Renault Kadjar 1.6 dCi 130KM X-Tronic – multimedia wszystko zepsuły...
Długi weekend i propozycja wyjazdu w polskie góry stała się doskonałą okazją do sprawdzenia Renault Kadjar w trudnym terenie. Mając w pamięci wiosenny wypad w te rejony Volkswagenem Polo GTi, postanowiłem poszukać mocnych i słabych stron wyjazdu samochodem kompletnie innej klasy. Co się okazało?
Tym razem wybór padł na Góry Stołowe. Bardzo zbliżona trasa dojazdu do tej, którą przemierzałem Golfem wiosną, pozwoliła poznać samochód w zupełnie różnych warunkach. Podróż rozpoczęła się w Warszawie, aczkolwiek tym razem – o dziwo – obyło się bez korków. Kolejny odcinek to długa monotonna jazda jedną z najdłuższych autostrad w Polsce – A2, by w Poznaniu zgarnąć paczkę znajomych.
Do punktu docelowego ruszyliśmy o zmroku. Trasa wiodąca na Wrocław sprawiła mi jednak miłą niespodziankę. Tuż przed naszym wyjazdem został oddany do użytku kolejny odcinek tamtejszej S-ki. Dojazd do A4 jest teraz jeszcze przyjemniejszy. Nieco zmęczeni, w późnych godzinach nocnych dotarliśmy do najbardziej wymagającej części trasy. Ostatnie kilometry drogi to mocne obciążenie dla organizmu. Ostre zakręty przeplatające się z licznymi wzniesieniami i przytłaczający ciemnością obu stron las sprawia, że kierowca musi być maksymalnie skupiony.
Sporym plusem tak późnego wyjazdu była możliwość sprawdzenia oświetlenia Renault Kadjar. I jest to bez wątpienia jedna z jego największych zalet. Na pochwałę zasługuje nie tylko mocny, jasny strumień światła, który fenomenalnie doświetlał drogę, jak i pobocze, ale również bardzo dobrze działający czujnik zmierzchu. Światła drogowe to jeden z elementów wyposażenia samochodu, z którego chętnie korzystamy na trasie po zmroku. Czujnik działa bardzo szybko, a przy włączonych na stałe światłach drogowych nie musiałem bać się, że oślepię kierowcę jadącego z naprzeciwka. To naprawdę duże udogodnienie podczas podróży.
Skoro o niej mowa, łączny bilans z podróży tego dnia wyniósł niemal 700 przejechanych kilometrów. Średnie spalanie wyniosło 6,4 l na każde 100 km. Po dotarciu do celu przyszedł czas na odpoczynek.
Następnego dnia z samego rana mogłem na spokojnie przeanalizować, czym tak naprawdę zaskoczył mnie Renault Kadjar podczas jazdy. Chociaż trasa wiodła przez autostrady, drogi szybkiego ruchu, jak i miejskie odcinki, to spalanie tego modelu można uznać za całkiem przyzwoite. Z czterema osobami na pokładzie i przy dosyć dynamicznej jeździe ten wynik jest naprawdę dobry. Warto zaznaczyć, że pod maską testowanego Kadjara znalazł się turbodoładowany silnik Diesla o pojemności 1.6 litra i mocy 130 KM. Całość sprzężona jest z automatyczną skrzynią biegów, która pomimo trudnych warunków pracy, jakie jej zapewniłem, radziła sobie całkiem dobrze. Połączenie napędu ze skrzynią automatyczną trzeba ocenić dosyć dobrze. Warto zaznaczyć, że silnik o mocy 130 KM to absolutne minimum. Nawet całkiem spore stado koni mechanicznych pod maską nie sprawia, że czujesz się zbyt pewnie podczas wyprzedzania. Każdy taki manewr lepiej wcześniej zaplanować i przemyśleć. Oczywiście mocne i energiczne wciśnięcie pedału gazu powoduje znacznie lepsze wrażenia związane z dynamiką. Tylko wtedy przyspieszenie staje się akceptowalne.
W tym przypadku spalanie jednak pozostawia wiele do życzenia. Obiektywnie średnie spalanie na poziomie 6,4 litra na 100 km to wynik dobry, ale i tak znacznie odbiegający od danych producenta. Z uwagi na fakt, że większość naszej drogi stanowiły trasy o różnym natężeniu ruchu, spodziewałem się spalania nieprzekraczającego magicznej bariery 6 litrów.
Przed dalszym, ambitnym zwiedzaniem zapytałem moich towarzyszy podróży o wrażenia z jazdy. Przy filiżance mocnej, aromatycznej kawy usłyszałem m.in. o kilku zaletach tego modelu. W jednym ciągu wymienić można sporo przestrzeni na tylnej kanapie, czy wygodę przy wsiadaniu/wysiadaniu. Na pochwałę zasłużył także akcesoryjny system nagłośnienia Bose, czy całkiem komfortowe, dobrze wybierające nierówności zawieszenie. Dla tych bardziej wymagających znalazł się także spory podłokietnik tylny z miejscami na napoje.
Tuż po porannej dawce kofeiny rozpocząłem intensywny test SUV-a od Renault. Na pierwszy ogień poszła niezwykle wymagająca i kręta „droga 100 zakrętów”. Ciągnąca się pod górę zachwycała malowniczym widokiem, głównie za sprawą różnorodności barw liści na koronach drzew. Duże szyby pozwoliły dokładnie obserwować otaczającą nas przyrodę.
Chociaż jakość asfaltu pozostawiała wiele do życzenia, to nasz testowy Kadjar radził sobie całkiem dobrze. Zarówno pasażerowie z przodu, jak i na tylnej kanapie nie narzekali na zbyt twarde zawieszenie. Amortyzatory tłumiły wszystkie nierówności ze słynną francuską gracją. Dopiero szybszy przejazd przez poprzeczną nierówność pozwolił na zweryfikowanie tej opinii. Zawieszenie nowego Renault ma niewiele wspólnego z ultra miękkim i komfortowym zawieszeniem, znanym z pierwszych generacji modeli Megane czy Laguna.
Ta ostatnia uwaga sprawiła, że przyszedł mi do głowy iście szatański pomysł. Skoro Kadjar nie jest już tak miękki jak protoplaści, to może również dużo lepiej trzyma się drogi niż wspomniane wyżej modele. W tym momencie przypomniały mi się szybkie łuki pokonywane sportowym GTI od Volkswagena. Do pierwszego zakrętu podszedłem jednak z pewnym, wyraźnym marginesem bezpieczeństwa. O dziwo, samochód przeszedł wyzwanie jak przyklejony. Kolejna serpentyna w górę, szybkie lewo i wąskie prawo przy zwiększonej prędkości i już wiedziałem o wiele więcej. Praw fizyki się nie oszuka. Znacznie większy prześwit i wysokie nadwozie musi się mocno wychylić. O ile dla osób siedzących z przodu, dzięki dobrze wyprofilowanym fotelom, nie jest to nic wyjątkowego, to już ci siedzący z tylu nie czuli się tak dobrze. I chociaż skrzynia biegów dobrze daje sobie radę z częstą zmianą prędkości, połączoną z gwałtownym hamowaniem i przyspieszaniem, nawet jadąc w górzystym terenie, to o zawieszeniu nie można tego powiedzieć. To jest SUV. Tu ma być przestronnie i komfortowo. I w Renault Kadjar tak jest. Jeśli dodamy do tego dosyć precyzyjny układ kierowniczy o optymalnie dobranej sile wspomagania, to znając cienką granicę bezpieczeństwa, można też trochę zaszaleć.
Jedną z największych zalet Kadjara jest spory prześwit. To jest takie brakujące ogniwo, które bardzo się przydaje w miejscu, gdzie jakość dróg jest jedną wielką niewiadomą. Spędzając coraz więcej czasu z tym właśnie modelem Renault, zrozumiałem, jak przyjemnie jest delektować się jazdą bez konieczności obserwowania mocnych zniekształceń asfaltu. Koleiny, wyższy krawężnik przy wjeździe na parking pod hotelem czy nawet remontowany fragment drogi, przypominający przejazd odcinkiem szutrowym, to pestka. Mój intensywny dzień testów, podczas którego sprawdzałem sportowe aspiracje Kadjara, zakończył się jedynie z lekko wyższym spalaniem.
Kilka następnych dni i kolejne przemierzone kilometry dostarczył nowych wniosków. Kadjar pomimo swoich wymiarów zewnętrznych, jest samochodem bardzo uniwersalnym. Duże szyby, o których wspominałem (co dzisiaj jest rzadkością), spore lusterka wsteczne, kamera cofania i liczne czujniki wspomagające manewrowanie w ciasnych zaułkach sprawiają, że jest to też dobra propozycja do miasta. Dodatkowo zamontowane w lusterkach bocznych czujniki martwego pola, to także element wyposażenia, który najbardziej docenimy w mieście. Przestronne wnętrze, spory bagażnik (który niestety nie ma regularnego kształtu) sprawia, że tak naprawdę nie potrzebujemy drugiego samochodu. Ten sprawdzi się i w mieście, i zapewni odpowiedni komfort dla podróżnych nawet na dłuższej trasie.
Droga powrotna, prowadząca przez Świdnicę, odsłoniła kolejne zalety rodzinnego Renault. Przy spokojnej jeździe i umiarkowanym korzystaniu z maksymalnego momentu obrotowego spalanie naprawdę miło zaskakuje. Duża ilość schowków, wygodny podłokietnik czy dostępne również z przodu spore cupholdery sprawiają, że Kadjar znajduje coraz większe uznanie w moich oczach. Intuicyjność obsługi panelu centralnego, logicznie rozmieszczone przełączniki elektrycznych szyb i lusterek czy wyświetlacz z możliwością zmiany wyglądu to kolejne mocne strony, które doceniłem podczas drogi powrotnej. Całość uzupełniają nieźle wyglądające i całkiem dobrze spasowane plastikowe elementy deski rozdzielczej.
W krótkim podsumowaniu – Renault Kadjar to przestronne wnętrze, komfortowe zawieszenie, oszczędny silnik, niezły automat i bardzo bogate wyposażenie. To mocne dowody, które mogłyby potwierdzić, że francuski samochód to model bez wad. Byłoby w tym sporo prawdy, gdyby nie zestaw multimedialny, który skutecznie psuje całość…
Informacja, że ekran dotykowy umieszczony na środku deski rozdzielczej jest intuicyjny w obsłudze (zresztą jak wszystkie elementy wyposażenia Renault), nie przesłoniła mi innej sporej wady. Jest nią mianowicie dodatkowa manetka, która służy do obsługi multimediów. Niestety, to rozwiązanie nie jest ani intuicyjne, ani też specjalnie wygodne w obsłudze. Kolejną zauważoną przeze mnie wadą był zestaw głośnomówiący Bluetooth. I pomimo tego, że sam proces parowania telefonu jest dziecinnie łatwy, to najbardziej razi jego czułość. Nawet podczas rozmowy telefonicznej zestaw w całkowicie niezrozumiały sposób urywa połączenie. Dla kierowcy skupionego na drodze jest to naprawdę bardzo deprymujące. Podobnie denerwujący jest przełącznik tempomatu, który zawsze umieszczany jest w tunelu środkowym tuż przy podłokietniku.
Test liczący niemal 2000 km w ciągu kilku dni pozwolił mi wyrobić sobie zdanie o Renault Kadjar. Cena samochodu w bardzo bogatej wersji S-Edition z kilkoma dodatkami przekracza barierę 115 000 złotych. W dzisiejszych czasach to naprawdę niezła cena, bo wzamian otrzymujemy, przestronny, wielozadaniowy samochód z oszczędnym silnikiem i z wygodną w codziennym użytkowaniu skrzynią automatyczną. Chociaż to auto nie jest typem sportowca, to potwierdza, że nawet w wymagających warunkach radzi sobie całkiem nieźle i potrafi dawać przyjemność z jazdy. Drobne wpadki w ergonomii urządzeń znajdujących się na pokładzie tego SUV-a to tylko drobiazg, który szybko można poprawić. A wtedy Renault będzie miało w swojej ofercie samochód niemal idealny.