Retro potwór
Tak niezwykłego dzieła modnego w ostatnich latach "retro-designu" nie było od czasów debiutu słynnego Chryslera PT Cruisera. Holden Efijy to jeszcze odważniejsze nawiązanie do przeszłości, a przy tym samochód nieprawdopodobnie wysmakowany i luksusowy.
Coś z poczciwej Warszawy
Ten piękny, ponad pięciometrowy wehikuł został przedstawiony światu podczas październikowego Australian International Motor Show w Sydney. Auto jest kontynuatorem tradycji legendarnego w historii Holdena modelu FJ z lat pięćdziesiątych – samochodu, dzięki któremu w Kraju Kangurów na dobre rozpoczął się sport motorowy z prawdziwego zdarzenia, między innymi: wyścigi równoległe, zawody pół-amatorskie i profesjonalny tuning. Właśnie z FJ pochodzi charakterystyczny, stylowy design przedniej części pojazdu. Został on jednak wyraźnie odświeżony i upiększony przez projektantów, którymi dowodził Richard Ferlazzo, główny stylista australijskiej marki. Maska Efijy nieco przypomina też słynnego Forda Mercury z filmu „Cobra" z Sylwestrem Stallone w roli głównej. Dla wielu z nas samochód ten wygląda dość swojsko. Może dlatego, że jego przód ma coś z poczciwej polskiej Warszawy.
Na uwagę zasługują okrągłe światła przypominające dysze odrzutowca (dzięki technologii LED, reflektory zmieniają kolor w zależności od żądanej funkcji), drapieżny grill i potężny chromowany zderzak. Równie niezwykła jest przedzielona na pół przednia szyba Efijy. To kolejny hołd oddany projektantom amerykańskich hot-rodów sprzed ponad pół wieku. Dzieło wieńczy lakier w kultowym, głębokim kolorze „Soprano Purple".
- Nasz samochód mógłby być odpowiedzią na pytanie: „co kilkadziesiąt lat temu byliby w stanie zaprojektować ludzie, gdyby mieli do dyspozycji technologie, których używamy obecnie – mówił dumny Ferlazzo. – Za każdym razem, gdy ktoś widzi Efijy po raz pierwszy, po prostu się uśmiecha. To auto jest wyrazem czci dla stylistów, którzy tworzyli ekstrawaganckie dzieła w powojennych latach czterdziestych i pięćdziesiątych.
Rozciągnięty Corvette
Prototypowy Holden powstał na bazie płyty podłogowej Chevroleta Corvette C5. Australijscy konstruktorzy dość mocno rozciągnęli jego podwozie. Efijy ma 5,2 metra długości i blisko dwa metry szerokości. Z Corvette pochodzi też potężny silnik napędzający ten model – sześciolitrowa jednostka V8 LS2. O dodatkową moc dla niego postarał się Ron Harrop, znany australijski konstruktor. Harrop dołączył do motoru Chevroleta kompressor Rootsa. Osiągi Efijy są dzięki temu niewiele gorsze od samochodów wyścigowych – 645 KM (to dziesięć razy więcej niż jego pierwowzór, model FJ) i 775 Nm momentu obrotowego.
Niesamowicie wygląda tył potężnego coupe z dostojnie opadającą linią dachu i płaskim kufrem. Przywodzi to na myśl słynną w amerykańskiej motoryzacji linię „Boattail" (czyli „ogon łodzi"), jak sama nazwa wskazuje, przypominającą właśnie kadłub odwróconej łódki. Podobne rozwiązanie stosowano w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a najsłynniejszym przedstawicielem samochodów o takiej sylwetce jest Buick Riviera. Tak na marginesie, Efijy nawiązuje do kultowego Buicka (rocznik 1971) jeszcze w kilku innych szczegółach.
Cena? Półtora miliona dolarów
Masywność Efijy podkreślają tylne i przednie błotniki. Te z tyłu rozcięte są przez krwistoczerwone reflektory. Wystarczy jeden rzut oka, by przekonać się, że konstruktorzy Holdena retro ogromną wagę przywiązują do szczegółów. Jednym z nich jest choćby trzecie światło stopu wkomponowane w skrzydlaty posążek umieszczony pośrodku klapy bagażnika. Pod nim znajduje się duży napis Efijy – złożenie skrótu EFI, oznaczającego elektroniczny wtrysk paliwa oraz angielskiego słowa „effigy", które można przetłumaczyć, jako wyrzeźbiony wizerunek człowieka lub rzeczy. Innym dopieszczonym detalem jest również rura wydechowa schowana w głębi tylnej części nadwozia w całości wykonanego z włókna szklanego.
Patrząc na wymuskane wnętrze tego samochodu trudno się dziwić, że jego przygotowanie kosztowało ponad 200 tysięcy dolarów. Na kolana rzuca rynkowa wartość tego prototypu – półtora miliona dolarów! Prace nad Efijy australijska firma rozpoczęła już dwa lata temu. Projekt został jednak przerwany z powodu przygotowanej premiery modelu Torana TT36. Porównując oba modele aż dziw bierze, że Efijy musiał cierpliwie czekać na swoją kolej...
Kwintesencja dobrego smaku
Wnętrze nostalgicznego Holdena to kwintesencja luksusu i dobrego smaku. Podkreśla to zarówno całość, jak i najmniejsze detale. Przepiękna kierownica jest w połowie skórzana, w połowie drewniana, a jej ramiona wykonane są z chromowanego metalu. Pośrodku kierownicy dumnie błyszczy inkrustowany emblemat australijskiej marki. Duma to w tym przypadku określenie jak najbardziej na miejscu. Nad deską rozdzielczą ustawiono eliptyczne lusterko – kolejny ukłon w stronę bohaterów motoryzacji w lat dawnych. Zegar jest co prawda elektroniczny, ale przy tym jak najbardziej stylowy. W połączeniu z opuszczanym monitorem komputera pokładowego stylizowanego na starodawny panel radia, wygląda on trochę jak w wizji wehikułu czasu z filmów fantastycznych sprzed kilku dekad. Stylowe są nawet wyświetlane na dotykowym ekranie komputera mapy – podobnie, jak na starych jachtach są one czarno-białe. Komputer steruje też między innymi klimatyzacją, systemem nawigacji satelitarnej i audio. O komfort i bezpieczeństwo kierowcy i pasażerów mają dbać pneumatyczne zawieszenie, elektrycznie regulowane fotele i komplet poduszek powietrznych.
Okładziny imitują bakelit – tworzywo popularne i używane nie tylko w motoryzacji w latach pięćdziesiątych. Ten sam, kremowy kolor, co okładziny mają eleganckie, znakomicie wyprofilowane fotele. Całość uzupełniają klonowe wstawki w podłodze i lśniące, chromowane pedały. Boczne szyby Efijy nie mają ram, dlatego pasy bezpieczeństwa wyprowadzono bezpośrednio z oparć foteli. Całość jest harmonijna i powalająco efektowna. Harmonii tej nie zakłócają nawet klamki u drzwi. Otwiera je karta właściciela pojazdu. Cóż, styliści Maybacha, Rolls-Royce’a, czy Bentleya mają prawo czuć się zazdrośni.
Jest szansa, że wspaniałego Holdena zobaczymy podczas styczniowych targów motoryzacyjnych w Detroit. Australijska marka planuje też prezentację swojego dzieła podczas ulicznych parad hot-rodów w Australii. A co z masową produkcją? Na razie twórcy Efijy stanowczo zaprzeczają. Oby zmienili zdanie...