"J" jak jazda bez kompromisów - Lamborghini Aventador J
Kiedy w Sant'Agata Bolognese inżynierowie Lamborghini w pocie czoła tworzyli następcę Murcielago, w kuluarach mówiło się, że nowy "diabeł" zostanie ochrzczony nazwą Jota, odwołującą się do wyjątkowej, bezkompromisowo sportowej edycji Miury z 1970 roku. Tak się jednak nie stało, bo zamiast Joty na świat przyszedł Aventador. Ale Lamborghini wcale nie zapomniało o złożeniu hołdu legendarnemu bolidowi sprzed dziesięcioleci...
Jak się niedawno okazało, miano współczesnego odpowiednika Joty, włoscy specjaliści od supersamochodów zarezerwowali ciekawszemu modelowi niż Aventador, choć mającemu z nim wiele wspólnego. Wszystkiego dowiedzieliśmy się, kiedy wśród najjaśniejszych gwiazd 82. salonu samochodowego w Genewie znalazł się Aventador J - auto ochrzczone przez Lamborghini mianem "najbardziej bezkompromisowego otwartego samochodu sportowego w historii marki".
Podobnie jak miało to miejsce przy projektowaniu Joty na bazie "zwykłej" Miury, praktycznie każdy element nadwozia Aventadora został przeprojektowany na potrzeby odmiany J. I choć z przodu karoseria zyskała monstrualnych rozmiarów wloty powietrza, a z tyłu przepotężny dyfuzor i niemały spojler, najbardziej niesamowicie prezentuje się to, co zmieniono pośrodku. A to dlatego, że spece z Lamborghini poszli na całość pozbywając się nie tylko dachu, ale i przedniej szyby zastępując ją bardzo skromnymi owiewkami.
Projektantom dano wolną rękę, dlatego na tym zmiany zewnętrzne się nie skończyły - szereg części składowych nadwozia wykonano z lekkiego włókna węglowego, a całą resztę polakierowano na wściekłą czerwień z efektem chromu, którą przygotowano specjalnie dla prezentowanego modelu. Całość dopełniono oczywiście unikalnymi felgami - Aventador J osadzony został na 20- i 21-calowych obręczach, które prócz fantastycznego wyglądu zaoferowały skromną masę własną, a dzięki specjalnej konstrukcji także skuteczne chłodzenie hamulców.
Jak przystało na produkt spod znaku rozwścieczonego byka, całość została dopracowana pod względem właściwości aerodynamicznych, a także stylistyki - wyrazistych linii i efektownych szczegółów tu nie brakuje. Nie chcąc zanudzać Was szczegółowymi wymiarami nadwozia, wspomnimy jedynie, że za sprawą wysokości na poziomie zaledwie 111 centymetrów (!!!) Aventador J nosi tytuł najniższego samochodu w historii marki z Sant'Agata Bolognese.
Lamborghini chyba nie byłoby sobą, gdyby do zapierającego dech w piersi stylu nadwozia nie dostosowało projektu wnętrza. Każdy z podróżnych zajmujących miejsce w środku włoskiego bolidu siedzi na ekstremalnie nisko zamontowanych i ekstremalnie mocno wyprofilowanych fotelach wykonanych z lekkich materiałów kompozytowych, a ich otoczenie stanowią z jednej strony ultra-lekkie drzwi unoszone do góry, a z drugiej czerwony pas stanowiący część składową nadwozia. Patrząc do przodu nie sposób nie zwrócić uwagi na lusterko wsteczne wyglądające nieco jak peryskop.
Wygląd zewnętrzny i prezencja wnętrza są ważne, ale czym byłoby prawdziwe Lambo bez porządnego układu napędowego? Twórcy Joty XXI wieku pomyśleli i o tym przenosząc podzespoły mechaniczne ze standardowego Aventadora. Pod pokrywą silnika, wystylizowaną w kształcie litery "X", pracuje więc 12-cylindrowe, widlaste monstrum rozwijające z 6,5 litra pojemności niewyobrażalne 700 koni mechanicznych. Nieprzeciętnie silne "serce" sprzężono z super-szybką przekładnią ISR oraz napędem na cztery koła. Aby całość odpowiednio się prowadziła, nie zapomniano oczywiście o zawieszeniu konstrukcyjnie nawiązującym do rozwiązań stosowanych w wyścigowych bolidach na tor.
Układ napędowy stawiający Aventadora wśród najpotężniejszych pojazdów poruszających się po naszej planecie został połączony z radykalnie niską masą własną (na poziomie 1575 kg) uzyskaną dzięki zastosowaniu może i drogich, ale lekkich jak piórko materiałów budulcowych. W efekcie, prędkościomierz modelu J przekracza bariery kolejnych 100 km/h w błyskawicznym tempie, a prędkość maksymalna grubo przekracza 300 km/h. Jak słusznie ostrzega Lamborghini, ze względu na brak przedniej szyby rozpędzanie się do wyższych prędkości bez odpowiedniego ubioru nie jest najlepszym pomysłem.
Jeśli myślicie, że Aventador J jest jedynie prototypowym modelem, który po wizycie na targach w Genewie został postawiony w muzeum sportowych "byków", to znaczy, że jesteście w błędzie. Ale jeśli sądzicie, że jego produkcję ograniczono do minimum, to macie rację. Dokładnie rzecz ujmując przygotowano jeden, jedyny egzemplarz przeznaczony dla zapalonego kolekcjonera aut. Jeżeli akurat zamiast znaczków pocztowych zbieracie samochody i jesteście zainteresowani kupnem unikatowego Lambo to musimy Was zmartwić - auto znalazło już swojego właściciela, który szybko swojego nowego nabytku się nie pozbędzie. Zresztą, aby sprawić sobie wersję J trzeba byłoby trafić "szóstkę" w "totka"...