Range Rover Evoque Convertible, czyli pomarańczowy kaprys. Będzie efekt WOW!?
Choć od początku trudno było uwierzyć w sukces małego SUV-a ze składanym dachem, dla marki Range Rover jego powstanie miało spore znaczenie. Czy jest to wyłącznie wersja dla bogatych nonkonformistów, czy też niesie ze sobą coś więcej?
Range Rover – to dwa bardzo cenne słowa. Brytyjska marka rozpoznawalna jest na całym świecie, w tym na kluczowych dla siebie rynkach, gdzie kusi zamożnych klientów pełną paletą SUV-ów. Początkowo samotny „Rendż” jest już od wielu lat otoczony mniejszymi braćmi, w tym najmniejszym modelem Evoque, odpowiedzialnym za lwią część ruchu w salonach sprzedaży. Mimo to zarząd szuka sposobów na przykucie uwagi i wypełnienie nisz dotąd niezagospodarowanych.
Evoque Convertible jest właśnie ucieleśnieniem takich prób, na dodatek wcale nie ostatnim. W kolejce do wdrożenia czeka najbardziej ekskluzywny produkt marki, jakim jest Range Rover Coupe. Ale to inna bajka. Nasz dzisiejszy bohater ma pomarańczowy lakier i składany dach.
Dziwny pomysł? Niekoniecznie
Anglicy mają rękę do tworzenia dziwnych samochodów. Przez długie lata przeglądanie części katalogu oznaczonego literkami GB było nie lada doświadczeniem. Małe firmy – mieszczące się w garażach, budujące przedziwne konstrukcje lub przerabiające same nadwozia chyba tylko po to, by zaskakiwać świat. Trudno więc się dziwić, że i duża firma, mająca swoją siedzibę na Wyspach, od czasu do czasu zrobi coś szalonego.
Pomysł choć wydaje się szalony, w sumie jest absolutnie racjonalny. Anglicy uwielbiają kabriolety, a na rynku brakuje czegoś zapewniającego wygodne wsiadanie, dobry widok na okolicę i jeszcze ułatwiającego dojazd do wiejskiej posiadłości. Na rynku europejskim nie ma niczego podobnego. Na całe szczęście Land Rover nie wystraszył się niepowodzenia Nissana z modelem Murano CrossCabriolet, który był co prawda dostępny w lubującej się w kabrioletach Ameryce Północnej, ale nawet tam nie znalazł wielu wielbicieli. Za to odzew na pokazany w 2012 roku prototyp Evoque’a Cabriolet był bardzo pozytywny.
Efekt WOW!
Pomarańczowy kabriolet z pewnością jest czymś, za czym ludzie odwracają głowę. Jest tak niespotykany, jak Yeti – oczywiście prawdziwy, a nie ten czeski. Ale czy wywołuje zachwyt, czy przypadkowi przechodnie i wszyscy zainteresowani zarzucają kierowcę tego cuda gradem pytań? No właśnie nie, choć to można wytłumaczyć pewną barierą, jaką luksusowe samochody tworzą wokół siebie.
Każda marka premium ma swój specyficzny charakter. Składa się na niego wiele elementów, choć jednym z nich są stosowane materiały. W modelu Evoque miękkie tworzywa przywodzą na myśl wodoodporną piankę, ale w połączeniu ze szwami ozdobnymi i eleganckimi metalowymi listwami całość wypada zdecydowanie na plus. Czy lepiej czy gorzej niż u konkurencji – to już rzecz gustu.
Mimo że JLR (Jaguar Land Rover) nie jest kojarzony z najnowszymi zdobyczami techniki, to na pokładzie swoich aut montują całkiem sporo takich rozwiązań. Multimedia obsługuje się za pomocą dużego kolorowego wyświetlacza o przekątnej 10,2 cala, a przejrzystość obsługi nie budzi większych zastrzeżeń. „Bajerem” zapewniającym bezpieczeństwo kierowania pojazdem i zapobiegającym nudzie pasażera lub pasażerki jest funkcja Dual View, pozwalająca na korzystanie z dwóch różnych funkcjonalności na jednym ekranie. Kierowca może np. wyświetlać mapę nawigacji, zaś siedząca obok osoba – podłączyć akcesoryjne słuchawki i oglądać film czy program telewizyjny. Kierowca wcale nie jest skazany w takiej sytuacji na jazdę w ciszy. Zestaw audio firmy Meridian o mocy 660W z 12 głośnikami oferuje dźwięk wysokiej jakości i potrafi obudzić okolicę.
Nie, to nie koniec sypania asami z rękawa. Evoque zachęca do siebie także szeregiem innych gadżetów, jak asystent parkowania (to już oklepane), asystent holowania (w kabriolecie? szacunek), czy kamera obejmująca całe nadwozie dookoła (tak, wiem – nawet Qashqai ma to od dawna).
Oczywiście posiadanie tego dziwnego kabrioletu niesie za sobą konieczność pogodzenia się z jego przypadłościami. Tylne fotele zdają się być zapożyczone z jakiegoś auta sportowego wraz z brakiem miejsca na nogi. Za nimi zaś mamy nieduży bagażnik z pionową klapą.
Z niebem nad głową
Umówmy się, kabrioletu nie kupuje się, by wozić z tyłu koszykarzy, ani żeby przewozić wielkogabarytowe ładunki. To ma być któreś tam z kolei auto w rodzinie i posłusznie w weekendy, czy dni wolne dostarczać włosom naturalnego przewietrzania.
Działa to w następujący sposób: opuszczamy dach i ruszamy w drogę w zupełnie innym nastroju. Napięcie wyniesione z pracy gdzieś ulatuje, zaś my jedziemy przed siebie z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Wiem, to trzeba lubić, ale kabriolety naprawdę potrafią poprawić nastrój i to nawet tym, którzy zarzekają się, że takie auto kompletnie nie jest dla nich.
Pod maską buczy sobie miarowo silnik i nawet przestaje nas interesować, ile ma koni, czy jakie zapewnia małemu Range’owi osiągi. Dla porządku podam, że oznaczenie Si na tylnej klapie sugeruje 240-konnego benzyniaka z turbiną, ale czy to ważne? Ważniejsze, że skrzynia automatyczna o dziewięciu przełożeniach sprawuje się cicho i elegancko, zawieszenie posłusznie wykonuje swoją pracę, napęd obydwu osi dba o nasze bezpieczeństwo, a nadwozie nie emituje żadnych niepożądanych dźwięków.
Są oczywiście rzeczy, z którymi musimy się pogodzić. Tylne foteliki przestają mieć sens, gdy tylko odkryjemy, że bez deflektora jazda jest na dłuższą metę męcząca. Rozpięcie go czyni auto dwumiejscowym, zamieniając tylne miejsca w dodatkową przestrzeń bagażową. Obciążone dodatkową masą nadwozie jest wyraźnie mniej dynamiczne w stosunku do nadwozia zamkniętego i przyspieszenie do setki zajmuje mu o sekundę więcej (8,6 s). Zwinność na krętych drogach też nie jest naturą tego auta, ale to wszystko wiemy, dlatego trudno to uznać za wadę. To typowe cechy aut ze składanym dachem. W tym akapicie wypada jeszcze wspomnieć o spalaniu wynoszącym – w zależności od warunków drogowych – od 12 do 15 litrów na 100 km. Jeśli to za dużo, zawsze można sięgnąć po promowane ostatnio wersje wysokoprężne. Są nieco wolniejsze (choć to nie ma tutaj znaczenia), za to zużycie powinno być jednocyfrowe.
Cena wyjątkowości
Kabriolet to taka bestia, którą ciężko zamknąć w szufladzie i ocenić za pomocą liczb. W porównaniu do zamkniętych nadwozi prawie zawsze przegra w rubryczkach z punktami za każdą ocenianą cechę. Dlatego na Range Rovera Evoque z otwieranym dachem należy spojrzeć inaczej. Czy budzi nasze pozytywne emocje? Czy podoba nam się jako samochód? Czy chcielibyśmy mieć go w garażu, co da nam jednocześnie gwarancję, że żaden sąsiad nie będzie jeździł niczym podobnym? Jeśli na choć jedno z tych pytań odpowiedź brzmi twierdząco, to wydanie przynajmniej 260 tys. zł nie powinno być żadnym problemem. Oczywiście pod warunkiem, że akurat tyle mamy do wydania na… kolejne auto w rodzinie.