Range Rover Sport P400e – sprawdziliśmy, czy warto kupić Range'a z napędem hybrydowym
Range Rover od razu kojarzy się z dużym, mocnym silnikiem. A co, jeśli pod maską nie będzie wielkiego V8? Sprawdziliśmy.
W świecie, w którym wszystko zmienia się tak szybko, niewiele jest rzeczy, które są w stanie znieść upływ czasu z godnością. Jedną z nich jest Range Rover. Tylko, czy w ogóle możemy mówić o „starzeniu się”?
Zacznijmy od tego, że nie do końca mówimy o „Range’u”, który jest marką samą dla siebie. Patrzymy właśnie na Range Rovera Sport. Samochód, który z grubsza wygląda, jak brytyjski arystokrata, ale jednak jest nieco mniejszy i przede wszystkim tańszy. O ile ceny Range’a zaczynają się od 540 tys. zł, to Sporta możemy mieć już za 326 tys. zł. To spora różnica.
Range Rover Sport ze starszym bratem ma jednak całkiem sporo wspólnego. Dla niewprawnego oka obydwa auta wyglądają prawie tak samo i robią niezłe wrażenie. Ich obecna generacja jest już trochę na rynku – duży Range Rover pojawił się w 2012 roku, Sport rok później.
Mimo tylu lat wysługi na rynku, oba modele starzeją się powoli – widać, że opłaciło się stawiać na ponadczasową, powściągliwą elegancję zamiast błyskotek zgodnych tylko z aktualnymi trendami. Oba mogą być napędzane wielkimi silnikami V8, które świetnie do nich pasują.
Co jednak, jeśli chcielibyśmy pójść z duchem czasu?
Mamy Range Rovera Sport P400e.
Range Rover Sport P400e – prawie elektryczny
Range Rover Sport P400e to hybryda typu plug-in – z wtyczką do gniazdka. Oznacza to, że za niemałe pieniądze kupujemy samochód z mało szlachetnym, dwulitrowym, czterocylindrowym silnikiem zamiast chociażby wersji z mruczącym V6 czy bulgoczącym V8. Czy to nie pójście aż nadto naprzód?
Pod względem mocy – nie. Silnik spalinowy z turbosprężarką osiąga okrągłe 300 KM. Silnik elektryczny ma natomiast 114 KM, co w całym układzie sumuje się do 400 KM i aż 640 Nm. Ponad 2,5-tonowy kolos z takim napędem rozpędza się do 100 km/h w 6,8 sekundy i jedzie maksymalnie 220 km/h. Hybryda zestawiona jest z 8-biegowym automatem i napędem na cztery koła.
Czy niskie zużycie paliwa to obciach? Jasne, że nie. Podawane przez producenta 3,2 l/100 km jest osiągalne i w czasach klientów chcących być „eko”, to tylko atut.
Jako, że Range Rover Sport P400e jest to hybryda typu plug-in, ciężko podać jednoznaczne zużycie paliwa. Jest zależne od tego, jak mocno naładowana jest bateria. Jeśli do pełna, zużycie paliwa może wynosić 0 – nawet przez ponad 40 km. Im bardziej jest rozładowana, tym częściej musi się włączać silnik spalinowy, a to wymaga już paliwa. Naładowanie jej do pełna z gniazdka trwa niecałe 8 godzin i „na prądzie” można przejechać nawet 135 km/h.
Myślę jednak, że jeśli ktoś decyduje się na hybrydę typu plug-in, to jednak rozumie specyfikę jazdy takim samochodem i być może ma warunki do doładowywania akumulatora. Bo to właśnie z naładowanym akumulatorem Range Rover Sport P400e błyszczy.
Jest idealnie cichy. Fakt, V8 mogłoby tu miło bulgotać, ale w korkach, czy to podczas dojazdów do pracy, czy odwożenia dzieci do szkoły, taka hybryda ma po prostu więcej sensu. Nie tracimy paliwa na darmo.
W trasie nadal silnik elektryczny często się załącza, ale zużycie paliwa już rośnie. Korzystamy jednak z mocnego silnika, który pozwala sprawnie wyprzedzać. Dzięki silnikowi elektrycznemu niedobór pojemności przy większych prędkościach nie jest nawet dotkliwy, ale jednak w dłuższych trasach przydałaby się jedna z większych jednostek napędowych, które są w ofercie Range Rovera Sport.
Do tego cichego komfortu dodajmy jeszcze świetne pneumatyczne zawieszenie, które bardzo dobrze wygładza nierówności. Jeśli miałbym opisać jednym słowem jazdę hybrydowym Range Roverem Sportem, to byłby to „relaks”.
Range Rover Sport – wewnątrz przestronny i praktyczny
Range Rover Sport jest mniejszy od topowego modelu, ale to nadal duży samochód. Ma niecałe 4,9 metra długości i ponad 2 metry szerokości. Dlatego też Range Rover Sport występuje także w wersji 7-miejscowej. Testowaliśmy jednak wersję 5-miejscową, a to oznacza, że mamy do dyspozycji bagażnik wielkości 780 litrów.
Wnętrze Range Rovera Sport jest praktyczne, ale też bardzo przestronne. Jest jak super luksusowy autobus – nawet ma podobne podłokietniki. System multimedialny wygląda podobnie do tego z Velara, czyli luksusowo i z pomysłem. Wielofunkcyjne pokrętła mają zintegrowane wyświetlacze, które pokazują, co akurat regulujemy. Obsługuje się to fantastycznie i od razu wiemy, o co chodzi.
To są jednak detale, a pisałem wcześniej o ponadczasowym charakterze Range Roverów. Ten charakter objawia się też we wnętrzu, bo projektanci nie próbowali nas tu mamić świecidełkami. Range Rover Sport miał być w pierwszej kolejności komfortowy, więc ma szerokie i bardzo miękkie fotele.
Kiedy wielu producentów sięga też teraz po tańsze materiały wykończenia, nawet Range Rover Sport – samochód za około 400 tysięcy złotych – trzyma bardzo wysoki poziom. Wykończenie jest dosłownie na najwyższym poziomie, wszędzie.
A mówiłem już o świetnym wyciszeniu?
Range Rover na miarę naszych czasów
Oczywiście, że najlepiej byłoby mieć dużego Range Rovera z dużym V8 – benzynowym czy dieslem, to już obojętne. Wbrew pozorom, to nie jest jednak tak, że jeśli Cię stać na samochód za 400 tysięcy złotych, to stać Cię i na taki za 600. To całe 200 tysięcy różnicy.
Ci, którzy nie chcą przepłacać, ale celują w tę markę, mogą spokojnie wybrać Range Rovera Sporta z silnikiem hybrydowym. Zużywa mało paliwa, jest szybki, a do tego szalenie komfortowy. Przede wszystkim jednak jest ponadczasowy – w kwestii wykończenia, komfortu i nawet wyglądu. Coś w sobie ma.
I być może dlatego, wydawałoby się, podobny Velar nie musi walczyć ze Sportem. Bazowo Velar jest tańszy, ale też stylistycznie – choć piękny – nie każdemu może przypaść do gustu. Range Rover Sport jest dużo bardziej uniwersalny.
Redaktor