Renault Twizy - elektryczny gadżet
Czym jest Renault Twizy? Pomostem między samochodami i skuterami. Nie zachwyca praktycznością ani komfortem, ale daje sporo radości z jazdy i wzbudza masę pozytywnych emocji.
Elektryczna motoryzacja przestaje być pieśnią przyszłości. Praktycznie każdy koncern ma już w ofercie modele zasilane prądem. Ich cechą wspólną są niestety wysokie ceny. 100 tysięcy złotych i więcej to próg trudny do przeskoczenia nawet w bogatych zakątkach Europy. Renault postawiło na dwutorowy rozwój gamy elektrycznych samochodów. Na jednym biegunie znajduje się Fluence Z.E za 111 tysięcy złotych. Przeciwwagą jest Twizy za 33,9 tys. zł. Brzmi ciekawie. Co otrzymamy w zamian? Pojazd o wyglądzie księżycowego łazika.
Twizy nie jest samochodem w klasycznym tego słowa znaczeniu. Trudno też mówić o motocyklu, mając przed oczyma cztery koła, okrągłą kierownicę i przednią szybę z wycieraczką. Dla wynalazków z pogranicza segmentów stworzono osobną nazwę – czterokołowce. W Polsce segment quadrycykli praktycznie nie istnieje. Do lekkich samochodów przekonali się natomiast mieszkańcy zatłoczonych aglomeracji zachodu Europy. Struktura sprzedaży Twizy będzie wyglądała podobnie. Nad Wisłę dotarły jednostkowe egzemplarze, podczas gdy w pierwszej połowie bieżącego roku Europejczycy kupili ponad 1300 Twizy.
W dowodzie rejestracyjnym Twizy znajdziemy informację, że pojazd należy do kategorii homologacyjnej L7e, co oznacza, że za jego sterami mogą zasiąść posiadacze prawa jazdy kategorii B lub B1. W ofercie Renault znajduje się też Twizy Urban 45. Zdławiony do 5 KM silnik rozpędza pojazd do 45 km/h. Niewiele, ale dzięki temu do prowadzenia wersji Urban 45 wystarcza prawo jazdy kategorii AM, a w niektórych krajach dorośli nie muszą posiadać żadnych uprawnień.
Do Twizy mogą wsiąść nawet dwumetrowcy. Wybrzuszone i wykonane z cienkiego tworzywa poszycie dachu zapewnia sporą ilość miejsca na głowę. Najbardziej rosłym będzie jednak doskwierał poziom, na którym znajduje się górna krawędź szyby - ogranicza pole widzenia. Pozostali będą musieli przyzwyczaić się do wysokiego położenia siedziska fotela. Tuż pod nim znajduje się pakiet akumulatorów.
Drugie miejsce siedzące jest przeznaczone dla osób, które nie cierpią na klaustrofobię. Pasażera otacza nadwozie. Ilość miejsca nie imponuje, ale gdy zajdzie potrzeba, Twizy mogą podróżować dwie dorosłe osoby. Gdy początkowy zachwyt francuskim "wynalazkiem" ostygnie, jadący z tyłu zaczyna narzekać. Mało miejsca na nogi, twarde siedzenie, sztywne zawieszenie, nieprzyjemne zawirowania powietrza – to tylko część skarg, które dotrą do uszu kierowcy. Prowadzący będzie także nieustannie zagadywany przez przypadkowe osoby. Zaciekawieni kierowcy oraz przechodnie pytają o cenę, zasięg czy osiągi Twizy. Równie duża grupa sięga po telefony i fotografuje specyficzne auto. Najmniejsze Renault działa elektryzująco nawet na motocyklistów - wielu przerywało na moment przebijanie się przez korek, by móc dokładnie obejrzeć nieszablonowy pojazd. Użytkownik Twizy, podobnie jak motocyklista, musi być skłonny do wyrzeczeń. Praktyczność, komfort, funkcjonalność, wyposażenie... Tutaj wszystko stoi pod dużym znakiem zapytania. Mijane samochody okazują się koszmarnie głośne. Podczas postoju w korku zaczynamy rozumieć istotę wyposażania diesli w filtry cząstek stałych – w Twizy zamkniętego obiegu powietrza włączyć nie sposób.
Brakuje też bagażnika. Najlepszym miejscem na bagaż jest tylne siedzenie. Kiedy zostanie zajęte, bagaż trzeba umieszczać między przednim fotelem i drzwiami. Pod warunkiem, że drzwi... zamówimy, dokładając 1500 zł. Za fotelem pasażera znajduje się schowek o pojemności 31 litrów. Wąska i głęboka szczelina nie nadaje się do przewożenia bagażu. Problemem może być nawet wciśnięcie plecaka. W skrytce można umieścić najwyżej pojedyncze przedmioty. System otwierania został potraktowany po macoszemu. Oparcie fotela, które pełni rolę pokrywy schowka, jest pozbawione zawiasów – po przekręceniu zamka zostaje w dłoni. Dwie kolejne skrytki znajdziemy w podszybiu. Prawa jest zamykana. Lewa zamka nie otrzymała, ale posiada gniazdo 12V.
Wyposażenie Twizy jest bardzo specyficzne. Standard obejmuje podgrzewaną przednią szybę oraz brzęczyk ostrzegający pieszych. Nie przewidziano natomiast wspomagania i regulowanej kolumny kierownicy, ABS-u, ESP, a nawet wspomagania układu hamulcowego. Przy pierwszym kontakcie z samochodem najbardziej dokuczają niewspomagane hamulce. Po kilkudziesięciu kilometrach noga adaptuje się do konieczności mocnego naciskania lewego pedału.
Renault przyzwyczaiło rynek do samochodów naszpikowanych systemami podnoszącymi bezpieczeństwo. W Twizy jest ich jak na lekarstwo. Elektryczne auto otrzymało tylko przednią poduszkę powietrzną oraz pasy. Pasażer ma do dyspozycji 3-punktowy pas. Dla kierowcy przewidziano 4-punktowe pasy - tradycyjny i znajdującą się z boku fotela „szelkę”. Warto z niej korzystać. Rozwiązanie, które ograniczy niekontrolowane przemieszanie się ciała podczas wypadku może okazać się na wagę złota. Trzeba mieć na uwadze, że konstrukcja Twizy w dosyć niewielkim stopniu chroni przed skutkami zderzeń – szczególnie bocznych. Drzwi, czyli lekkie wytłoczki z tworzywa sztucznego, nie absorbują, ani nie rozpraszają energii uderzenia. Trudne zadanie spoczywa na profilach otaczających otwór drzwiowy oraz belkach ukrytych za progami.
Wnętrze testowanego Twizy było ponure. Podczas konfigurowania pojazdu warto dopłacić 200 zł za elementy deski rozdzielczej oraz tapicerkę foteli w kolorze pomarańczowym lub niebieskim. Za 700 zł kabina może zostać wykończona na biało. W pojeździe pozbawionym szyb takie rozwiązanie chyba nie jest najlepszym wyborem - plastiki trzeba będzie często czyścić. Całość jest oczywiście wodoodporna. Tworzywami, które nie chłoną cieczy pokryto m.in. podłogę, kierownicę i fotele. Kto dobrze poszuka, znajdzie otwory odprowadzające wodę. Deszcz może się natomiast dać we znaki użytkownikowi Twizy. Jedna większa kałuża i samochód jadący obok wystarczy, by nikt na pokładzie Renault nie pozostał suchy. Na postoju mokną boczne części fotela, podłoga i drzwi. Podczas jazdy nie jest najgorzej – zawirowania powietrza wokół nadwozia częściowo chronią przed kroplami. Przyzwoicie osłonięty jest tylko kierowca. Do tylnej części kabiny woda przedostaje się m.in. przez szpary przy drzwiach.
Obsługa Renault Twizy jest bajecznie prosta. Na desce rozdzielczej znajduje się włącznik świateł awaryjnych oraz przyciski D, N i R, którymi sterujemy napędem. Dźwignia hamulca postojowego została ukryta pod kokpitem. Zwalniamy ją, wciskamy D i ruszamy. Twizy, podobnie jak inne „elektryki” odpycha się z miejsca z minimalną ilością hałasu. Sytuacja błyskawicznie ulega zmianie. Przy 30 km/h uszy kierowcy zaczynają być atakowane przez świdrujący hałas, którego natężenie rośnie wraz z prędkością.
Elektryczny silnik produkuje 57 Nm w zakresie 0-2100 obr./min. Chwilowo dostępna moc sięga 18 KM. Przy długotrwałej jeździe z pedałem w podłodze silnik rozwija 11 KM. Niewiele, ale odpowiednio potraktowane Twizy potrafi ruszyć spod świateł jako pierwsze i utrzymywać przewagę do 40-50 km/h. Na taki sprint potrzeba ok. 7 sekund. Rozpędzanie od 50 do maksymalnych 80 km/h trwa blisko 20 s. Niemalże wieczność. Reakcje na gaz stają się mocno ograniczone powyżej 60 km/h. Twizy nie czuje się więc najlepiej na głównych arteriach miasta – zmusza do planowania manewrów ze znacznym wyprzedzeniem. Ulice, które pozwalają na długie utrzymywanie wysokiej i stałej prędkości zwiększają zużycie prądu. Jeżeli kierowca nie będzie oszczędzał pedału gazu, ogniwa o pojemności 6,1 kWh mogą wymagać ładowania po... 50 km. Podczas mało forsownej jazdy Twizy pokona 70-80 km na jednym ładowaniu. Konieczność częstego hamowania nie jest problemem - napęd odzyskuje część energii. Na deklarowane w prospekcie 100 km niestety liczyć nie można.
Twizy ma 1,45 m wysokości – tyle, co klasyczny samochód. Rozstaw kół tylko nieznacznie przekracza metr. Aby pojazd o specyficznych proporcjach dobrze się prowadził, konieczne było sztywne zestrojenie niezależnego zawieszenia oraz użycie grubych stabilizatorów. Prace nad podwoziem zostały zlecone specjalistom z Renault Sport. Niestety nie opracowali równie doskonałego "zawiasu" co w Clio RS bądź Megane RS. Twarde nastawy i krótki skok zawieszenia oznacza, że na większych nierównościach auto zaczyna podskakiwać. Na równych drogach... Cóż, Twizy potrafi wyszukać niedoskonałości nawet na pozornie gładkich odcinkach asfaltu. Jest też druga strona medalu. Przechyły nadwozia na zakrętach nie występują. Układ kierowniczy jest bezpośredni, a czterokołowiec spontanicznie reaguje na polecenia kierującego. W efekcie przemieszczanie się Twizy przypomina podróżowanie dużym gokartem. Niewiele komfortu, ale akcji dużo. Wada? Dla wielu tak, ale trzeba mieć na uwadze, że elektryczne Renault jest kierowane do młodszej klienteli, której gokartowe podwozie może się spodobać. Tym bardziej, że autko całkiem dobrze wgryza się w zakręty. Kiedy przeholujemy z prędkością, najpierw swoje niezadowolenie manifestują przednie opony. Twizy nie posiada szyb, więc ich szuranie po asfalcie słychać bardzo wyraźnie. Dalsze zwiększanie prędkości na zakrętach prowadzi do podsterowności.
Twarda mieszanka energooszczędnych opon Conti.eContact nie przepada za mokrą nawierzchnią – zablokowanie kół podczas hamowania staje się łatwe. Problemy mogą pojawić się także podczas nonszalanckiego operowania pedałem gazu. Na luźnej, mokrej lub ośnieżonej nawierzchni tylnonapędowe Twizy potrafi być nadsterowne. Przy odrobinie wprawy tendencja może stać się źródłem dobrej zabawy. W sieci nie brakuje już filmów z Twizy w kontrolowanych poślizgach.
Jak wspomnieliśmy, Twizy zostało wycenione na 33,9 tys. zł. Niestety to koszt samego pojazdu. Ostateczny rachunek współtworzą też opłaty za leasing baterii. W przypadku 3-letniej umowy z rocznym limitem 7500 km co miesiąc trzeba wydać dodatkowe 249 zł. To równowartość pełnego zbiornika w małolitrażowym samochodzie. Mimo że prąd zużywany na pokonanie 100 km kosztuje ok. 5 zł, użytkownik Twizy nie będzie mógł się cieszyć naprawdę tanią jazdą.
Dla poważnie zainteresowanych zakupem mamy jednak dobre wieści. Na rynku wtórnym pojawiają się już pierwsze używane Twizy. Roczne z przebiegiem ok. 5000 km można kupić za 5-6 tysięcy euro. Za kilka lat ceny najmniejszego Renault powinny być naprawdę atrakcyjne. Prosta konstrukcja elektrycznego zespołu napędowego zmniejsza liczbę czynności serwisowych, jak również ogranicza ryzyko wystąpienia drogiej awarii. Gdy zawiodą baterie lub silnik, rozwiązanie z pewnością też się znajdzie. Aż prosi się, by do tak futurystycznego pojazdu wstawić silnik z... motocykla. Radość z jazdy byłaby ogromna. Twizy zostało już podrasowane przez inżynierów Renault Sport. Wyposażone w 100-konny silnik Twizy Renault Sport F1 Concept osiąga „setkę” w zaledwie 6 sekund!
Ocenianie Renault Twizy jest trudne. To nietuzinkowy pojazd, który wymyka się wszelkim schematom. Marny komfort, słabe osiągi, ubogie wyposażenie... Trzeba mieć jednak na uwadze, że za jego kierownicą mogą zasiąść osoby, które ukończyły 16. rok życia. Twarde zawieszenie, powiewy powietrza, czy spory hałas paradoksalnie mogą być zaletą – potęgują wrażenia z jazdy, a tych poszukują chyba wszyscy młodzi kierowcy. Twizy udowadnia, że radość z prowadzenia nie musi być wypadkową mocy i ogromnej prędkości.