Recepta na kryzys - Mazda 3 MPS
W dobie wszechobecnego kryzysu wiele osób nerwowo czyta wiadomości ekonomiczne i śledzi słupki wykresów ze światowych giełd. Część przeżywa dodatkowy stres związany z pewnym okresem jaki przyszedł w ich życiu. Recepty na kryzys gospodarczy próżno szukać, natomiast recepta na kryzys wieku średniego istnieje i nazywa się Mazda Performance Series.
Przyznam, że z niecierpliwością oczekiwałem jazd testowych nową Mazdą 3 MPS. Po pierwsze dlatego, że auto mi się podoba i jest rzadko spotykane na naszych drogach. Po drugie dane techniczne tego auta wywołują wypieki na twarzy, a po trzecie sam niedługo mogę zacząć szukać wyżej wspomnianej recepty. Ktoś kiedyś powiedział, że mężczyźni rozwijają się do siódmego roku życia – potem już tylko rosną. Jeśli wziąć pod uwagę nasze ciągłe i niezmienne zamiłowanie do wszelkiego rodzaju gadżetów i zabawek, to jest to najprawdziwsza prawda. Przykładem zabawek, którymi prawie każdy facet chciałby się bawić są sportowe auta, do których Mazda 3 MPS niewątpliwie się zalicza.
Wygląd anioła
Wiadomo - wszystko to kwestia gustu, ale nie spotkałem nikogo, komu to auto by się wizualnie nie podobało. Widziałem „trójkę” MPS w różnych kolorach, ale wersja testowa okryta perłowym lakierem w kolorze kryształowej bieli wygląda oszałamiająco i najlepiej chyba spośród wszystkich dostępnych kolorów. Sama linia nadwozia jest wystarczająco agresywna, choć nie wulgarna, żeby trzeba było ją podkreślać jakimś wściekłym kolorem. Tu projektanci odwalili kawał dobrej roboty! Konkurenci przybierają często bardzo krzykliwe barwy, a my tu mamy do czynienia z wilkiem w owczej skórze. Biały to kolor niewinności, ale uwierzcie mi – każdy za kółkiem tego auta ma zapędy do grzesznej jazdy.
Już na pierwszy rzut oka każdego, nawet niezorientowanego w motoryzacji obserwatora widać, że auto to może być odrobinkę szybsze niż Lanos sąsiada. Osiemnastocalowe koła, obniżone zawieszenie, tylny spoiler czy wlot powietrza na masce mogą zasiać ziarno niepewności wśród osiedlowych amatorów wyścigów spod świateł i wskrzesić w nich nieodpartą chęć rywalizacji. Mama uczyła mnie, że nieładnie jest odmawiać grzecznym prośbom, więc starałem się nie zawieść jej wiary w moje dobre wychowanie. Tyle tylko, że maksymalnie drugi bieg leczył wszystkich tego typu amatorów ze snów o potędze i to co im pozostawało to opadnięta szczęka do pozbierania z podłogi i widok szybko oddalających się dwóch rur wydechowych, ale o tym za chwilę. Jedyne co nie przypadło mi do gustu, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny tego auta, to tylne diodowe lampy a la lexus look. Kojarzą mi się one z kiepskim tuningiem, no ale w końcu nie można mieć wszystkiego.
Podsumowując – tak jak w bajkach dla dzieci wygląd postaci od razu zdradza, która z nich jest dobra, a która zła tak, Mazda od razu staje się tym pozytywnym bohaterem, którego lubimy od pierwszego wejrzenia.
Wnętrze mniej szlachetne
Jeśli auto podoba Ci się z zewnątrz, to wsiadasz do niego z nadzieją, że wnętrze będzie równie ciekawe. W Mazdzie możesz być trochę zaskoczony, bo środek nie wyróżnia się niczym specjalnym. Najbardziej sportowym jego elementem są aluminiowe nakładki na pedały i dobrze wyprofilowane skórzano-welurowe siedzenia, nota bene dość wygodne i świetnie trzymające pasażerów w ciasnych zakrętach. Wprawne oko wypatrzy wprawdzie jeszcze czerwone przeszycia siedzeń, czerwone obwódki dywaników i jakiś dziwaczny czarno-czerwony wzór na boczkach drzwi i poszyciach siedzeń i to by było na tyle. Chcielibyście więcej? Dobrze, Mazda dorzuciła gratis piękny napis MPS na tarczy obrotomierza i wskaźnik doładowania turbiny pomiędzy zegarami i teraz to już naprawdę koniec wyliczanki. Jak wspomniałem wcześniej, całość wygląda nadzwyczaj skromnie – jakość plastików nie powala na kolana i jestem przekonany, że Mazda mogłaby dać z siebie więcej. Co mi się podoba we wnętrzu? Świetna pozycja za kierownicą – wszystko jest pod ręką; bogate wyposażenie – brakowało praktycznie tylko nawigacji; system monitorowania tyłu pojazdu (RVM) łączący asystenta zmiany pasa ruchu oraz układ monitorowania martwego pola. Co mi się nie spodobało? Kierownica – z cienkim wieńcem, niczym nie różniąca się od tej w wersji podstawowej oraz zestaw audio BOSE – dobrze, że nie wymaga dopłaty, bo nie jest wart nawet dziesięciu dodatkowo wydanych złotych. Osoby o większej posturze ostrzegam, że może im trochę brakować miejsca, ale to w końcu mały kompakt, więc nikt nie spodziewa się luksusów. Bagażnik pomieści 300 litrów bagażu – to o 40 mniej niż w innych wersjach „trójki”, ale do codziennego użytku, to wystarczająca ilość.
Serce i duch walki
Sercem tego hot hatch’a jest turbodoładowany silnik benzynowy o pojemności 2261 cm3 i mocy 260 KM (przy 5,5 tys. obr./min.) oraz maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym 380 Nm (przy 3 tys. obr./min.). Pozwala to na rozpędzenie tego ważącego 1385 kg auta do 100 km/h w czasie 6,1 sekundy. Silnik przenosi napęd na przednie koła poprzez sześciobiegową manualną skrzynię biegów. Lewarek skrzyni działa z przyjemnym oporem, ale jest mało precyzyjny – często miałem problemy z wrzuceniem trzeciego biegu. Auto świetnie przyspiesza na każdym biegu, ale silnik wyraźnie ożywa dopiero od 3 tys. obr./min. Przy tym każde wejście na wyższe obroty daje znać o sobie pięknym dźwiękiem wydobywającym się z układu wydechowego. Zauważyć trzeba, że delikatne traktowanie pedału gazu skutkuje tym, że w środku jest nie głośniej niż w każdym innym kompakcie z silnikiem 1,4 – dla mnie bomba!
Konstruktorzy zadbali o to, aby kierowca był w stanie bezpiecznie wyhamować to szybkie auto z każdej prędkości. Zabawa jest świetna – dynamiczne przyspieszanie i hamowanie powoduje naprzemienne napływanie i odpływanie krwi z twarzy. Jazda jednak wymaga skupienia – tu nie ma miejsca na kompromisy. Układ kierowniczy działa precyzyjnie i auto jedzie tam gdzie chcesz, ale uważaj bo kierownica potrafi wić się jak piskorz, uciekając z rąk na nierównym podłożu. Samochód jest nie tylko mistrzem prostej – doskonale czuje się też w zakrętach. Wszystko to zasługa mechanicznej szpery, sztywnego zawieszenia i systemowi, który ogranicza moment obrotowy na niższych biegach. Dzięki temu, mimo dużej mocy na przednich kołach, auto jest tylko minimalnie podsterowne i prowadzi się naprawdę tak, że każdy kierowca cieszy się jak dziecko obdarowane jajkiem z niespodzianką. Jeśli chcesz mieć szybkie auto, podczas jazdy którym będziesz mógł się spokojnie ogolić, to lepiej wybierz Scirocco R - Mazda 3 MPS nie jest typem pokornym. Kierowca po dojechaniu do celu podróży czuje, że przyjechał na miejsce wspólnie z MPS, a nie że został dowieziony.
Wymówka
Mazda 3 w wersji MPS to niepozorne auto dające wiele radości z jazdy. Oprócz wszystkich wymienionych wyżej zalet ma jeszcze jedną, która może być kluczowa. Wyobraźcie sobie, że macie palącą potrzebę posiadania auta z pazurem. Auta, którym będziecie mogli czasem poszaleć wieczorem po autostradzie, ale z drugiej strony wiecie, że żona nigdy nie zgodzi się na żadne sportowe coupe – bo nie! Mazda będzie idealną wymówką, bo jest samochodem, który bez żadnego problemu możemy użytkować na co dzień dojeżdżając do pracy, zawożąc dziecko do przedszkola czy małżonkę do fryzjera. Lecz kiedy tylko poczujemy zew natury, będziemy w stanie przy jej pomocy wyzwolić do krwiobiegu tyle adrenaliny, ile tylko zniesie nasz organizm.
Plusy
- dynamiczny silnik
- świetne hamulce
- zawieszenie
- lewarek skrzyni biegów, pedał hamulca i sprzęgła działają przyjemnie twardo dając wrażenie naprawdę sportowego auta
- auto nadaje się do codziennego użytku
Minusy
- cienki wieniec kierownicy
- mało sportowych akcentów w środku
- słabo grający zestaw audio BOSE
- mało precyzyjna skrzynia biegów
- koszty tankowania – benzyna min. Pb98