Punto EVO - eliksir młodości z laboratorium Fiata
"Nie, nigdy nie kupię włoskiego samochodu, a w szczególności Fiata. Przecież to się psuje, dużo pali, kiepsko jeździ i źle wygląda". Nic dziwnego, że Fiat miał na początku XXI wieku potężne problemy finansowe, skoro naprawdę spora grupka ludzi myślała w taki sposób. Oczywiście ze mną na czele. Dziwnym trafem obecnie producent inwestuje w nowe technologie, a nie w nowe raty kredytu, więc coś jest na rzeczy...
Nigdy nie uważałem, że Fiaty są brzydkie. Nawet kanciastość Uno wydawała mi się wyjątkowo urocza. Dlatego kupiłem sobie kiedyś Punto I generacji i to wystarczyło, żebym znienawidził tą markę – auto stało się częstym elementem wystroju warsztatu, a ja nie miałem czym jeździć. Na rynku pojawiały się kolejne wydania tego miejskiego bestsellera i chodź druga generacja kojarzyła mi się z moim stryjem, który wjechał nią niechcący do Odry, to i tak uważam, że do tej pory wygląda dobrze. Grande Punto pokazało już Fiata w zupełnie nowej odsłonie i wraz ze współczesnym Bravo zaczęło zmieniać myślenie klientów. Włoska marka nabrała mnóstwo charakteru, ale ludziom i tak to nie wystarczyło.
Zwolennicy Fiata chcieli niezawodności i więcej unikatowego stylu. Jest tylko jedna osoba, która była w stanie spełnić te zachcianki – Sergio Marchionne. Na początek postanowił zająć się stylistyką, dlatego zaprzągł do pracy Giugiaro i Fiat Centro Stile. Efekt? No właśnie…
Ciężko powstrzymać się od myśli, że Punto Evo wygląda po prostu dobrze. Chromowana listwa biegnąca pomiędzy przednimi reflektorami nawiązuje do historii, a tylne lampy ze światłowodami dodają szczypty nowoczesnej pikanterii. Szczególnie w nocy. Całość urozmaicają ładne kolory nadwozia i ciekawe wzory alufelg. Ciśnie mi się na usta tylko proste stwierdzenie – Punto Evo przypomina trochę Sophię Loren. Widziałem kiedyś jej zdjęcia bez makijażu i nie wyglądała na Sophię. Za to wystarczyło trochę „tynku”, by zaczęła błyszczeć. Punto Evo jest właśnie takim zwykłym Grande Punto z „tynkiem”. Muszę jednak przyznać jedno – Fiatowi udało się zaprojektować ponadczasową bryłę, która do tej pory wygląda świeżo. Co zmieniło się pod względem techniki?
W sumie nic. Poprawiono parę elementów, ale konstrukcja pozostała dalej taka sama. Każdy, kto myśli, że Fiat ze swoją technologią pozostał w okresie Paleozoiku jest w błędzie. Udało mu się stworzyć zupełnie nowy i zarazem dziwny silnik benzynowy – 1.4l MultiAir. Zdobyłem nawet opis działania tej jednostki i podziwiam człowieka, który to wymyślił. Wolę nawet nie pisać w jaki sposób całość funkcjonuje, bo zdecydowanie łatwiej jest ogarnąć kobiecą psychikę niż tą konstrukcję. Jednak motor ma kilka ciekawych rozwiązań. Przede wszystkim okazało się, że przepustnica nie będzie już potrzebna. To brzmi tak, jakby obciąć człowiekowi głowę, ale jednostka i tak działa, ponieważ rolę przepustnicy przejął komputer. Specjalny system elektryczno-hydrauliczny steruje kątem otwarcia zaworów dolotowych w każdym cylindrze niezależnie. Efekt? Komputer ma mnóstwo pracy… A kierowca frajdy!
Reakcję silnika na pedał gazu można porównać do ludzi, do których nagle zacznie się celować z wiatrówki – jest naprawdę szybka. Obok 105-konnej wersji jest dostępny jeszcze wariant 135-konny, a najlepsze jest to, że ani w jednym ani w drugim przypadku nie czuć specjalnie tej mocy. Czyżby producent poległ podczas projektu skrzyni biegów? Nie, bo szczególnie ten mocniejszy motor dysponuje naprawdę dobrymi osiągami – 8.5s do „setki” to niezły wynik. Sekret polega na sposobie rozwijania możliwości tego silnika. Moment obrotowy jest dozowany tak płynnie, że przyspieszanie jest po prostu słabiej odczuwalne. Obok MultiAir dostępne są też tradycyjne jednostki 1.2 oraz 1.4l, a także odświeżony turbodiesel 1.3 Multijet. A jak samochód zachowuje się na drodze?
Przyszła mi do głowy drobna dygresja - Fiat Punto Evo wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z Mitsubishi Lancerem Evo. O ile w tym drugim po usłyszeniu ryku silnika pasażer od razu wyobraża sobie wygląd swojego nagrobka, to we Fiacie można się nawet zrelaksować. Zawieszenie zostało zestrojone dość komfortowo, ale na poprzecznych nierównościach i tak zachowuje się trochę nerwowo. Podobną przypadłość ma układ kierowniczy, mógłby być nieco bardziej precyzyjny. Złośliwi mogą powiedzieć: „to miejskie auto, nie musi dobrze jeździć”. Punto miejski jest tylko na Zachodzie. W Polsce takie auto musi być w stanie przewieźć nad morze czteroosobową rodzinę. W porywach z teściową na kanapie pomiędzy dziećmi. Z tym akurat nie będzie problemu, pod warunkiem, że teściowa nie odłoży ze swojej emerytury na wakacje. Na kanapie jest trochę ciasno, szczególnie nad głową, dlatego komfortowo poczują się tam raczej tylko dzieci. Za to z przodu przestrzeń jest duża, a jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić są fotele. Ich siedzisko jest krótkie, ostatnio podobny komfort odczułem na taborecie podczas obierania kartofli na obiad. Bagażnik niestety nie jest zbyt duży – ma 275l. Za to na tle rywali nie wypada już najgorzej. Zresztą dzieci można zostawić razem z teściową i przewieźć 1030l pakunków po złożeniu oparcia kanapy. Samo wnętrze mimo wszystko pasuje do stylu nadwozia.
Twarde materiały, od czasu do czasu skrzypiące plastiki, awarie klamek i hałas przy wyższych prędkościach – to nie brzmi kusząco. Ale gdyby tak przełknąć te wady, to okaże się, że w Punto Evo można poczuć się dobrze. Kokpit został przestylizowany, lakierowane wstawki urozmaicają deskę rozdzielczą, a kontrastowe zestawienia kolorów dodają wnętrzu nieco pikanterii. Szczególnie w bogatszych wersjach znajdzie się również wiele ciekawych dodatków. Funkcja City wzmacnia wspomaganie kierownicy i ułatwia manewrowanie, Blue&Me stworzony we współpracy z Microsoftem umożliwia sterowanie wybranymi funkcjami za pomocą głosu. Do logiki rozmieszczenia poszczególnych przełączników też trudno się przyczepić poza jednym, drobnym wyjątkiem – przycisk do sterowania podparciem odcinka lędźwiowego znajduje się pod podłokietnikiem. Nie wiem dlaczego akurat tam, ale łokciem obsługuje się go niewygodnie.
Punto Evo jest o tyle ciekawą propozycją, że można dostać go dobrze wyposażonego w niższej cenie niż choćby VW Polo. To jednak nie znaczy, że jest tani. Wersja 3-drzwiowa z trwałym i archaicznym silnikiem benzynowym 1.2l 69KM kosztuje niecałe 37 tys. zł. Z kolei egzemplarza z najsłabszym MultiAir pod maską nie kupi się za mniej niż 50 tys. zł. Chyba, że upoluje się promocję, a Fiat jest skłonny do naprawdę sporych rabatów. W takim razie czy faktycznie nie warto kupować Fiata, bo się psuje, dużo pali, kiepsko jeździ i źle wygląda? To nie ja powinienem odpowiedzieć na to pytanie, ale stereotypy i tak są po to, by je łamać. Zresztą ten stereotyp chyba już nie istnieje.
Niniejszy artykuł powstał dzięki uprzejmości firmy TopCar, która użyczyła auto ze swojej aktualnej oferty do testu i sesji zdjęciowej
http://topcarwroclaw.otomoto.pl/
ul. Królewiecka 70
54-117 Wrocław
e-mail: top-car@neo.pl
tel: 71 799 85 00