Renault Espace – jeszcze VAN czy już crossover?
Kolejna, piąta już odmiana rodzinnego VAN-a to zdecydowanie milowy krok w historii tego modelu. To rewolucja, która stylowo przebija konkurencję, nie wspominając o swoim poprzedniku. Francuzi odeszli od odważnych, lecz bardzo dyskusyjnych linii czwartej generacji, na rzecz dynamicznej, nowoczesnej i trafiającej w gusta sylwetki. Segment VAN może się podobać. Tylko czy na pewno Espace się do niego jeszcze zalicza?
Renault, prezentując w 2014 na targach w Paryżu najnowszą wersję modelu Espace, wywołało niemałe poruszenie. Nowy model wyraźnie się zmienił, wyładniał, ale również zmienił proporcje. Auto zostało znacząco podniesione, a linia dachu poprowadzona bardziej agresywnie, wydłuża optycznie sylwetkę, nadając jej lekkości.
Myśląc o Espace jak o prekursorze europejskich VAN-ów, zastanowić się można nad sensem przeprowadzonych zmian. Okazuje się, że zwiększony o 4 cm prześwit nie wziął się znikąd i był to dobrze zaplanowany ruch. W Renault postanowiono odciąć się od tego segmentu i wkroczyć w świat crossoverów. Czy to się udało?
Od 1984 roku model Espace kojarzy się z przesadną ilością miejsca, kanciastą bryłą i ogólnie tworem przypominającym mały autobus. Przez lata wypracował sobie renomę auta rodzinnego, w którym najważniejszym aspektem była olbrzymia ilość miejsca w każdej płaszczyźnie. Widocznie coś musiało się zmienić, skoro po trzydziestu latach dostaliśmy coś zupełnie nowego pod tą samą nazwą. Głos klientów czy bardziej potrzeba podążania z trendami? Nie da się ukryć, że swoje 5, jak nie 10 minut mają obecnie SUV-y i crossovery. Jednym z crossoverów podobno jest teraz nowy Espace.
Espace znaczy przestrzeń
Jeśli chodzi o ten aspekt, to niestety styl wygrał z praktycznością. Coś za coś. Poprzednia generacja nie powalała wyglądem, szczególnie w środku, ale pozwalała cieszyć się ogromem miejsca. Tu jest trochę inaczej. Niżej osadzony dach, a także podwyższony prześwit to prosta droga do zmniejszenia ilości miejsca we wnętrzu. Do kompletu dodajmy jeszcze panoramiczny dach, którego mechanizmy i konstrukcja odbierają kolejne, cenne centymetry nad głową. Osoby do 185 cm wzrostu nie powinny mieć problemu ze znalezieniem odpowiedniej pozycji w fotelu, powyżej tej granicy mogą zacząć się problemy. Podobnie jest w drugim i trzecim rzędzie siedzeń.
Dobrze, że klasyfikując to auto jako crossover, Renault nie pozbyło się wszystkich cech wyróżniających ten model jako rodzinny samochód. Siedem miejsc, z czego pięć uznajmy za wygodne w dłuższych podróżach. Drugi rząd to trzy oddzielne, wystarczająco obszerne fotele, z których dodatkowo skrajne są podgrzewane. Razi wspomniany brak miejsca nad głową, ale za to przestrzeni na nogi nie brakuje. Ostatnie dwa miejsca to co najwyżej awaryjne „foteliki”, ponieważ na miano foteli nie zasługują.
Największą „bolączką” nowego Espace, w wymiarze przestrzeni, jest natomiast bagażnik. W zdecydowanej większości przypadków kolejne generacje aut oferują więcej miejsca, tym samym dając do dyspozycji obszerniejszy kufer. Tutaj Renault sprawiło niemałą niespodziankę. Jadąc na wakacje w pięć osób, będziemy zmuszeni zrezygnować z kilku toreb lub dużej walizki. Pojemność 680 litrów w wersji pięcioosobowej i 247 litrów, kiedy jedziemy w siedem osób, to zdecydowanie wyniki, którymi Francuzi nie chcą się chwalić. Odpowiednio 780 litrów i 456 litrów to wyniki, jakimi poszczycić się może poprzednik, czyli Grand Espace. Plus należy się za elektrycznie składane fotele z poziomu bagażnika oraz pojemne schowki z przodu i kieszenie w drzwiach.
Ciężko się nudzić
Wnętrze piątego Espace to kontynuacja wyglądu znanego z innych modeli francuskiego producenta. Bardzo podobne rozwiązania znajdziemy w modelach takich jak np. Talisman czy Megane. Na konsoli środkowej dominuje dotykowy ekran do obsługi systemu multimedialnego R-LINK 2 o przekątnej 8,7 cala. Możemy obsługiwać go także za pomocą pokrętła, jednak nie jest to do końca intuicyjne. Cały system wydaje się zawiły i ciężki do zrozumienia, ale wystarczy parę dni, żeby się go nauczyć. Szybkość działania jest zadowalająca, spowolnienia zdarzają się jedynie tylko chwilę po uruchomieniu auta.
Jednym z ciekawszych systemów, w które wyposażony został testowany egzemplarz, jest tzw. Renault MULTI-SENSE. Profile do wyboru to Sport, Eco, Neutral, Comfort i Perso. Całe szczęście, do dyspozycji jest ten ostatni, w którym możemy dopasować pod siebie charakter auta. Co ważne, różnica między trybami jazdy jest naprawdę odczuwalna. Ustawienie profilu komfortowego może spowodować zawroty głowy i mdłości z racji tego, że bardziej niż prowadzenie auta przypomina on sterowanie okrętem na wzburzonym morzu – nadwozie jakby falowało na nierównościach i zmianach poziomu jezdni. Z drugiej strony po wybraniu trybu Sport reakcja silnika na gaz jest zbyt agresywna, a dwusprzęgłowa skrzynia biegów zbyt długo przetrzymuje biegi na wysokich obrotach. Z pomocą przychodzi ustawienie Personalne, w którym sami dopasujemy działanie pracy amortyzatorów, silnika, systemu czterech kół skrętnych 4Control, a nawet działanie klimatyzacji, podświetlenia ambientowego czy dźwięku wydobywającego się z głośników.
Po ustawaniu auta „pod siebie”, warto rozejrzeć się po wnętrzu, któremu nie można odmówić stylu i nowoczesności. Ciekawie nakreślone linie pozytywnie wyróżniają się na tle stonowanej, niemieckiej konkurencji. Kosmiczny wygląd drążka skrzyni biegów to jeden ze „smaczków”, nadających indywidualnego charakteru. Podświetlenie ambientowe również wyróżnia się od tych stosowanych w innych autach. Do wyboru jest kilka kolorów, zmiana nasycenia, a także możliwość całkowitego wyłączenia, co przyda się, kiedy wybieramy się w nocną trasę. Jeśli tego nie zrobimy, wszystkie światła, których we wnętrzu jest dużo, odbijają się w bocznej szybie, co może rozpraszać kierowcę.
Główny element konsoli pod sobą skrywa małą półkę, wejście 12V i miejsce na dwa kubki.
Żeby podróżować komfortowo, w przednich fotelach dostępna jest opcja masażu. Wypadałoby wziąć słowo „masaż” w cudzysłów, ponieważ to, co czują nasze plecy, ciężko nazwać przyjemnymi i relaksującymi bodźcami. Jeżdżący w przód i w tył duży element w żadnym stopniu nie wykonuje masażu, jakiego byśmy oczekiwali. Powoduje on raczej efekt oddalania i przybliżania ciała od oparcia foteli, nic więcej.
Wnętrze wykonane jest z miękkich materiałów i jedynie górna część środkowej konsoli skrzypi przy dotknięciu. Nie trzeba wkładać dużo siły w jej dotknięcie, żeby usłyszeć nieprzyjemne trzaski. Cóż, można się było tego spodziewać po wystającym, plastikowym elemencie. Pomijając ten fakt, spasowanie innych elementów stoi na wysokim poziomie. Przeskok między czwartą generacją i obecną jest ogromny, i w kwestii wyglądu naprawdę ciężko Francuzom cokolwiek zarzucić. Smutni Niemcy powinni wziąć z nich przykład.
Emocje pod maską
Downsizing jest bezwzględny dla każdego. Czasy, kiedy pod maską dużego Renault spotkać można było sześciocylindrowe jednostki, odeszły i zapewne prędko nie wrócą. W obecnej generacji próżno szukać silnika większego niż 1800 cm3. Mniejsza pojemność równa się w teorii mniejsze zanieczyszczanie powietrza i – co ważniejsze dla użytkownika – niższe zużycie paliwa.
Ważącego niespełna 1800 kg „crossovera” udźwignąć musi turbodoładowany benzynowy motor 1.8, współgrający z automatyczną skrzynią biegów i układem czterech skrętnych kół. Moc 225 KM i 300 Nm przy 1750 obr./min. wystarcza, by sprawnie poradzić sobie z dużym Espace.
Nabieranie prędkości nie stanowi najmniejszego problemu, gorzej z przekazywaniem mocy przy niższych prędkościach. Mocne wciśnięcie pedału gazu momentalnie odczujemy na kierownicy. W jaki sposób? W dosyć dziwny i nieprzyjemny. Przednie koła nie radzą sobie z zadaniem, jakie zostało postawione przez kierowcę. Auto staje się narowiste, a kierownica próbuje wymknąć się z rąk, kierując samochód w prawą stronę. W tym momencie trzeba mocno trzymać obręcz, żeby nie zdziwić się, kiedy nagle zaczniemy zmieniać pas i „przywitamy się” z poboczem. Może to wina zimowych opon, a może niedopracowanego układu przeniesienia napędu? Podczas jazdy dynamicznej, ale nie agresywnej, ten problem nie występuje.
Doładowana jednostka potrzebuje tylko 7,6 sekundy, by osiągnąć 100 km/h, ale nie traci ochoty do przyspieszania powyżej tej wartości. Mniej efektowne jest spalanie oscylujące wokół 11-12 litrów w mieście. W tym wypadku nie pomaga nawet tryb „Eco”, zachęcający do spokojnej jazdy. Lepiej jest w trasie, gdzie przy prędkości autostradowej komputer pokładowy pokazuje 8,5 litra na 100 km.
Lepszym wyborem powinien być jeden z dwóch diesli o pojemności 1600 cm3. Odmiany 130 KM i 160 KM na pewno zaoferują dużo niższe spalanie, a to, że przegrają w sprincie z topową benzyną, chyba nie powinno mieć większego znaczenia. Espace oznacza przestrzeń i nie ma tu żadnego nawiązania do sportowych doznań. Mimo że przestrzeni jest mniej niż w poprzedniku, to nadal jest to pełnoprawne auto rodzinne.
Czy to już crossover?
Czy to już crossover, jak twierdzi Renault, czy jeszcze reprezentant segmentu VAN-ów? Bardziej eksperyment i połączenie obu wariantów. Powiew świeżości był konieczny w przypadku premiery nowego Espace. Droga, jaką wybrał francuski producent wydaje się być zrozumiała i mimo wszystko nazwa modelu w dalszym ciągu jest adekwatna do tego, co dostajemy.
Ceny
Cennik rozpoczyna kwota 117 400 zł za podstawową wersję Life z silnikiem wysokoprężnym o mocy 130 KM. Testowany egzemplarz w serii limitowanej Mangnetic to koszt minimum 158 900 zł. W tej kwocie dostajemy między innymi system 4Control, oferujący cztery koła skrętne, amortyzatory o zmiennej charakterystyce oraz aluminiowe felgi 19”, czy skórzaną tapicerkę z funkcją masażu w dwóch przednich fotelach.