"Turasiem na żurek" - Volkswagen Touareg 3.0 TDI BlueMotion
Ostatnie dni pokazują że zima wcale nie chce łatwo dać za wygraną. Na drogach zamiast śniegu znajdziemy to co po nim zostało, czyli dziury. Podobnie jak biały puch są one zaskoczeniem dla drogowców i (dosłownie) drogą przez mękę dla kierowców.
Skoro nie ma już śniegu, gdzie doskonale można sprawdzić wady i zalety Volkswagena Touarega drugiej generacji, warto wybrać się nim w dłuższą trasę, by stwierdzić ile prawdy jest w zachwalanym wszem i wobec trzylitrowym dieslu V6 w który wyposażono luksusowego niemieckiego SUV-a.
Doskonałą okazją do podróży jest ponoć najlepszy żurek jaki serwują na Mazurach. Wbrew pozorom ta zakwaszana zupa mączna ma wiele wspólnego z Touaregiem. Po pierwsze genealogia nazwy pochodzi z ojczyzny Volkswagena, a konkretnie od dawnego niemieckiego wyrazu „sur” (obecnie „Sauer”) co po polsku oznacza „kwaśny”.
Po drugie żur jest nie tylko specjalnością regionalną kuchni polskiej ale i słowackiej. Świetnie się składa bowiem nowy Touareg, podobnie zresztą jak jego pierwsza generacja zjeżdża z taśm fabryki Volkswagena mieszczącej się w Bratysławie.
Standardowo bak paliwa w Touaregu mieści 85 litrów oleju napędowego. Za dopłatą można jednak zamówić 100-litrowy zbiornik będący elementem pakietu terenowego. Wtedy zasięg zwiększa się z 860 do niemal 1000 kilometrów! Zatankowanym pod korek autem ruszam z Warszawy do Łodzi. Po 140 kilometrach jazdy wskazania komputera pokładowego są o dwa litry wyższe od średniej jaką obiecuje Volkswagen i wynoszą 9,4 l/100km. To i tak niewiele, jak na potężne auto z napędem na cztery koła, ważące ponad dwie tony.
Niemal pięciometrowy kolos doskonale spełni funkcję auta rodzinnego. W jego przepastnym wnętrzu przewidziano miejsce dla pięciu pasażerów. Obszerne przednie fotele z wszechstronną regulacją elektryczną i pamięcią położenia dla trzech pozycji, za dopłatą mogą być również podgrzewane i wentylowane. Z tyłu dzięki niskiemu umieszczeniu kanapy jest nie tylko dużo miejsca na nogi ale i nad głowami jadących. Tym wyższym może jednak przeszkadzać niewielka długość siedzisk w drugim rzędzie, zmuszająca do jazdy z nienaturalnie podkurczonymi nogami.
Z uwagi na niskie osadzenie przednich foteli ilość miejsca na stopy dla pasażerów tylnych siedzeń może okazać się niewystarczająca. Przy komplecie jadących bagażnik Touarega mieści 580 litrów i ma regularne kształty ułatwiające załadunek wielkogabarytowych przedmiotów. Po złożeniu oparć pojemność wzrasta do 1642 litrów, co w razie potrzeby pozwoli wykorzystać „Turasia” do przeprowadzki.
W wersjach z pneumatycznym zawieszeniem, wymagającym dopłaty niemal 16 tysięcy złotych, krawędź załadunku można dodatkowo obniżyć naciskając przycisk znajdujący się po prawej stronie burty bagażnika. Komfort jazdy jest na najwyższym poziomie. Przy dwóch osobach i ustawieniu zawieszenia w pozycji „komfort” nierówności zdają się nie dotyczyć jadących niemieckim SUV-em.
Kiedy nawierzchnia robi się naprawdę paskudna nawet pneumatyka i doskonałe wygłuszenie kabiny nie są jednak w stanie odizolować słyszalnych odgłosów pracy zawieszenia dochodzących z tylnej części. Nienajlepszym pomysłem na stan polskich traktów będą również 19-calowe koła, w które wyposażono testowany egzemplarz. Seryjnie montowane są „siedemnastki”, które jednak zupełnie znikają w czeluściach nadkoli, psując nieco efekt wizualny. Z kolei dla hedonistów w ofercie przewidziano nawet felgi o średnicy 20 cali.
Przy pełnym obciążeniu komfort jazdy nieco się pogarsza i szczególnie na koleinach nadwozie ma tendencje do wpadania w lekkie kołysanie. Tę przypadłość można zniwelować przesuwając selektor wyboru trybów zawieszenia w pozycję sport. Wtedy Touareg tłumi nierówności w zdecydowanie bardziej „sprężysty” sposób, kosztem minimalnego pogorszenia komfortu jazdy.
Pokonanie 280 kilometrów dzielących Łódź od Starych Jabłonek – uroczej miejscowości będącej celem mojej podróży, upływa szybko i bezstresowo dzięki wspaniałemu silnikowi o mocy 240 KM. Ta moc w zupełności wystarczy, by uczynić z Touarega skuteczną maszynę do wyprzedzania. Ośmiobiegowy automat w połączeniu z 550 Nm momentu obrotowego jaki osiąga silnik powoduje, że pod prawą stopą w zasadzie nigdy nie zabraknie nam „pary” i w każdej chwili auto gotowe jest do sprintu w pogoni za horyzontem. Przy „kickdownie” nieprawdopodobnie szybka skrzynia Touarega jest w stanie zrzucić nawet o cztery przełożenia w dół!
Choć w ofercie wysokoprężnych jednostek napędowych Touraega jest jeszcze potężne, 340-konne V8, osiągi słabszej wersji V6 zdają się być więcej niż wystarczające. Bo czy 7,8 sekundy potrzebne na rozpędzenia się do 100 km/h i prędkość maksymalna wynosząca 218 km/h daje powody do narzekań?
Doskonałe osiągi i komfort jazdy na pewno w dużej mierze świadczą o dojrzałości nowego Touarega. W parze z nimi idzie również niebywale niski apetyt na paliwo, co zdecydowanie wyróżnia tę wersję wśród licznej konkurencji w tym segmencie. Po przejechaniu 420 kilometrów wskazówka paliwa wciąż znajduje się przed podziałką oznaczającą połowę pojemności baku. Spalanie z 9,4 spadło do niebywałych 8,9 litra potrzebnych na przejechanie stu kilometrów!
Po pięciogodzinnej jeździe krajową „siódemką” w towarzystwie szalonych ciężarówek i gęsto rozstawionych fotoradarów, mój apetyt „na paliwo” wyraźnie daje o sobie znać. Dlatego czym prędzej udaje się do kuchni Hotelu Anders gdzie czeka już na mnie jej szef Dariusz Struciński – juror konkursów kulinarnych i członek kapituły Klubu Szefów Kuchni.
To właśnie on jest „sprawcą” najwspanialszego żuru, którego całą tajemnicą jest odpowiednio wcześniej przygotowywany zakwas, nadający mu wyjątkowy smak. Delikatny i wyrazisty zarazem. Zupełnie jak bryła nowego Touarega, którego nowa generacja nie wygląda już tak ociężale jak model pierwszej generacji. Touareg 2.0 oprócz wysokości urósł w każdą stronę, a mimo to jego sylwetka wydaje się lżejsza, subtelniejsza, a przez to bardziej elegancka.
Nie oznacza to wcale, że świetne właściwości terenowe znane z poprzednika, uległy pogorszeniu. Idealnym miejscem by się o tym przekonać są piękne tereny leżące w pobliżu hotelu i będące częścią Rezerwatu Sosny Taborskiej. Oprócz jezior i gęstych lasów obfitują one w kilometry dzikich szlaków i zapomnianych dróg o luźnej nawierzchni. Seryjnie nowy Touraeg nie jest wyposażony w reduktor co było wyróżnikiem poprzednika. Jednak zamawiając wspomniany wcześniej pakiet terenowy w cenie 7600 złotych, otrzymamy między innymi centralny mechanizm różnicowy z możliwością jego pełnej blokady, reduktor oraz zwiększony prześwit o 10 mm przedniej i 15 mm tylnej osi.
Do aktywacji reduktora i blokowania centralnego dyferencjału służy lewe pokrętło na tunelu środkowym, prawe służy do regulacji prześwitu, który można zwiększyć ze standardowych 22 do 30 cm. Naturalnie auto wyposażono również w system ułatwiający zjeżdżanie z wzniesień, korygujący pracę ESP i odpowiednio dostosowujący momenty zmiany przełożeń skrzyni biegów.
chociaż trudno uznać nowego Touarega za rasowe auto terenowe, biorąc pod uwagę potrzeby (a w zasadzie ich brak) jego docelowej grupy klientów i tak są one więcej niż wystarczające w stosunku do ich wymagań.
Powrót do Łodzi po zmroku pozwala docenić doskonałe biksenonowe lampy Touarega z systemem doświetlaniem zakrętów, które niestety nie znajdują się w wyposażeniu seryjnym. Za to bez dopłaty otrzymamy system start/stop, który przydaje się nie tylko w miejskich korkach i który wydatnie przyczynia się do zmniejszenia apetytu na paliwo. Po 720 przejechanych kilometrach wskazówka paliwomierza idealnie wskazuje jedną czwartą objętości zbiornika.
To wystarczy by nie odwiedzając stacji wrócić do Warszawy bez konieczności tankowania. W efekcie do stolicy docieram po przebyciu dystansu 860 kilometrów. Średnia z całej trasy zamknęła się wynikiem 10 litrów. W głównej mierze spowodowane było to mniejszym natężeniem ruchu w końcówce podróży i wyższymi prędkościami jazdy.
Żeby jednak do końca nie było tak różowo zaznaczę tylko, że w warunkach miejskich niezwykle trudno będzie zejść do wartości mniejszej niż 13-15 litrów na „setkę”. Żeby się o tym przekonać, najpierw trzeba będzie w kasie Volkswagena zostawić co najmniej 213 190 za model wyjściowy z 240-konnym silnikiem V6 TDI, lub prawie 300 000 złotych za wersję testowaną, doposażoną między innymi w pakiet Exclusive za 25 000 złotych.
Serdeczne podziękowania dla dyrekcji Hotelu Anders w Starych Jabłonkach za wydatną pomoc w przygotowaniu materiału, a dla szefa kuchni za pyszny żur!