oraz korozja. Narzekano także na szybko starzejące się plastiki i liczne trzaski w kokpicie. Większość tych niedomagań została usunięta wraz z modernizacja w 1996 roku i dopiero począwszy od tego rocznika mogę polecić wam ten samochód z pełną odpowiedzialnością.