Renault Twingo GT – pomarańczowy terrorysta
W ostatnim czasie gama modelowa francuskiej marki powiększyła się o dwa modele – nowe wcielenie Captura oraz Twingo na sterydach. O ile większy brat jest raczej spokojnym i statecznym Francuzem, tak malec o przydomku GT to szalona mechaniczna pomarańcza.
O wiele za słodko…
Renault Twingo do tej pory zawsze kojarzyło się z małym i pociesznym autkiem. Marka niespecjalnie chciała zerwać z tym wizerunkiem, szczególnie podejmując współpracę z projektantkami mody. Efektem tej kolaboracji była limitowana wersja Twingo bizuu, która była skierowana typowo do płci pięknej, a 90% mężczyzn na jej widok dostałaby alergii. Twingo nie ma łatwego kształtu – obła ale drobna sylwetka i pocieszne reflektorki, mają marne szanse na groźny wygląd. A jak limitowaną wersję pomalowano na kolor majtkowego, pastelowego błękitu, to pozostawało jedynie wydrapać sobie oczy od nadmiaru słodkości.
Twingo na ostro
Całe szczęście oddział Renault Sport postanowił wziąć tego malca pod swoje skrzydła. W grupie inżynierów, którzy do tej pory zajmowali się jedynie autami przednionapędowymi (a sukcesów nie można im odmówić, patrząc choćby na Megane w wersji RS czy Trophy), musiało paść hasło: „Nie da, to się wywrócić hełmu na drugą stronę! Panowie! Do roboty!”. Bo jak inaczej w obecnych czasach zdominowanych przez downsizing, ekologię i wszechobecną nudę, wpaść na tak abstrakcyjny i jednocześnie cudowny pomysł?
Słyszeliście o koncepcie Renault TwinRun? Właśnie na jego podstawie zbudowano tylnonapędowe Twingo GT. Zmieszano geny kultowego Renault 5 Turbo i wściekłego Clio V6, otrzymując całkowite przeciwieństwo słodkiego do przesady Twingo bizuu. A i „zieloni” nie powinni narzekać, ponieważ do napędu posłużyła umieszczona z tyłu skromna i (na pierwszy rzut oka) spokojna jednostka 0.9 litra. Inną kwestią jest, że zaraz podniesie się krzyk, że taki silnik to się nadaje do kosiarki, a nie do auta. Cóż… Zadowolić wszystkich się nie da, ale wkurzyć to już żaden problem.
Wracając do oddziału Renault Sport... Ktoś kiedyś powiedział, że auto przede wszystkim musi być praktyczne. I tym sposobem motoryzacja zaczęła umierać, a obecnie na rynku mamy pełno aut po prostu nudnych. Niby poprawnych, niby dobrze wykonanych, ale wszystkie są takie właśnie… niby. Brakuje świeżej krwi, czegoś, co rozrusza trochę to drętwe towarzystwo, prześcigające się w mniejszych zużyciach paliwa. Niekoniecznie auta z V-ósemką pod maską i milionem koni. Może coś małego, zabawnego i szybkiego? Mówisz, masz! Oddział Renault Sport wziął to na siebie. Koncepcyjnego potworka TwinRun nieco ucywilizowano, ale zostawiając mu sporą dawkę genów jego dziadków – 5 Turbo i Clio V6.
„Więc chodź, pomaluj mój świat” na… pomarańczowo?
Z zewnątrz Twingo GT sporo różni się od swojego cywilizowanego, uroczego braciszka. Choć nadwozie nadal jest okrąglutkie jak pączek, Francuzom udało się dodać mu trochę pazura. Mamy do wyboru 4 wersje kolorystyczne i wszystkie opierają się na soczystym odcieniu pomarańczowego. Oczywiście najfajniej wygląda wariant w pełni mandarynkowy (nazwany przez markę Orange Piment), ale jeśli to dla kogoś za dużo, to zawsze może wybrać odmianę białą (Biały Cristal), szarą (Szary Lunaire) lub czarną (Czarny Etolie). Każdy jednak ozdobiony będzie pomarańczowymi detalami i elementami wnętrza.
W środku (jak pewnie każdy się spodziewał) jest dość ciasno, ale nie klaustrofobicznie. Czarne (marka twierdzi, że antracytowe, ale to chyba czarny…) wnętrze jest mocno urozmaicone pomarańczowymi i szarymi wstawkami. Fotele mają białe obwódki, które co prawda ożywiają wnętrze i wyglądają bardzo ładnie, ale z czasem mogą się pobrudzić i nie reprezentować sobą bieli rodem z reklamy Vizira. Deska rozdzielcza jest dość spokojna. Znajdziemy na niej ekran systemu multimedialnego, prosty panel obsługi klimatyzacji i zegary, które niestety pozbawiono obrotomierza.
Jeśli z przodu zasiądą dość wysokie osoby, przestrzeń w drugim rzędzie siedzeń mocno się skurczy. Wystarczy, aby kierowca miał metr siedemdziesiąt, by z tyłu ledwo starczyło miejsca dla osoby o podobnym wzroście. Ale na pocieszenie - pod tylną kanapą znalazły się sprytne i obszerne schowki zabezpieczone siatką. Nie wiem, czy to jakakolwiek rekompensata za ciasnotę, ale podobno trzeba się cieszyć z małych rzeczy.
Napis „Sport” zobowiązuje
Twingo GT szybko przebiera nóżkami. A ma czym przebierać, bo nadkola wypełniają 17-calowe felgi ze stopów lekkich, których wzór pochodzi prosto od prototypu TwinRun. A dzięki dedykowanym do tego modelu oponom Yokohama BluEarth (185/45 z przodu i 205/40 z tyłu), auto mocno stąpa po ziemi. O sportowym charakterze tego malca świadczy też niepozorny na pierwszy rzut oka wlot na lewym tylnym nadkolu. Dzięki niemu powietrze docierające do turbosprężarki jest o 12% chłodniejsze. W połączeniu z kanałem o większym przekroju, możliwe jest zwiększenie natężenia przepływu paliwa aż o 23%.
Nie sposób pomylić wersję GT ze zwykłym Twingo. Kolor i 17-calowe alufelgi to jedno, ale poza nimi w aucie znajdziemy wiele emblematów Renault Sport i GT. Choć z tyłu nie są one w zasadzie potrzebne, ponieważ spod okrągłego pomarańczowego zadka Twingo GT wystają dwie chromowane końcówki wydechu, które i tak skradną cały show.
Mały może dużo
Silnik o objętości skokowej dokładnie 898 cm3 umieszczono nisko pomiędzy tylnymi kołami, pochylając go o 19 stopni. Oczywiście odbiło się to kosztem przestrzeni bagażowej ale… czy kogoś to obchodzi? Dzięki „pomajstrowaniu” przy mapie wtrysku, silnik Twingo GT generuje moc 110 koni mechanicznych i maksymalny moment obrotowy wynoszący 170 Nm. Moc przekazywana jest na tylne koła, co czyni z tego pomarańczowego malca świetną zabawkę. Od 0 do 100 km/h rozpędza się w 9,6 sekundy, a przyspieszenie w zakresie 80-120 (czyli w najbardziej istotnym przedziale z punktu wyprzedzania, czy włączania się do ruchu na autostradzie) wynosi 8,3 sekundy. Dzięki wadze piórkowej konstruktorom udało się uzyskać bardzo obiecujący stosunek mocy do masy – 8,5 kg/1 KM.
Silnik Twingo GT może współpracować z pięciobiegową skrzynią manualną lub z dwusprzęgłową przekładnią EDC. Automat spowolni jednak pomarańczowego malca – do setki rozpędzi się wówczas w 10,4 sekundy. Wariant manualny świetnie nadaje się do zabawy, choć w trasie trochę brakuje szóstego biegu. Przełożenia są jednak na tyle dobrze dobrane, że podczas dynamicznej jazdy nie ma konieczności stałego „wachlowania” lewarkiem. Skrzynia nie protestuje przeciwko mało subtelnym redukcjom, a silnik ochoczo wkręca się na obroty, czego nie zobaczymy z racji barku obrotomierza. Z pewnością jednak to usłyszymy. Trzy cylindry brzmią dość specyficzne, a w połączeniu ze sportowym tłumikiem brzmią jeszcze dziwniej, jednak nie sposób określić ten dźwięk jako irytujący. To raczej miłe dla ucha bulgotanie skrzyżowane z „pyrkotaniem”.
Pomarańczowy fun
Największa frajda z jazdy tym autem płynie z silnika bardzo szybko reagującego na komendy wydawane prawą stopą oraz z 40% sztywniejszego zawieszenia. Grubość przedniego stabilizatora została zwiększona z 20,7 mm do 23 mm (a przykładowo Fiesta ST200 ma stabilizator o grubości 21 mm), przez co przednia oś zachowuje się dość przewidywalnie i nie sposób powiedzieć, że auto pływa po drodze. Dodatkowym atutem jest obniżenie auta o 2 centymetry w stosunku do typowego Twingo.
Układ kierowniczy pracuje lekko i płynnie, ale przy większych prędkościach nadal jest łatwy do wyczucia. Dodatkowo posiada zmienne przełożenie, które trudno spotkać w segmencie aut miejskich. Jego zmienną pracę odczujemy już po pierwszych kilometrach, a potwierdzenie znajdziemy w liczbach: jadąc autostradą skręt kół o 1 stopień wymaga obrotu kierownicą o 18 stopni, a w mieście ten sam efekt uzyskamy, skręcając kierownicę o 13 stopni. Manewrowanie w mieście to bułka z masłem, ponieważ promień zawracania Twingo GT wynosi 4,3 metra, a to o prawie metr mniej od niektórych konkurentów segmentu A.
Niestety konstruktorzy Twingo GT pozbawili nas możliwości odłączenia ESP. Na szczęście nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Jeśli wychodząc z zakrętu „pełną bombą” poczujemy lekką nadsterowność, system kontroli trakcji nie wtrąci się od razu z awanturą. Ma dość szeroki zakres tolerancji i daje kierowcy odrobinę swobody w kwestii zabawy.
Renault Twingo GT to świetna zabawka. Każdy umie wsiąść do auta o mocy kilkuset koni, wcisnąć gaz i zobaczyć na blacie liczbę z dwójką z przodu. Fenomen tego malca polega na tym, że zabawa nie kończy się po wciśnięciu gazu. Po zakrętach śmiga jak szalony i po prostu daje się pobawić. To nie ten typ auta, które będzie chciało Cię zabić. To raczej wesoły malec, który może wnieść sporo koloru do życia każdego fana motoryzacji.