Renault Koleos na tle konkurentów
Lista nowych modeli aut z segmentu SUV w tym roku bardzo się wydłużyła - nowy Mitsubishi Outlander, Peugeot 4007, Citroen C-Crosser, Opel Antara... wymienić tutaj wszystkie nie sposób. Z samej tej listy wynika, że prym wiodą marki japońskie i... francuskie... choć one są takie francuskie jak ja np. hiszpański.
Wymienione grono, co prawda bez Peugeota, ale z Toyotą RAV4 i Nissanem X-Trail spotkało się na warszawskim Bemowie. Pretekstem było powitanie nowego członka rodziny – Renault Koleosa, którego konstrukcja bazuje na konstrukcji Nissana X-Trail (podobnie jak Peugeota i Citroena na Mitsubishi). Samochód wyposażony jest w czterocylindrowe jednostki – do wyboru są benzynowy 2,5 l o mocy 170 KM oraz dwa 2-litrowe turbodiesle o mocach 150 i 175 KM. Do sprzedaży trafią wersje z napędem na 2 i 4 koła.
Ustawione w rzędzie samochody, oprócz filigranowej Toyoty i kanciastego Nissana, można by pozamieniać znaczkami firmowymi i nikt by nawet nie zauważył, że zamiana miała miejsce. Tak auta te są do siebie podobne. Pewna moda i w tym segmencie obowiązuje. Wyłamuje się z niej – Toyota, która jest mniejsza od pozostałych aut a przez co i zgrabniejsza, oraz Nissan – którego sylwetka nawiązująca do aut terenowych, jest kanciasta.
Ruszamy autami w drogę. To jest okazja do porównania Koleosa z cała resztą. Nie zdarza się to zbyt często, żeby można było na gorąco porównać tyle marek ze sobą. Ruszamy w trasę, gdzie po drodze będziemy wymieniać się autami. Pierwszym, którym jadę jest Koleos z najsilniejszym, dieslowskim silnikiem o mocy 175 KM. Jest to najbogatsza wersja. Wnętrze utrzymane w tonacji czerni, z plastikowymi, udającymi matowe aluminium wstawkami wydaje się zbyt pretensjonalne. Sterowniki znane są z innych modeli Renault. No cóż – to kwestia gustu – podoba się – nie podoba. Mnie się nie spodobało. Po paru kilometrach przesiadam się do Outlandera. Ogromny atut auta – to świetne właściwości jezdne. Wnętrze – mało ergonomiczne. Zbyt chyba wydumane. Kolejna przesiadka – tym razem Citroen C-Crosser. Do czego porównać – oczywiście można tylko i wyłącznie do Outlandera. Wszak to jest ten sam samochód tylko z innym znaczkiem. Ciekawostką jest to, że Citroen (i Peugeot) produkowany jest w Japonii, Outlander – w Europie. Dziwne, nieprawdaż? Gdybym miał wybierać, wolałbym jednak wnętrze Citroena. Nie ma co porównywać i szybko przesiadam się do kolejnego auta. Tym razem jest to X-Trail. Nie mam dylematu. Właściwości jezdne nieco gorsze niż w Outlanderze, ale za to wnętrze auta jest ergonomiczne. A do tego sylwetka auta! Pomniejszona terenówka może się podobać.
Po X-trailu czas na Antarę. Chyba największe auto z całego grona. Wersja, którą jeździmy to tzw. „full wypas". Skóra, drewno, aluminium matowe, automatyczna skrzynia biegów. To rasowa bulwarówka. Podróżuje się nią wręcz luksusowo. Chyba za luksusowo. Właściwości jezdne – poprawne. Autem może kołysać na zakrętach z jednego powodu. Jest wąskie, ale wysokie. I to sprawia wrażenie auta z zachwianą stabilnością.
Przede mną jeszcze dwa odcinki trasy i zostały jeszcze dwa auta. Toyota RAV4. Nieco mniejsza od pozostałych aut, dzielnie radzi sobie na drodze. Z tym, że jest typowym autkiem dla kobiety. Wygodna, z niezłymi właściwościami jezdnymi. Wnętrze mogłoby być nieco weselsze. Czerń przytłacza. Natomiast ergonomia – mistrzostwo świata. Ostatni odcinek trasy pokonuję znowu Koleosem, ale z napędem na jedną oś. I tu zaskoczenie. Najtańsza wersja. Najuboższa. A generalnie podoba mi się. Wnętrze auta bez pretensjonalnych plastików. W dwukolorowej tonacji. Można tylko żałować, że nie pokuszono się o taki wystrój topowej wersji auta.
Trudno jest jednoznacznie ocenić po tak krótkiej przejażdżce które auto jest najlepsze. Gdybym jednak miał wybierać to – zawieszenie od Outlandera (Citroena), buda od X-Traila, wnętrze – w zależności od przeznaczenia auta albo z Antary, albo z Toyoty. I chyba powstałoby idealne auto typu SUV.