Porsche Panamera S E-hybrid - wybiegając w przyszłość
Porsche Panamera S E-hybrid nie jest tylko pokazem możliwości technologii hybrydowej i kolejną drogą "zabawką" w historii marki z Zuffenhausen. To dowód na to, że nie musimy obawiać się o przyszłość szybkich samochodów w proekologicznym świecie.
Każde Porsche przyciąga wzrok. Bez względu na to, czy porusza się po zatłoczonych ulicach, czy też stoi pod centrum handlowym. Testowana Panamera nie jest wyjątkiem. Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o charakterystyczne i dość kontrowersyjne linie nadwozia. Winowajcą ogromnego poruszenia okazuje się mały znaczek „e-hybrid” umieszczony na aucie. Czy to koniec legendy, marki związanej od lat ze sportami motorowymi? Po kilku dniach testów mogę stwierdzić, że nie. Wręcz przeciwnie.
Odmiana E-hybrid wyróżnia się jadowicie zielonymi obwódkami wokół emblematów na błotnikach i klapie bagażnika, które mają za zadanie jednoznacznie potwierdzić fakt, że właściciel auta stojącego przed nami dba o środowisko. Jeśli jednak przeoczymy powyższe niuanse, naszą uwagę na pewno zwrócą zaciski hamulcowe tej samej barwy. A tych już trudno nie zauważyć. Na opisywanej, śnieżnobiałej Panamerze takie dodatki wyglądają całkiem dobrze. Ale gdy kupimy samochód ze wspaniałym, brązowym lakierem Cognac Metallic, efekt będzie całkowicie odwrotny.
Charakterystyczny kolor stał się wizytówką hybrydowych Porsche, dlatego nie mogło go zabraknąć we wnętrzu. Całe szczęście, że projektanci ograniczyli się tylko do podświetlenia na zielono nazwy modelu na wszystkich progach oraz zmiany kolorystyki wskazówek na tablicy rozdzielczej. Wygląda to całkiem ładnie i nie psuje świetnego wrażenia jakie pozostawia po sobie kabina pasażerska.
A ta, jak już pisaliśmy w teście wersji Executive, zachwyca materiałami i zapewnia nadzwyczajną wygodę w podróży - niestety, wciąż tylko dla czterech osób. Na długich trasach kierowca doceni zdumiewająco komfortowy fotel. Warto wspomnieć o zmianie przełożeń na kierownicy. Aby wbić wyższy bieg, naciskamy przycisk kciukiem. Na początku jest to odrobinę kłopotliwe, a o wiele lepiej sprawowałyby się najzwyklejsze łopatki.
Kokpit Panamery poznamy po braku praktycznych schowków oraz ogromnej ilości przycisków umieszczonych na konsoli centralnej. Na domiar złego, w E-hybrid pojawiają się dwa nowe, mianowicie E-charge i E-power. Pierwszy z nich odpowiada za rozpoczęcie ładowania baterii, drugi za przełączenie auta w tryb ekologiczny i poruszanie się tylko przy pomocy silników elektrycznych. W tej kwestii inżynierowie wykonali duży krok naprzód.
Poprzednia generacja hybrydowego Porsche charakteryzowała się porażającym "ekozasięgiem" mniej więcej dwóch (!) kilometrów, co pozwalało w sprzyjających okolicznościach na najwyżej wytoczenie się z parkingu. W testowanym egzemplarzu sprawy mają się trochę inaczej. Po naładowaniu ogniw do pełna możemy przejechać, według producenta, około 30 kilometrów, nie wydzielając przy tym ani grama dwutlenku węgla. Przede wszystkim to zasługa nowych, litowo-jonowych baterii o pojemności 9,4 kWh. Oczywiście umieszczono je pod podłogą bagażnika, tak więc teraz jego wielkość wynosi tylko 335 litrów ("zwykła" Panamera zmieści o 110 litrów więcej).
Walizki zajmą miejsce obok sporego zestawu do ładowania samochodu, bowiem Panamerę E-hybrid możemy „zatankować” przy pomocy zwykłego gniazdka. Cały proces trwa około trzech godzin. Wtedy mamy okazję wyruszyć w podróż przy akompaniamencie stosunkowo głośnych opon, używając wyłącznie elektrycznego silnika o mocy 95 koni mechanicznych. Pomimo zimowej aury, zasięg jaki zaobserwowaliśmy nie odbiegał zbytnio od deklaracji producenta. Prędkość maksymalna wynosi w tym trybie 140 km/h, ale należy uznać ją za ciekawostkę – powyżej 60 km/h auto ma ogromny apetyt na prąd.
Po wyładowaniu baterii, pod maską budzi się 333-konna, turbodoładowana benzynowa jednostka V6 o pojemności trzech litrów. Wtedy też ponownie ładujemy ogniwa. Oczywiście zarówno silnik spalinowy jak i elektryczny współpracują ze sobą, przenosząc na asfalt 416 koni mechanicznych poprzez ośmiobiegową skrzynię Tiptronic S. Panamera E-hybrid nie jest dostępna ze znaną i docenianą przekładnią PDK. Jedyna różnica jaką wyczujemy "za kółkiem" w przypadku starszej konstrukcji to delikatne szarpnięcia podczas gwałtownego przyspieszenia. Nie można jakkolwiek uznać tego za wadę.
Dwutonowe Porsche przyspiesza do „setki” w 5,5 sekundy (z racji dodatkowych 285 kilogramów to o 0,4 sekundy wolniej od zwykłej „eski”). Można więc stwierdzić, że parametry tej hybrydy są godne marki z Zuffenhausen. Na początku jednak trudno w to uwierzyć. Wciśnięcie pedału gazu w podłogę nie powoduje żadnej gwałtownej reakcji. Nawet silnik V6, który przecież powinien wyraźnie zasygnalizować swoją obecność, pozostaje stosunkowo cichy. Dopiero spojrzenie na cyfrowy prędkościomierz, czy też rozmazany krajobraz za oknem, wyjawiają nam powagę sytuacji. Panamera bez najmniejszej zadyszki osiąga prędkości mogące zaowocować sporym mandatem, izolując przy tym pasażerów od jakichkolwiek doznań dźwiękowych. Wielka szkoda, że nie słyszymy rasowego pomruku motoru. Opcji „odetkania” wydechu w tym modelu nie uświadczymy.
Nie zrezygnowano za to z trybów „Sport” i „Sport plus”. Po uruchomieniu któregokolwiek z nich zmienia się charakterystyka pracy wspomagania kierownicy, a pneumatyczne zawieszenie (dostępne w standardzie) utwardza się. Jednak nawet w najbardziej ekstremalnym ustawieniu jest ono nadal w miarę komfortowe.
Czas zadać sobie pytanie: czy Panamera S E-hybrid jest oszczędna? Nie da się ukryć, że w stosunku do wersji „tradycyjnych” charakteryzuje się mniejszym zużyciem paliwa. Przy pełnych bateriach, w cyklu mieszanym, można osiągnąć wynik nieco poniżej 6 litrów benzyny na sto kilometrów. Jeśli przyjdzie nam ładować akumulatory podczas jazdy autostradą, spalanie będzie oscylowało w granicach 8 litrów. Jak na ciężką limuzynę to bardzo dobry rezultat.
Puste ogniwa nie naładują się jednak w czasie porannego szczytu, a niewielka ilość energii odzyskana podczas hamowania wystarczy co najwyżej do powolnego ruszenia spod świateł. Rezygnując z nocnego podpięcia pojazdu do prądu popełniamy ogromny błąd. Przejazd przez zakorkowane rankiem centrum sprawi, że komputer pokładowy poinformuje nas o średnim spalaniu wynoszącym 17 litrów na sto kilometrów. Wynik godny Porsche.
Cennik Panamery S E-hybrid zaczyna się od 569 713 złotych. To o prawie 44 tysiące złotych więcej niż zwykła wersja S. Trudno mówić o finansowych korzyściach jakie przyniesie ze sobą długoletnie użytkowanie „wtyczkowozu” Porsche. Z racji braku ulg podatkowych lub też jakichkolwiek innych profitów, zakup takiego samochodu w Polsce to ekstrawagancja. Ale Panamera S E-hybrid to nie tylko bardzo drogi gadżet. To świetna wiadomość dla fanów motoryzacji – auta na prąd przestały być synonimem nudy.