Renault Twingo GT – terroryzujący terier
Pomysł tworzenia aut z segmentu A, wyposażonych w mocne silniki, wydaje się genialny w swojej prostocie. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej zadziorne w miejskich gonitwach są właśnie małe hot hatche, a nie potężne V8. Tym tropem poszedł zespół Renault, który postanowił stworzyć samochodowego teriera.
Yorki to dziwne zwierzęta. Istnieje teoria, że mają one kompleks Napoleona – szczekają i zaczepiają większe psy, bo wydaje im się, że same są większe niż jest w rzeczywistości. To taki psi przerost ambicji pt. „jestem dużym psem w małym opakowaniu”. Idąc tym tropem, Twingo GT to motoryzacyjny odpowiednik Yorkshire teriera. Jest mały, ale potrafi szczekać tak głośno, że w środku nocy postawi na nogi pół osiedla.
Wszystko zaczęło się od koncepcyjnego modelu Renault TwinRun. Miało to być połączenie Clio V6 i 5 Turbo, ale na miarę XXI wieku. Jednak o ile Clio, mimo niewielkich gabarytów, potrafi wyglądać groźnie, tak z Twingo jest to po prostu niemożliwe. Jednak inżynierowie wcale nie próbowali skłonić tego miejskiego pączka to udawania Godzilli. Auto jest małe i ma dość pulchne kształty, jednak dzięki kilku detalom prezentuje się znacznie lepiej niż jego „cywilne” wersje. Mimo dość łagodnej sylwetki, konstruktorom udało się przemycić kilka smaczków, dodających Twingo GT pazurków.
Pomarańczowo mi!
Pierwsze, co od razu rzuca się w oczy, to kolor nadwozia. Wszystkie warianty kolorystyczne Twingo GT opierają się na bieli lub szarości z pomarańczowymi akcentami. Testowy egzemplarz ubrany był w niemetalizowany lakier Biały Crystal oraz w standardowe dla modelu oklejenie dachowe GT. W aucie zamontowano 17-calowe obręcze kół ze stopów lekkich, których wzór zarezerwowany jest tylko dla wersji GT, a inspirowany jest konceptem TwinRun. Trzeba przyznać, że 17 cali w tak małym autku robi wrażenie i niemal w całości wypełnia nieduże nadkola.
Ciekawić może kratka umieszczona na lewej tylnej ćwiartce. Otóż nie jest to bajer, ale prawdziwy wlot powietrza spełniający swoje zadanie. Silnik umieszczono z tylu, a powietrze docierające do sprężarki jest o 12% chłodniejsze, co przekłada się na lepszą pracę jednostki napędowej. Dodatkowo zwiększono średnicę kanału dolotowego, co poprawiło natężenie przepływu o 23%.
Pokaż kotku, co masz w środku
Wsiadając do wnętrza, raczej nie powinniśmy spodziewać się nadmiaru przestrzeni. Kabina jest dość ciasna, a ciemna kolorystyka w tej kwestii nie pomaga. Czerń i szarość wnętrza są jednak przełamane pomarańczowymi wstawkami, dzięki czemu w środku nie jest smutno ani ponuro. Materiały użyte do wykonania wnętrza to w głównej mierze twardy plastik, ale wszystkie elementy zostały bardzo dobrze spasowane. Nic nie trzeszczy, ani nie ma luzów.
Największą uwagę przykuwają fotele. Mimo że nie mają zbyt dobrego trzymania bocznego, to są całkiem wygodne i podgrzewane, a zintegrowane zagłówki dodają im sportowego charakteru. Wykonano je z materiałowej tapicerki, jednak boczne krawędzie siedziska i oparcia pokryte są skórą w pomarańczowym i białym kolorze. Tak intensywne barwy dobrze kontrastują ze stonowanym wnętrzem, dzięki czemu w środku jest całkiem wesoło.
O ile z przodu miejsca dla dorosłych osób jest wystarczająco, tak podróżowanie z tylu nie należy do najwygodniejszych. Udogodnieniem, mającym rekompensować ciasnotę, jest jednak pakiet Relax, w skład którego wchodzą m. in. schowki pod tylnymi siedzeniami. Z tyłu znajdziemy również „fletnerki”, czyli uchylne tylne szyby. Manualny zatrzask pracuje bardzo płynnie i lekko, więc trudno będzie przytrzasnąć sobie palce, jak to często bywa w przypadku tego typu rozwiązań. Zarówno otwieranie, jak i zamykanie tylnych okien jest łatwe i bezpieczne na palców.
Bagażnik na papierze wcale nie wygląda obiecująco, oferując jedynie 219 litrów. Za sprawą umieszczonego z tyłu silnika, podłoga znajduje się na tej samej wysokości co próg załadunkowy. Jednak bagażnik Twingo GT może nas zaskoczyć, zmieści się tam całkiem sporo siatek z zakupami czy bagaży o niewielkich rozmiarach, które można odpowiednio rozplanować. Szkoda, że francuscy inżynierowie, przenosząc silnik do tylu, nie pomyśleli o wygospodarowaniu dodatkowej przestrzeni bagażowej pod maską auta.
A gdzie system multimedialny?
Obecna technologia i producenci aut przyzwyczaili nas do obecności mniej lub bardziej zaawansowanych systemów multimedialnych. Niestety, na pokładzie testowego Twingo GT za system multimedialny czy nawigację służył… smartfon. Auto zostało wyposażone jedynie w archaiczne i bardzo proste radio. Na szczęście posiada złącze Bluetooth, co umożliwia podłączenie telefonu czy nawigacji. Jednak zamontowany na stałe w desce rozdzielczej uchwyt, nie jest zbyt ergonomiczny. Po wpięciu w niego smartfona, praktycznie zasłaniamy sobie dostęp do przycisków znajdujących się pod nim.
Do dyspozycji kierowcy są bardzo proste zegary, a w zasadzie jeden zegar – analogowy prędkościomierz. Konstruktorzy uznali obrotomierz za zbędny, więc nie znajdziemy go w nawet w innych wersjach wyposażenia Twingo GT. Pomysł równie trafiony jak uchwyt na telefon. Dlaczego tak fajne, zadziorne autko zostało pozbawione obrotomierza? Przecież to bez sensu…
Malec z pazurami
Przejdźmy do wrażeń z jazdy. Zawieszenie oznakowane jako Renault Sport, faktycznie ma w sobie duszę sportowca. W stosunku do zwykłej wersji Twingo zostało usztywnione o 40%, a grubość stabilizatora wzrosła z 20,7 mm do 23 mm. Autko jest sztywne i zwarte. Nieco podskakuje na wybojach, ale odwdzięcza się przy szybkich szykanach i ostrych wirażach. Koła posłusznie reagują na komendy wydawane przez ręce kierowcy, a sam układ kierowniczy stawia stosowny opór. Wyczucie prowadzenia Twingo GT zajmuje dosłownie kilka chwil. Od pierwszych metrów czuć, że ten malec lubi pokazywać pazurki.
Układ kierowniczy w mieście stawia odpowiedni opór. Za miękko robi się dopiero przy większych prędkościach. Renault Twingo GT zostało wyposażone w układ kierowniczy o zmiennym przełożeniu, którego raczej nie spotkamy w innych autach segmentu A. Jadąc z dużą prędkością, skręt kół o 1 stopień wymaga obrotu kierownicą o 18 stopni. Z kolei przy miejskich prędkościach taki sam skręt kół uzyskamy po obrocie kierownicą o 13 stopni. Faktycznie, manewrowanie w mieście jest banalnie proste. To również zasługa znakomitego promienia skrętu przednich kół. Dzięki przeniesieniu wszystkich elementów układu napędowego do tyłu, dostały znacznie więcej przestrzeni na piruety. Średnica zawracania tego malca wynosi zaledwie 8,6 metra. Pierwsze manewry parkingowe czy zawracanie w ciasnych uliczkach wprawiają nas jednak w osłupienie – Twingo GT zawraca dosłownie w miejscu.
Gdy litr to za dużo
Do napędu Renault Twingo GT posłużył trzycylindrowy "motorek" o objętości skokowej 0,9 litra. Mała „kosiarka” generuje 110 koni mechanicznych i 170 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Takie parametry pozwalają ważącemu 1018 kilogramów malcowi rozpędzać się w całkiem żwawym tempie. Na sprint od 0 do 100 kilometrów na godzinę Twingo GT z pięciobiegową manualną skrzynią biegów potrzebuje 9,6 s, a wskazówka prędkościomierza zatrzyma się dopiero przy 182 km/h. Żwawo przyspiesza mniej więcej do 100-120 km/h, a z 80 do 120 zbiera się w 8,3 sekundy. To ważny zakres, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wyprzedzanie w trasie, czy włączanie się do ruchu np. na autostradzie.
Auto jest dostępne także z automatyczną skrzynią EDC, jednak nie dość, że wymaga ona dopłaty 6 tysięcy złotych, to sprawia też, że Twingo GT staje się wolniejsze (0-100 km/h w 10,4 s)...
Renault Twingo GT wyposażono w system Start&Stop, który poza oszczędzaniem paliwa, przekłada się także na komfort w kabinie pasażerskiej. Niestety, na biegu jałowym wibracje trzycylindrowej jednostki są dość mocno odczuwalne i co by nie mówić – średnio przyjemne. System Start&Stop czasem jednak przysypia, szczególnie jeśli wciśniemy sprzęgło w krótkim czasie po jego puszczeniu.
Mały łakomczuch
Mimo że tyle mówi się o downsizingu jako lekarstwie na wysokie zużycie paliwa, to Twingo GT zdaje się mieć w nosie tę teorię. Mimo symbolicznego litrażu, 110 koni ma całkiem spory apetyt. Producent podaje zużycie paliwa w cyklu mieszanym 5,2 l/100 km. Jednak od razu możemy to włożyć między bajki. W praktyce ta wartość jest bardziej zbliżona do 7 litrów przy spokojnej jeździe, a przy bardziej dynamicznej komputer pokładowy wskaże wynik bliski 9 l/100km. Możemy skorzystać z trybu ECO, ale brawa dla tego, kto wytrzyma na nim dłużej niż kilka minut. Można wówczas mieć wrażenie, że dwa cylindry poszły do domu, a jeden biedak o pojemności kubka z kawą, który został na „polu bitwy”, sam musi napędzić całe autko.
Mysz, która ryknęła
Po odpaleniu Twingo GT z wydechu wydobywa się przyjemne, zawadiackie mruczenie. Dwie końcówki tłumików nie są atrapami i faktycznie przez krótki układ wydechowy „wyburkują” na świat spaliny. Po pierwszym odpaleniu tego auta można być zaskoczonym, że zaledwie 3 cylindry, z których każdy ma pojemność mniejszą niż puszka Coca Coli, potrafią tak ładnie "zagadać". W spokojnym zakresie obrotów auto nieco cichnie i nie brzmi już tak ekscytująco. Jednak jeśli zaprosimy Twingo GT do zabawy z obrotami, "zacznie się drzeć jak kot na wiosnę". Nie jest to jednak dźwięk uciążliwy czy nieprzyjemny. Raczej manifestacja radości w wykonaniu trzech cylindrów.
Swego rodzaju kagańcem, uniemożliwiającym Twingo GT pokazanie pełnego potencjału, jest całkowity brak możliwości odłączenia ESP. Zaraz po braku obrotomierza, wydaje się to drugą w kolejności rzeczą zasługującą na miano „bezsensu roku”. Po co robić małe, szybkie i zadziorne autko, zwłaszcza z napędem na tył, i nie dać mu robić tego, do czego zostało stworzone? W Twingo GT aż chciałoby się wpaść na tor gokartowy, ewentualnie wykręcić kilka bączków. Nic z tego. Napęd na tył jest prawie niezauważalny i wiele osób może się nawet nie zorientować, że jedzie autem RWD. A o jakimkolwiek drifcie dłuższym niż 2-3 metry możemy zapomnieć. ESP po chwili zacznie gderać i odbierze nam całą frajdę.
Ceny Renault Twingo GT startują z poziomu 55 900 zł. W tej cenie otrzymujemy między innymi automatyczną klimatyzację jednostrefową, czujniki parkowania z tylu, 17-calowe felgi aluminiowe i czujnik deszczu czy światła przeciwmgłowe z funkcją doświetlania zakrętów. Nie jest to auto stricte sportowe. To raczej zadziorna wersja miejskiego autka. Zdecydowanie nie pitbull. Raczej mały york, który mimo niewielkich gabarytów i krótkich nóżek, szybko biega i głośno szczeka. Jak to mówią: „w małym ciele wielki duch”.