Renault Captur – w miejskich zaułkach
Rok 2017 był udany dla francuskiego crossovera segmentu B. Po pierwsze – Captur przeszedł lifting, na który czekał cztery lata. Po drugie – zakończył rok ze sprzedażą na poziomie czterech tysięcy egzemplarzy na polskim rynku, plasując się w czołówce najchętniej kupowanych aut tego segmentu. „Clio na szczudłach” zyskało sympatię użytkowników w dużej mierze dzięki swojej atrakcyjnej sylwetce, podkreślonej jeszcze bardziej dzięki niedawno wprowadzonym zmianom.
Cieszy oko
I to nie tylko płci pięknej. Kulista, ale przy tym lekka sylwetka zdradza swoje pochodzenie. Francuzi przywiązują dużą uwagę do wyglądu swoich aut, niezależnie czy jest to Renault, Peugeot lub Citroen. Jeszcze więcej stylu przyniosły zmiany z zeszłego roku. Pierwsza wersja była udana, ale czuć było, że Captur potrzebuje powiewu świeżości. I ta świeżość przyszła wraz ze zmienionym grillem, efektownymi światłami do jazdy dziennej w kształcie litery C, lekko zmodyfikowanymi reflektorami i przednim zderzakiem, dzięki któremu tablica rejestracyjna powędrowała wyżej, eliminując pustą przestrzeń pod znaczkiem w starszej wersji. Z tyłu zmian było mniej, a największą jest mocno zaakcentowany dyfuzor, czyli kolejny element, który dobrze współgra z całością bryły. Dzięki tym zabiegom sylwetka nieco odmłodniała i zyskała na lekkości. Całość dopełniła rozszerzona paleta kolorów i lepsze materiały wykończenia wnętrze.
Wchodząc do środka, nie poczujemy efektu WOW. Panuje tu minimalizm znany z aut niższej klasy. Nawiązań do modelu Clio jest mnóstwo, ale sama deska rozdzielcza różni się dzięki innemu ustawieniu nawiewów. Mała zmiana, która jednak rzuca się w oczy i rozróżnia oba modele. Plus dla Renault, że nie skopiowano wnętrza w stosunku 1:1. Ciekawe wstawki w kolorze nadwozia natomiast rozweselają minimalistyczny środek. W tym wypadku uwagę przykują intensywne, czerwone otoczki okrągłych nawiewów, obramowanie deski rozdzielczej oraz wykończenie głośników w drzwiach. Oprócz siedmiocalowego ekranu i kilku przycisków do obsługi klimatyzacji ciężko znaleźć dodatkowe opcje. Można to uznać jako wadę, można też jako zaletę, o gustach się nie dyskutuje. Należy jednak pamiętać, że to wciąż segment B i na przesadnie bogate wyposażenie nie ma co liczyć, dlatego to co jest, powinno wystarczyć.
Wykonanie
Wersja przed zmianami w 2017 roku krytykowana była za jakość materiałów wykorzystanych we wnętrzu. Przesadne połacie plastiku raziły w oczy i dotykanie ich nie należało do przyjemnych czynności. Teraz jest lepiej, ale do oceny celującej wciąż daleko. Niektóre elementy zostały zastąpione materiałami o miększej strukturze, szczególnie te w górnej części. Wszystko inne to dalej twarde tworzywo, do którego wyglądu i spasowania można mieć niemałe zastrzeżenia.
Pozytywne wrażenia we wnętrzu zostawia dobrze wykonana kierownica i drążek zmiany biegów. Odpowiednich rozmiarów wieniec sprawia, że aż chce się pokonywać kolejne zakręty, pomimo że silnik nie jest nastawiony na dawanie przyjemności. Podobnie jest z lewarkiem, który pozwala na pewne wbijanie biegów.
Wykonanie wnętrza wydaje się być solidne, ale są rzeczy, które niepokoją. To odgłosy dochodzące z tylnej części karoserii, bardziej ze strony konstrukcji niż elementów wnętrza. Auto w ciągu kilku miesięcy przejechało w sumie ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów. Nie trzeba dodawać, że był to intensywnie spędzony okres. Z drugiej strony – auto do miasta, czyli na dziurawe drogi i wysokie krawężniki powinno trzymać się dzielnie dużo dłużej niż te parę miesięcy.
Na pokładzie znajdują się jeszcze różne dziwne, bardziej lub mniej dopracowane elementy. Zacznijmy od kamery cofania. Co ważne, jest. Co jeszcze ważniejsze, jest źle zamontowana. Na jakość można przymknąć oko, ale uwadze nie ujdzie powierzchnia wyświetlanego obrazu. Pole widzenia nie jest tak duże, jak mogłoby być – przez widoczne na ekranie krawędzie klapy bagażnika i tablicy rejestracyjnej. Schowana kamera nie rzuca się w oczy z zewnątrz, ale również nie daje obrazu, jakiego byśmy się spodziewali.
Zastanawiającą rzeczą jest też brak wskazania temperatury oleju w silniku. Jedyną informacją na temat tego, czy silnik jest „rozgrzany” czy nie, jest niebieska kontrolka, która gaśnie, kiedy elektronika uzna, że jednostka osiągnęła odpowiednią temperaturę. Jak widać, minimalizm obecny jest na każdym kroku, nawet w opcjach komputera pokładowego i przekazywanych informacji.
Poza tym Captur nawet schowek na okulary ma w niestandardowym położeniu. Renault uznało, że lepszym miejscem będzie przestrzeń nad drzwiami kierowcy. Innym rozwiązaniem, ciekawym, ale mało praktycznym, są gumki na oparciach przednich foteli zamiast klasycznych kieszeni. Oryginalne, ciekawe, ale mało praktyczne – oprócz gazet lub większej butelki, wszystko inne szybko się stamtąd wyślizgnie.
Przydatną rzeczą za to są komunikaty o fotoradarach wyświetlane na mapie, a także poprzez krótkie sygnały dźwiękowe. Bardzo dobra rzecz, nawet w aucie, które nie zachęca do przekraczania dopuszczalnych ograniczeń.
Dla kogo?
Renault Captur z wysokoprężnym silnikiem nie daje dużo emocji, chociaż za pewność prowadzenia należy się duży plus. Pewnie trzyma się drogi i nie czuć, że jest to podwyższony kompakt. Precyzyjna skrzynia biegów i wystarczająco dobry układ kierowniczy ratują poniekąd sytuację. Do tej układanki nie pasuje silnik Diesla o pojemności 1.5, który swoją pracą odbiega od dostępnych obecnie jednostek. Jest głośny, jego dźwięk jest nieprzyjemny i do tego wszystkiego gwarantuje zupełny brak dynamiki.
Ma za to jedną, ale to bardzo mocną zaletę, która w oczach wielu nabywców może przysłonić jego wszystkie wady. Chodzi oczywiście o spalanie, które w tym wypadku zasługuje na bardzo wysoką ocenę. Sto dziesięć koni mechanicznych nie czyni z niego bolidu, ale zadowala się średnio około 5.5 l / 100 km. W mieście trzeba mieć ciężką nogę żeby przekroczyć 7 litrów, a spokojna trasa to niecałe 4 litry na każde sto kilometrów.
Po drugiej stronie do wyboru są silniki benzynowe o pojemności 0.9 l i 1.2 l i ten większy można skomponować z automatyczną skrzynią biegów. Spalanie benzynowych jednostek nie będzie wyraźnie wyższe, ale doznania akustyczne na pewno przyjemniejsze.
Odświeżony Captur to auto dla osób poszukujących pojazdu do sprawnego przemieszczanie się po miejskich zaułkach. Dzięki prześwitowi 17 cm dużo lepiej poradzi się w czasie pokonywania dziur i krawężników od chociażby Clio. Jak na rozmiary zewnętrzne, Captur oferuje naprawdę dużo miejsca w środku, a bagażnik ma pojemność od 377 do 455 litrów, w zależności od ustawień tylnej kanapy. Niektóre rozwiązania wymagają poprawy, a także silnik benzynowy powinien sprawić, że jazda nim będzie przyjemniejsza. Miłe auto szczególnie dla oka, którego funkcjonalność podoła codziennym zadaniom.
Rozbieżności w cenie są duże, ponieważ bazowa wersja otwiera cennik kwotą 51500 zł, a najdroższa wersja Initiale Paris z silnikiem benzynowym o mocy 150 KM i automatyczną skrzynią EDC to wydatek minimum 97500 zł.