Renault Clio - czwarty krok naprzód
Minęło przeszło 22 lata od momentu, gdy Renault zaprezentował model Clio, jako następcę kultowego dziś modelu 5. W tym czasie na całym świecie, a konkretniej w aż 115 krajach sprzedało się około 11,5 mln egzemplarzy Clio. Nie dziwi więc, że dla wielu osób niewielka "renówka" jest synonimem francuskiej motoryzacji. Dziś Renault prezentuje czwartą generację swojego miejskiego auta, a my sprawdzamy czy podzieli ono sukcesy poprzedników.
Pierwsze wrażenia, to oczywiście wygląd. Już na zdjęciach widziałem, że nowe Clio będzie inne. Ma po prostu innego ojca - Renault Clio czwartej generacji zostało w całości wykonane pod wodzą nowego szefa stylistów francuskiej marki – Laurensa van der Ackera. Holenderski projektant dołączył do Renault w 2009 roku, po rezygnacji ze stanowiska w Maździe, a w Renault zasłynął takimi projektami, jak DeZir w 2010, Captur, Frendzy czy R-Space w 2011. Ten pierwszy wywarł, zdaje się, na nowe Clio największy wpływ. „Nowy Renault Clio został pomyślany, jako element zmysłowej rzeźby, która pobudza pragnienie. Linie auta, jak mięśnie odzwierciedlają dynamizm zapoczątkowany przez model koncepcyjny DeZir. Ostre i agresywne kąty oraz bardzo śmiałe linie sprawiają, że każdy będzie chciał przynajmniej dotknąć tego auta.” – podsumowuje van der Acker. Trzeba przyznać, że krzepki Holender ma ponadprzeciętną wyobraźnię, która pozwala mu tworzyć takie kwieciste opisy i porównania.
Dziś na możemy na własne oczy spojrzeć na nowe Clio i ocenić zmiany, które przeszło. Najpierws suche fakty – nadwozie auta to tradycyjny pięciodrzwiowy hatchback z tylnymi klamkami ukrytymi w słupku C. Rozwiązanie znane i lubiane, choć akurat w Clio ma chyba wynagrodzić nam brak wersji trzydrzwiowej. Tak, to prawda. Na chwilę obecną najnowsze Renault Clio będzie oferowane jedynie w wersji 5d. Patrząc zresztą na marne zainteresowanie klientów małymi trzydzwiowymi autami w pełni Francuzów rozumiem.
Jak zapowiadał projektant nadwozia, kształty auta mają nawiązywać do niskiego i szerokiego modelu koncepcyjnego DeZir. Auta o takich proporcjach od razu mają większe szanse na klientów i wiecie co? Kupuję to! Nowe Clio zobaczyłem w Paryżu i wyglądało nieźle, ale wówczas Carlos Ghosn zaprezentował wersję Clio kombi, która odciągnęła moją uwagę od hatchbacka, więc nie przywiozłem ze stoiska Renault jakichś szczególnych wspomnień. Parę tygodni temu spotkałem jednak Clio na ulicy (testowane przez kolegę z innej redakcji, ponieważ dealerzy mają ten model otrzymać dopiero 26.10) i wówczas auto mnie po prostu urzekło. W bordowym kolorze i z licznymi stylistycznymi dodatkami wyglądało po prostu zjawiskowo. Ja to kupuję, ale o gustach się nie dyskutuję, więc pozostawmy to indywidualnej ocenie każdego Czytelnika.
A z czym spotkamy się po wejściu do wnętrza?
Tu mogą pojawić się pewne sprzeczności. Wnętrze jest bowiem przyjemne, choć odrobinę niecodzienne. Mały Francuz ewidentnie postanowił wyróżnić się z tłumu, a czy pozytywnie? To już kwestia gustu. Przed oczami kierowcy zamontowano trzy owalne zegary – po lewej mamy obrotomierz, po prawej prędk… Zaraz, zaraz! Po prawej mamy wskaźnik paliwa, zaś prędkościomierz wylądował w środkowej elipsie pod postacią cyfrowego wyświetlacza. Rozwiązanie dość ciekawe, ale czy wygodne? Chyba tradycyjne zestawienie byłoby lepsze, ale podczas jazdy testowej postaram się do tego przyzwyczaić.
Konsola centralna przybrała formę wystającej wyspy. Wygląda to jak tablet, osadzony na kokpicie, a charakterystyczny czarny plastik potęguje to wrażenie. Clio ewidentnie robi ukłon w kierunku młodszej grupy klientów z nowoczesnymi smartfonami w kieszeniach i torebkach.
Wyposażenie
Od poziomu Expression standardowym wyposażeniem jest system MEDIA NAV z 7-calowym dotykowym ekranem, MP3 i nawigacją, a od wersji DYNAMIQUE za dopłatą 1600 zł otrzymujemy system R-Link. Składa się on z tego samego ekranu, lecz z lepszą nawigacją, radioodtwarzaczem z przestrzennym dźwiękiem 3d Sound by Arkamys, innymi funkcjami z MEDIA NAV oraz możliwością dostępu do WWW i … uruchamiania aplikacji. Jest ich mnóstwo, od sprawdzania maili, terminarza czy przeglądania społeczności, poprzez optymalizację trasy przejazdu (niestety jeszcze nie działa w Polsce), monitor eko-jazdy, czy nawet pilnowanie innych aut flotowych. Jedna z aplikacji wywoła chyba szczególną ekscytację: „R-sound effect” pozwala na wybranie jednego z 6 dźwięków silnika, które będą towarzyszyć kierowcy podczas podróży. Może to być na przykład dźwięk z RSa lub z auta elektrycznego – zależnie od humoru kierowcy.
Z pewnością warto zwrócić uwagę na dodatki personalizacyjne – Renault przywiązuje do tego bardzo dużą uwagę. Klient może wybrać gadżety w postaci lakierowanych akcentów przy przednim grillu, paneli zewnętrznych i wewnętrznych na drzwiach, na desce rozdzielczej, na kierownicy, lewarku zmiany biegów, ramkach wywietrzników… Ufff! Jednym słowem klient może stworzyć własną kompozycję dodatków – zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych. A do tego – po raz pierwszy – możliwości te są dostępne już od najtańszych wersji Clio.
Co i za ile?
Pierwsze egzemplarze nowego Renault Clio trafią do klientów pod koniec października, zaś za najtańszy model 1,2 16v 75 KM w wersji Authentique trzeba zapłacić 40 950 zł. Jak już wspominałem, nowe Renault Clio jest dostępne wyłącznie z nadwoziem 5-drzwiowym, zaś w podstawowej, najtańszej wersji dostaniemy w standardzie 4 poduszki powietrzne (dwie czołowe i dwie boczne), pasy bezpieczeństwa z czujnikami obecności pasażera (przód, tył), ESP z systemem kontroli trakcji ASR, system ESC oraz ABS ze wspomaganiem nagłego hamowania AFU. Mało? To jeszcze nie koniec. W standardzie mamy jeszcze system wspomagania ruszania pod górę Hill Start Assist, kierownicę z regulacją w pionie i poziomie, fotel kierowcy z regulacją wysokości, szyby przednie i lusterka boczne regulowane elektrycznie, centralny zamek, zaś zamiast standardowego kluczyka dostaniemy kartę Renault. Na deser otrzymamy światła dzienne z diodami LED oraz regulator-ogranicznik-prędkości.
Auto będzie dostępne w trzech wersjach wyposażenia: Authentique, Expression, Dynamique. Jak informuje nas producent, nowe Renault Clio oferowane będzie z nowymi silnikami Energy. Pod maskę trafi między innymi benzynowa jednostka Energy TCe 90 – jest to 3-cylindrowy motor z turbodoładowaniem, bezpośrednim wtryskiem paliwa z systemem Stop & Start. Oprócz tego do wyboru będzie silnik wysokoprężny Energy dCi 90 z systemem Stop & Start oraz w przyszłości ten sam silnik w wersji Eco. W tym ostatnim przypadku producent chwali się rekordowo niskim średnim zużyciu paliwa wynoszącym 3,2 l/100 km. Ofertę uzupełniają silnik benzynowy 1.2 16V 75 KM i wysokoprężny dCi 75, który pojawi się w jeszcze w tym miesiącu. W przypadku silnika Energy TCe 90 średnie zużycie paliwa to 4,5 l/100 km oraz emisja CO2 wynosząca 105 g/km. Na początku 2013 roku ofertę nowego Renault Clio uzupełnią turbodoładowane silniki TCe 120 o pojemności 1,2 litra z automatyczną, dwusprzęgłową skrzynią biegów EDC, która ma nie mieć negatywnego wpływu na zużycie paliwa.
Produkcją nowego Clio zajmą się dwie fabryki: we Francji i w Turcji. Francuzi będą mieli za zadanie zaopatrzyć w nowe Clio całą Europę Zachodnią, zaś do Polski dotrą egzemplarze z fabryki w tureckiej Bursie. Zamawiając auto dziś, należy się liczyć z co najmniej 6-tygodniowym okresem oczekiwania.
Pierwsza jazda
Do jazdy testowej wybrałem żółte auto. Tak, tak - kryterium wyboru był kolor! Panująca w okolicach Kielc poranna mgła sprawiła, że do wykonania choć trochę interesujących zdjęć musiałem wybrać auto o jaskrawym kolorze, a dopiero później martwić się o to, jaki silnik znajdzie się pod jego maską. Znalazł się benzynowy Energy TCe 90. Trzy cylindry, 899ccm pojemności, turbo, wielopunktowy wtrysk, 90 koni mechanicznych przy 5250 obr./min i 135 Nm przy 2500 obr./min. Do auta wsiadają także fotograf i kamerzysta, więc miejskie autko dostanie niezły wycisk.
Bez obaw, trzycylindrowy silnik poradził sobie z trójką dorosłych pasażerów. Stanowi dobry duet z turbosprężarką i przy prędkościach do 90 km/h do dynamiki auta nie można było mieć zastrzeżeń, a dzięki doładowaniu szybsza jazda nie wymagała utrzymywania silnika na wysokich obrotach – pierwsze przebłyski „Energy” czuć już od 2000 obrotów, a powyżej 3000 auto staje się żwawe i tak do końca obrotomierza. Oczywiście żwawe jak na miejskiego malucha, który planowo pierwszą „setkę” robi w 12,2 sekundy, a do drugiej nigdy nie dobija, zatrzymując się na 182 km/h.
Trzycylindrowa natura silnika nie jest odczuwalna w postaci wibracji (z tym konstruktorzy poradzili sobie doskonale), tylko w postaci charakterystycznego dźwięku pod większym obciążeniem. Jadąc spokojnie nie sposób odróżnić pracy silnika od jego czterocylindrowych braci, jednak chcąc jeździć szybko odgłosy z komory silnika nie pozwolą nam zapomnieć o trzech cylindrach. Z drugiej strony spalanie z dynamicznej jazdy testowej z trzema osobami na pokładzie wyniosło tylko 6,5 litra/100 km.
Skrzynia biegów ma dość długie przełożenia – na tyle, że jeżdżąc dynamicznie po mieście można nigdy nie włączyć „trójki”. Ma pięć biegów i klasycznie załączany bieg wsteczny, którego włączenie „na szybko” sprawiało mi parę razy trudności – ten bieg nie jest tak „wyraźny” jak pozostałe.
W dokumentacji technicznej producent podaje, że układ kierowniczy Clio ma zmienne elektryczne wspomaganie. Miłośnicy klasycznych rozwiązań szybką zauważą charakterystyczną pracę kierownicy – rzeczywiście jest trochę inaczej, ale czy gorzej? Moim zdaniem nie – kierownica nie jest znieczulona i pozwala na precyzyjne sterowanie autem w zakrętach, co Clio wykonuje zresztą z wielką chęcią. Dałbym też dodatkowy plus za zwrotność – nawrócenie na drodze „na raz” nie stanowi problemu.
Podsumowanie
Francuzi nie mieli łatwego zadania. Pierwsza i trzecia generacje Clio otrzymały tytuł Car Of The Year, a druga wersja nawet bez tego tytułu rozeszła się w nakładzie ok 6 mln egzemplarzy, więc czwarta generacja musiała zaoferować sporo więcej aby godnie reprezentować napis Clio na klapie bagażnika.
Nowe Renault Clio oferuje więc swojemu nabywcy wiele nowości, niedostępnych w poprzednich generacjach: bezkluczykowy dostęp, diody LED, automatyczną klimatyzację, system Stop & Start, tempomat czy kamerę. Do tego jest odchudzone, dobrze się prowadzi i ma pięciodrzwiowe, a co za tym idzie funkcjonalne i praktyczne nadwozie z foremnym, 300-litrowym bagażnikiem.
Jest też wycenione odpowiednio do kryzysowych czasów. Dla Renault jest to w tej chwili strategiczny model i nie mogą sobie pozwolić na błąd w ustalaniu cennika. Już w najtańszej wersji otrzymujemy sensowne wyposażenie, a zaraz wyżej to wyposażenie zaczyna być naprawdę bogate, ale moim zdaniem nie to jest najważniejsze. Mnie najbardziej cieszy pozytywna zmiana w wyglądzie nadwozia i wnętrza i duże możliwości ich personalizacji – trzeba przyznać, że designerzy pod przywództwem Laurensa van der Ackera wykrzesali z siebie spore pokłady fantazji.