Prawda prosto w oczy - test paliwowy nowej Octavii
Downsizing... To wizytówka współczesnego świata, bo wyciskanie dużej mocy z małej pojemności skokowej silnika ma kilka sporych zalet. Jedną z nich jest relatywnie niskie spalanie. Ale czy faktycznie takie motory palą aż tak mało? Postanowiłem to sprawdzić.
Jak wszystko co nowe, downsizing ma też kilka wad – między innymi wysilenie oraz stopień skomplikowania takich silników. Doładowanie, bezpośredni wtrysk paliwa, zmienne fazy rozrządu... Kiedyś motor benzynowy można było porównać do zwykłej zapałki w tekturowym pudełku. Teraz jest już prawdziwym palnikiem gazowym sterowanym zdalnie przez komputer z innego kontynentu. Mimo kontrowersji downsizingu, można też dostrzec w tym wszystkim dobre strony. Obecnie przy małej pojemności, a przez to tanim OC, motor dysponuje dużą mocą. Ponadto często stosowana turbosprężarka zwiększa moment obrotowy i poprawia elastyczność. Co to daje? Na co dzień jeździ się po prostu łatwiej. Ale czy taniej? W celu odpowiedzi na to pytanie stanęła przede mną nowa Skoda Octavia III z benzynowym motorem 1.4 TSI pod maską.
WIARA W TECHNOLOGIĘ
Silnik 1.4 TSI jest czymś w rodzaju Steaven’a Seagal’a. On jest ikoną kamiennej twarzy w filmach, a 1.4 TSI stanowi coś w rodzaju symbolu downsizingu. Kiedyś cieszył się złą sławą, ale obecnie na rynku sprzedawana jest jego nowa, znacznie udoskonalona generacja, która z 1.4l serwuje 140KM. Ma turbosprężarkę, bezpośredni wtrysk paliwa oraz chęć do wyprzedzania innych aut – głównie dzięki niskiej masie auta, mocy i momentowi obrotowemu na poziomie 250Nm. Skoda twierdzi, że nowa Octavia z tym motorem spali średnio 5.3l/100km. Cóż, mało jak na 140-konne auto przyspieszające katalogowo do „setki” w 8.4s… Ale może cuda się zdarzają?
Przy okazji postanowiłem zbadać coś jeszcze podczas testu. Komputer auta ciągle monitoruje spalanie paliwa i serwuje jego średnie zużycie na wyświetlaczu. Ale on też może przecież kłamać. Tak więc po teście wszystko wyjdzie na jaw – wystarczy zmierzyć ile paliwa ubyło z baku, sprawdzić przejechaną odległość i na koniec przeliczyć realne spalanie na 100km. Skoro cel jest znany, to wyprawę czas zacząć. Kierunek? Tym razem Karkonosze.
TEST CZAS ZACZĄC
Jak łatwo można się domyślić – początek testu miał miejsce na stacji benzynowej. Ta mieściła się w okolicach centrum Wrocławia, a jej pracownik zaczął dziwnie reagować na mój widok, bo chwilę wcześniej tankowałem jeszcze dwa inne samochody. Postanowiłem zrobić mu jednak niespodziankę i nie mówić, że spotkamy się czwarty raz jeszcze wieczorem.
Trasa testu teoretycznie nie jest nadzwyczajna – przejazd z Wrocławia w okolice Karkonoszy i z powrotem, co łącznie powinno dać około 300km. Jednak wystarczy przyjrzeć się jej bliżej, by stwierdzić, że 1.4 TSI będzie musiał bardzo się starać. Przejazd przez Wrocław prosto z jego centrum to tylko początek – odbędzie się po południu i wieczorem, więc auta może nie będą stać w korkach jak łyżeczka w budyniu. Jednak w godzinach szczytu przejadę jeszcze przez Jelenią Górę, która również nie jest małym miastem. Poza tym droga prowadzi przez tereny płaskie, góry, autostradę A4, wioski i mniejsze miasta… W skrócie – przez prawie wszystko, co możliwe.
Z WIZYTĄ W GÓRACH
Komputer pokładowy nowej Skody Octavii III ma jedną, przydatną podczas testu rzecz. Potrafi mierzyć średnie zużycie paliwa podczas całego przejazdu, a także wybrane odcinki trasy - wszystko w jednym czasie, wystarczy tylko zerować ustawienia na badanych fragmentach. Podczas manewrowania po terenie stacji paliw średnie zużycie paliwa skoczyło do ponad 20l/100km, jednak szybko zaczęło maleć, gdy tylko wyskoczyłem na główną drogę – pokrytą niezawodną kostką brukową z czasów II Wojny Światowej. Pomimo popołudniowej pory, na wrocławskich drogach nie były potrzebne tabletki na uspokojenie - nie licząc kostki brukowej oczywiście. Ruch był mały i płynny, a ja zacząłem powoli kierować się w stronę Bielan, na których to znajdował się węzeł autostrady A4.
Po około 20 minutach nawigacja poinformowała mnie z ukraińskim akcentem, żebym zmienił pas i zjechał na autostradę. Podejrzałem wynik zużycia paliwa – 6.4l/100km. Całkiem nieźle, szczególnie, że katalogowo Skoda podaje miejskie spalanie na poziomie 6.5l/100km… Uznałem, że Wrocław nie spisał się, bo jak na złość był przejezdny. Jednak autostrada miała szansę nadrobić zaległości.
Zastanawiałem się przez chwilę jak właściwie jechać – upatrzyć sobie jakąś ciężarówkę i wlec się za nią, by zużyć jak najmniej paliwa, czy może zjechać od razu na lewy pas, by próbować dogonić BMW M5. Odpowiedź przyszła sama – na A4 był taki tłok, że nawet przekroczenie 120km/h okazało się trudne. Wyzerowałem ustawienia i z ciekawością czekałem do ostatecznego wyniku pomiarowego na autostradzie – 6.6l/100km. A jak będzie na zwykłej trasie?
Pogoda była świetna – świeciło wiosenne słońce, krajobraz nabrał kolorów, a auta przemieszczały się wśród malowniczych pól uprawnych. Niestety wyjątkowo leniwie, ponieważ co kilka kilometrów na poboczu stał ulubieniec posła Rostowskiego – fotoradar. Ja miałem za to czas na obranie taktyki jazdy. Stwierdziłem, że nie będę jechał o kropelce, ponieważ zasnę za kierownicą. Zresztą – mało który kierowca tak jeździ. Postanowiłem jechać tak jak zwykle i wyprzedzać wszystko, co było wolniejsze ode mnie. Ale żeby nadmiernie nie szaleć, to zamiast włączonej klimatyzacji, zadowoliłem się uchyloną szybą – komputer twierdził, że klimatyzacja pochłonie 0.5-1l paliwa na 100km. Dałem jednak szansę wskazaniom komputera, który co jakiś czas serwował „eko-rady”. Często sugerował choćby zmianę biegu na wyższy, by zaoszczędzić paliwo. Konkretniej – zwykle przy 1500 obr./min… To daje naprawdę spore pojęcie o elastyczności tego motoru. Mimo tego obraziłem się na komputer i jego sugestie po tym, gdy ten stwierdził, że powinienem domknąć uchyloną szybę, by zmniejszyć opory powietrza – a to przecież ona było moją jedyną nadzieją w tym słońcu…
Zużycie paliwa na trasie osiągnęło 5.8l/100km. Skoda podaje 4.6l/100km, tak więc różnica jest naprawdę spora. Mimo tego postanowiłem nie sprawdzać jeszcze średniego spalania od momentu rozpoczęcia testu, by zrobić sobie niespodziankę na wieczór. Póki co po raz kolejny wyzerowałem ustawienia i wkroczyłem w strefę gór.
CORAZ TRUDNIEJ…
Teren był już bardziej zróżnicowany. W sumie początkowo droga pięła się delikatnie ku górze, ale to wystarczyło, by zużycie paliwa na tym odcinku podskoczyło do 6.8l/100km. Gdy teren zaczął przypominać sinusoidę, a auto jechało raz w górę raz w dół wynik zmniejszył się do 5.5l/100km. Postanowiłem jednak pomęczyć trochę motor i zobaczyć całą Kotlinę Jeleniogórską z lotu ptaka. To wymagało akurat wjazdu na wzniesienie, z którym w zimie poradziłby sobie chyba tylko czołg. Mój pomysł jednak zadziałał – 1.4 TSI zaczął walczyć z grawitacją, a na wyświetlaczu nieśmiało pojawił się wynik zużycia paliwa na poziomie 10.1l/100km…
Wspinaczka opłaciła się. Nie licząc miliona zużytych prezerwatyw i pustych butelek po piwie na szczycie góry, widok na kotlinę był znakomity, a pogoda tylko zachęcała do odpoczynku w słońcu i lekkim wietrze. Jednak czas naglił. Po zjechaniu w dół zużycie paliwa znacznie spadło i przed Jelenią Górą ostatecznie wyniosło 6.7l/100km. Po raz kolejny wyzerowałem wynik i wjechałem do miasta. Na średnie spalenie zliczane przez komputer od początku testu dalej nie patrzyłem, chociaż kusiło mnie coraz bardziej…
W Jeleniej Górze korki były znacznie większe niż we Wrocławiu – wszystko przez to, że ludzie zaczęli wracać z pracy. Wiele samochodów, tłok na skrzyżowaniach… Auto nie chciało wziąć mniej, niż 6.7l/100km. Po opuszczeniu Jeleniej Góry droga dalej falowała wśród licznych wzniesień, ale mimo wszystko częściej sunęła w dół. Zaowocowało to sporą oszczędnością – Octavia zużyła zaledwie 4.6l paliwa na 100km. Jakby nie było – dokładnie tyle, co w katalogu. Gdy teren stał się bardziej równy, to spalanie ukształtowało się ostatecznie na 5.2l/100km. Zbliżał się jednak wieczór, a to wiązało się z powrotem do Wrocławia i podsumowaniem testu. Wyzerowałem wynik i wjechałem na autostradę – może tym razem będzie pusta…
Faktycznie, ciężarówek prawie na niej nie było, ale BMW M5 również nie spotkałem. Mimo tego spieszyłem się na stację benzynową ze względu na kolacyjną porę. Wieczorny hod-dog ze stacji to co prawda grzech dla żołądka, ale zawsze to lepsze, niż duża pizza, więc już nie mogłem się doczekać. Przy zjeździe z A4 komputer wskazał zużycie paliwa na poziomie 7.2l/100km, a ja tymczasem wjechałem do Wrocławia i zacząłem zmierzać w stronę stacji, z której wyruszyłem. Dalej omijałem przycisk, który pozwalał sprawdzić średnie zużycie paliwa od początku testu, ale dzieliły mnie od mety już tylko pojedyncze kilometry…
A NA DESER…
Mimo wieczornej pory główne skrzyżowania były lekko przyblokowane. Jednak w końcu wpadłem na drogę z kostką brukową, na której ponownie „wytrząsłem się”, a chwilę później zjechałem z niej na stację paliw. Przez szybę budynku przywitał mnie przerażony wzrok ekspedienta, u którego po południu tankowałem trzy razy inne auta. Wyłączyłem silnik i z ciekawością odszukałem w komputerze średnie zużycie paliwa liczone od początku testu. 5.7l/100km! To niesamowite, ale na tak wymagającej trasie silnik 1.4 TSI zużył prawie tyle, ile podaje producent. A to przecież niemałe 140KM. Jednak lepiej nie cieszyć się przedwcześnie – to tylko wskazania komputera…
Zatankowałem auto do pełna i rozpocząłem obliczenia. Do baku weszło 18.2l benzyny, a podczas testu przejechałem dokładnie 309.5km. Z proporcji można wyliczyć, że realne spalanie jest nieco mniej optymistyczne od tego, które podaje komputer – 5.88l/100km. A to oznacza, że przekłamanie wynosi w przybliżeniu 3.16%. Mimo tego ciężko nie zgodzić się z tym, że wynik powala. 1.4TSI świetnie radził sobie w trasie, z lekkością wyprzedzał inne auta i nie bał się zarówno górskiej jak i autostradowej jazdy. Auto było dynamiczne i oszczędne zarazem, a za przejechanie ponad 309km zapłaciłem na stacji paliw dokładnie 99zł 92gr – naprawdę niewiele. Do równego rachunku zabrakło 8 groszy – za tyle hot-doga nie kupię, ale trudno - i tak obiecałem sobie dzisiaj niezdrową kolację.