Porsche Panamera Executive - porcja adrenaliny
Model Panamera gości na rynku od 4 lat, więc nadszedł w końcu moment, aby delikatnie odświeżyć ten model. Mówiąc "delikatnie" jestem bardzo dosłowny, ponieważ zmiany w wyglądzie auta są wyjątkowo kosmetyczne, choć koncern z Zuffenhausen twierdzi, że to kolejna generacja tego modelu.
W takim razie zastanówmy się czy minimalna zmiana wyglądu zderzaków, świateł z przodu oraz z tyłu zasługuje na miano kolejnej generacji? Wszystko mówi mi, że chyba nie i gdyby tylko na tym się skończyło klienci Porsche mogliby wydać z siebie pomruk niezadowolenia. Nie chodzi nawet o to, że samochód nie zmienił się znacząco, ponieważ jego bryła jest nadal bardzo atrakcyjna. Krótko mówiąc więc nie ma co na siłę poprawiać dobrego. Poprawiać nie, ale rozszerzać ofertę już tak.
Gradacja oferty, limitowane wersje to coś na czym można zarobić. Kupiłeś sobie 911? Phi, ja mam 911 4S. Sąsiad za to kupił Turbo S. Grubość naszych portfeli została właśnie zmierzona, a my ustawieni w odpowiednim rzędzie. Klienci Panamery mieli również taką możliwość, ale w przypadku limuzyny mogło to nie wystarczyć. Dlatego Porsche wzorem innych luksusowych marek postanowiło wprowadzić na rynek Panamerę w wersji przedłużonej Executive.
Czy 15 centymetrów to dużo? Jeśli z dnia na dzień spadnie tyle śniegu, to władze ogłoszą stan klęski żywiołowej. Jeśli gdzieś w górach leży prawie 3 metry białego puchu, to 15 cm dużej różnicy nie zrobi. Tak myślałem sobie podchodząc na parkingu do Panamery Executive. Na zewnątrz różnice są praktycznie nie do wychwycenia. Jeśli nikt by mi nie powiedział, że jest to wersja z przedłużonym o 15 cm rozstawem osi, to w życiu bym się nie zorientował. Dopiero stawiając obok siebie dwa auta zauważymy, że Executive ma przedłużoną linię dachu oraz dłuższe drzwi z tyłu. Więcej różnic nie stwierdzono.
Czas zasiąść za sterami. Zanim jednak zająłem miejsce kierowcy, postanowiłem zobaczyć jak podróżować będą pasażerowie tylnej kanapy. Wnętrze udostępnionej nam do jazd wersji Executive Turbo nie pozostawia złudzeń co do tego, że Porsche chce i wie jak dopieścić nawet najbardziej wymagających klientów. Szersze drzwi zdecydowanie ułatwiają wejście na tylną kanapę, a po ich otwarciu naszym oczom ukazuje się napis na progu informujący, że to właśnie wersja Executive. Nigdzie indziej takiej nie znajdziemy. Kiedy już zająłem wygodną pozycję w drugim rzędzie, to okazało się, że moja teoria o śniegu nie jest warta funta kłaków. Po pierwsze dlatego, że różnica w ilości miejsca jest kolosalna! Jest to chyba jeden z niewielu samochodów, które byłyby w stanie przewieźć czterech koszykarzy bez obawy, że ich kolana będą narażone na kontuzje. Po drugie… o tym za chwilę.
Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach i właśnie detale to coś, co wyróżnia Executive na tle innych wersji Panamery. Połączenie perfekcji wykonania z przepychem, a wszystko to podlane pikantnym, sportowym sosem. Porsche to nie tylko auta, to cała filozofia podejścia do samochodu. Na siedzeniach aksamitna skóra najwyższej próby, zamszowa podsufitka, mnóstwo elementów wykonanych z aluminium oraz drewna – jestem w motoryzacyjnym raju przepychu!
Fala zachwytu powoli się ustabilizowała, więc byłem gotowy, aby usiąść za kierownicą. Pod maską testowej Panamery Turbo zagościło apetycznie brzmiące V8 bi-turbo o pojemności 4806 cm3. Inżynierowie wycisnęli z tego silnika moc 520 KM oraz 700 Nm momentu obrotowego. Czuję, że znów poziom adrenaliny rośnie. Napęd na wszystkie koła w połączeniu z tak ogromną mocą pozwala rozpędzić się tej ważącej ponad dwie tony limuzynie do 100 km/h w, uwaga, 3,9 sekundy! Zanim jednak dotarliśmy do autostrady, musieliśmy przebić się przez gąszcz wąskich uliczek w centrum miasta. Tu właśnie odkryłem chyba jedną z nielicznych wad Panamery – nawigację. Rozumiem, że kiedy jeździmy Porsche to poza dźwiękiem silnika i absolutną fascynacją z jazdy mało co się liczy. Jednak w aucie najwyższej klasy liczę na to, że elektronika będzie nadążać za całą resztą. System nawigacji jest mało intuicyjny oraz powolny. Często zdarzało się nam pomylić drogę.
Nasza udręka w mieście nareszcie się skończyła – wjechaliśmy na autostradę. Miałem okazję nieco wcześniej jeździć Panamerą w wersji GTS i szczerze mówiąc ciekaw byłem jak przedłużony rozstaw osi wpłynie na zachowanie się auta na drodze. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Testowy Executive w trybie Luanch Control startuje niczym katapultowane na lotniskowcu myśliwce osiągając pierwszą setkę w czasie poniżej 4 sekund. Druga setka pojawia się niecałe 10 sekund później, a auto nieprzerwanie przyspiesza do prędkości 305 km/h, a wszystko to przy fantastycznym akompaniamencie orkiestry ośmiu cylindrów pod maską. Aktywne zawieszenie przy wyższych prędkościach obniża swój poziom i auto jedzie jak przyklejone do drogi. Podróż ze stałą prędkością około 250 km/h nie robi na przedłużonej Panamerze żadnego wrażenia. Auto niewzruszone pokonuje przy tak dużej prędkości zakręty oraz nierówności, a robi to tak, jakby prawa fizyki go nie dotyczyły. Po raz trzeci dzisiejszego dnia ocieram pot z czoła. Wszystko to wydaje mi się wręcz irracjonalne. Executive jest najlepszą Panamerą z jaką miałem styczność – nie tylko dla pasażerów, ale również dla kierowcy.
Trochę niechętnie przesiadam się na tylną kanapie, gdzie staram się obniżyć podniesione ciśnienie. Przed nami znów kawałek autostrady, więc kolega postanawia również sprawdzić właściwości jezdne Panamery. Gdybym nie zaglądał mu co chwilę przez ramię na licznik, to nie zgadłbym z jaką prędkością aktualnie podróżowaliśmy. Fenomenalnie wygłuszone wnętrze przepuszcza do naszych uszu jedynie pomruk silnika oraz delikatny szum powietrza opływający nadwozie. Gdyby to jednak nam przeszkadzało, to możemy liczyć na świetnie grające audio od firmy Burmester.
Żeby cieszyć się jazdą Panamerą Executive musimy wysupłać prawie 160 tys. euro za model 4S. Testowana przez nas wersja (bez dodatków) to koszt prawie 200 tys. euro. No cóż, to auto skierowane jest do wybrańców z grubymi portfelami. Ale nie martwcie się – oni też stoją przed dylematem, którą wersję wybrać i jakie miejsce zająć w szeregu.