Porsche Carrera 2 - rzeczywistość jak gra
Samochodowe gry komputerowe mają jedną, naprawdę dużą zaletę - nie licząc bezkarnego łamania przepisów drogowych oczywiście. Pozwalają zasiąść za kierownicą aut, które na drogach spotkać trudniej, niż rodowitego Hiszpana na Majorce w szczycie sezonu. Bagatela 13 lat temu ukazała się gra komputerowa, która pozwalała jeździć klasycznymi modelami Porsche po torach i zwykłych drogach. Jednak modele z gry przecież istnieją naprawdę. W takim razie, czy komputerowa rozrywka może stać się rzeczywistością?
Grupa klasycznych Porsche ustawiona na początku toru. Cisza spokojnej drogi za chwilę zostanie zakłócona przez ryk wirtualnych silników. Kierowca czeka przed monitorem w napięciu na sygnał do startu. Nagle - zielone światło zapala się, spod kół zaczynają lecieć kłęby dymu i rozpoczyna się walka o pierwsze miejsce w wyścigu! To zabawne, ale zwykła gra potrafiła dostarczyć tyle adrenaliny, co skok na bungee bez liny. A skoro tak, to jak emocjonujące potrafi być prawdziwe Porsche na prawdziwym torze?
Z GRY NA ZIEMIĘ
Było południe i choć początkowo pogoda zapowiadała się słoneczna, to ostatecznie niebo zostało przysłonięte przez granatowe chmury. Powietrze stawało się coraz bardziej mokre, aż nagle zaczęło mżyć. Tor Poznań zaczął błyszczeć od wilgoci, a po zmiękczonej od wody ziemi majestatycznie wtoczyła się prawdziwa historia na kołach – Porsche Carrera 2. W tym momencie wirtualna rzeczywistość ze zwykłej gry zaczęła przenosić się do realnego świata.
Klasyczne Porsche na torze jak w świetnej grze komputerowej sprzed 13 lat? Przecież to nierealne! Tak naprawdę łatwiej jest znaleźć we własnej piwnicy gwiezdne wrota, niż historyczny egzemplarz na linii startu, który jest gotowy do wyścigu. Ale… jednak wszystko może się zdarzyć! I choć wydaje się, że nic lepszego nie może się już przytrafić, to egzemplarz, który subtelnie wjechał na tor, odkrył kolejne karty – on nie jest zwykłą Carrerą 2.
CUDA SIĘ ZDARZAJĄ
W tym roku Porsche obchodzi 50-lecie istnienia swojego najważniejszego modelu – 911 Carrera. Auto w idealny sposób łączyło i dalej łączy typowo sportowy charakter z praktycznością. Podrzucenie swojego dziecka Ferrari do szkoły, jest prawie jak odbieranie Oskarów w samej bieliźnie. A Carrerą? W tym nie ma już nic wulgarnego, a chwilę później i tak można jechać na tor, bo również na nim auto świetnie się sprawdzi. I właśnie to, poza bogatą historią, jest najpiękniejsze w tym modelu – uniwersalny charakter. Ponadto po świecie rozsiane są prawdziwe wisienki z emblematem 911 na klapie…
- Widzę, że masz jeszcze oryginalne naklejki dealera na szybach. – Stwierdziłem oglądając nieśmiało samochód, którym przyjechał Arkadiusz, obecny właściciel tego urzekającego modelu. - Ja bym pewnie już dawno je zdrapał... – dodałem.
- Tak, jakimś cudem uchowały się. Mizwa to dealer Porsche z Japonii. – odpowiedział Arek.
- Jak to z Japonii? Chcesz powiedzieć, że samochód stamtąd pochodzi?
- Tak, przebył długą drogę, zanim trafił w moje ręce.
- Nie łatwiej było sprowadzić podobne auto choćby z Niemiec? Polacy sięgają po tamtejsze samochody jak po drinki na imprezach.
- Ale właśnie tak było!
To niesamowite, Porsche Arkadiusza przebyło długą drogę, zanim trafiło do jego garażu. A wszystko zaczęło się w… Azji. Carrera, która dotarła na tor pochodzi z 1991 roku. Na terenie Japonii weszła w posiadanie tajemniczego biznesmana. Auto zostało kupione przez firmę, jednak w dowodzie widniała adnotacja, że służy do użytku prywatnego. Sam człowiek, który kupił to auto również intryguje.
W Japonii panuje ruch lewostronny. Mimo tego Carrera miała zamontowaną kierownicę po lewej stronie, a nie prawej. Co skłoniło ówczesnego właściciela do takiego wyboru? Owa konfiguracja samochodu jest tam ponoć czymś w rodzaju rozbijania dębowej deski własną ręką. Można iść na łatwiznę i uciąć ją piłą łańcuchową, która jest w stanie wykarczować połowę Amazonii, ale prawdziwi twardziele jej nie potrzebują. I tak samo jest z tym egzemplarzem Porsche. Czy jego azjatycki właściciel był takim właśnie niewzruszonym człowiekiem? Jest na to jedna teoria.
Porsche nigdy nie było tanim samochodem, więc już ten fakt sprawiał, że Japończyk był kimś wyjątkowym. Specyficzna konfiguracja auta pozwala również wysnuć drobne domysły – może to mafia? W końcu na terenie Japonii grasuje Yakuza. Jej nazwa wywodzi się z japońskiej gry hanafuda i oznacza wygraną. Jakby nie było - posiadanie nietypowego Porsche byłoby idealną celebracją wysokiej pozycji w takiej mafii. A Yakuza jest największą grupą przestępczą na świecie, przez co została nawet udokumentowana w Księdze Rekordów Guinessa – dzięki temu jest co celebrować, a nietuzinkowa Carrera idealnie do tego się nadaje. To jednak nie wszystkie tajemnice, które kryje samochód.
Ta Carrera 2 nie jest pierwszym, lepszym egzemplarzem. Azjatycki właściciel doposażył ją choćby w elektrycznie sterowane fotele z czerwonej skóry oraz otwierany szyberdach. Wśród wyposażenia znalazły się również nietypowe światła do jazdy dziennej. To dziwne, bo były dostępne wyłącznie na kanadyjskim rynku, a mimo tego zostały dodane do egzemplarza z Japonii. Jakim cudem? To sekret Japończyka, o którym na dzień dzisiejszy już nic nie wiadomo. Pewne jest jedno – był wpływową osobistością. A wraz z wgłębianiem się w historię auta można dotrzeć do kolejnych sekretów.
Ciężko sprecyzować w jaki sposób, ale Japończyk sprzedał swoje auto, które trafiło do razu na zupełnie inny kontynent - do Europy. Może to wszystko są mafijne porachunki? Niestety można tylko gdybać. Carrera została kupiona z drugiej ręki w Niemczech, aż w końcu ostatecznie zjechała do Polski. Arkadiusz posiada ten samochód od dwóch lat – przed nim 911-tką cieszył się jeszcze jeden właściciel z naszego kraju, ale był zmuszony ją sprzedać z powodu problemów finansowych. Przez to wszystko łapiąc za klamkę człowiekowi aż mocniej serce zaczyna bić – ten egzemplarz to żywa historia!
Najlepsze jest jednak to, że w wielu samochodach z drugiej ręki można tylko pomarzyć o udokumentowanej historii. Jednak to auto nie dość, że ma ponad 20 lat i pochodzi z zupełnie innego kontynentu, to jeszcze w dalszym ciągu posiada dokumenty z przeszłości. Co prawda całe usiane są japońskimi „hieroglifami”, ale przynajmniej są i można odczytać z nich wiek. Trzeba tylko pamiętać, że Japończycy posługują się innym kalendarzem, tak więc auto pochodzi z 19. roku…
DOTKNĄĆ LEGENDĘ
Zanim wsiadłem do auta, Arkadiusz pokazał mi kilka ciekawych patentów konstrukcyjnych. Wlew płynu do spryskiwaczy znajdował się przy wlewie paliwa. Ale producent przewidział jeszcze coś – pod przednią klapą był jeszcze jeden korek, który krył zbiornik na silikon do spryskiwaczy reflektorów. Tego we współczesnych autach już nie ma. Co ciekawe – w Carrerze 2 producent zadbał nawet o taki szczegół jak lusterka – oba są takie same gabarytowo, ale prawe zostało ustawione pod nieco innym kątem na szypułce. Nie mogłem się jednak doczekać, by wejść już do środka. Czerwona tapicerka świetnie komponowała się z ciemnym nadwoziem, ale szybko zwróciłem uwagę na jedną rzecz – na szklanym ekranie nawet Ewa Longoria Parker na oko ma jakieś 180cm wzrostu, tymczasem w praktyce przerastają ją uczniowie gimnazjum. Z Carrerą 2 też tak było, bo w rzeczywistości okazała się ciaśniejsza, niż we wspomnianej grze komputerowej. Ale w końcu monitor każdy trzyma na biurku w domu, a nie na desce rozdzielczej sportowego auta.
- Spójrz jakie w tamtych czasach Niemcy mieli niezłe pomysły! – powiedział Arek wskazując na tylną kanapę. Na szczęście nie kazał mi na niej siadać, bo tego mógłbym nie przeżyć – wskazał na jej oparcie, które składało się i tworzyło sprytną półkę na teczkę. Japońkiemu biznesmenowi pewnie podobało się to.
- A te przyciski, do czego służą? Mam nadzieję, że jak wcisnę jeden z nich, to nie będziesz musiał dzwonić do serwisu? – spytałem wskazując na małe, ukryte i nieoznaczone przełączniki gdzieś pod deską rozdzielczą. Nie dość, że zauważyłem je zupełnie przez przypadek, to jeszcze bałem się ich dotykać.
- Dobre pytanie! – stwierdził Arek. Lewy służy do wyboru sterowania prawym lub lewym lusterkiem, środkowy obsługuje szyberdach, a prawy przestawia zegarek.
Zdziwiłem się trochę, gdy to usłyszałem. Potem zacząłem się jeszcze zastanawiać czym kierowali się projektanci, bo nawet joystick do sterowania lusterkami znajdował się w zupełnie innym miejscu, niż przycisk ich wyboru – na drzwiach. Przecież to tak, jakby kupić kino domowe, podłączyć je do telewizora i postawić w drugim pokoju… Chciałbym powiedzieć, że reszta była już bardziej intuicyjna, ale bym skłamał. Centralnie umieszczony obrotomierz i stacyjka z lewej strony to jednak już klasyka bez których prawdziwe Porsche byłoby jałowe jak hiszpańska Ibiza bez imprez.
- Trzymasz go w garażu i używasz w niedzielę jak deszcz nie pada? – spytałem z ciekawości.
- Właśnie nie, jeżdżę nim jak zwykłym autem.
- Skoro intensywniej go eksploatujesz, to pewnie psuje się na potęgę?
- Tu też cię zaskoczę. Parę poprawek musiałem wykonać po zakupie, teraz tylko wlewam paliwo do baku. Jedyne co muszę wymienić, to prawy reflektor – posiada małe pęknięcie. Mam już od dawna nowy w szafce, ale nie mam kiedy założyć. – zażartował Arek.
- Już sobie wyobrażam ile portali aukcyjnych musiałeś przetrząsnąć, żeby go znaleźć. Kosztował tyle, co wczasy na Dominikanie?
Arkadiusz stwierdził, że z częściami wbrew pozorom nie ma większego problemu, a około 300zł na reflektor nie jest niczym nadzwyczajnym. I miał racje – wychodzi na to, że można jeździć po drogach z klasą i nie płacić majątku za eksploatację rzadkiego auta. Jednak nie mogłem zapomnieć o jednym – ten egzemplarz przenosi klasyczną grę komputerową do realnego świata, więc czas ruszać!
EMOCJE OD PORSCHE
Nie należę do niskich osób, dlatego po założeniu kasku na głowę moje ciało przybrało kształt sierpa – cóż, siedziałem już w obszerniejszych autach… Ale za to klimat był bezcenny! Egzemplarz na szczęście miał automatyczną skrzynię biegów z możliwością sekwencyjnej zmiany przełożeń, dlatego przynajmniej nie musiałem walczyć o przestrzeń dla lewej nogi. To dość rzadkie rozwiązanie, można nawet zażartować, że w swoim czasie przekładnia była rewolucją na miarę wynalezienia widelca – znacznie ułatwiała życie, a sekwencyjny tryb pracy umożliwiał czerpanie radości z ręcznej zmiany biegów. Moja prawa stopa czekała jednak z niecierpliwością na ruch. Zielone światło, czas, start!
Wcisnąłem pedał gazu w podłogę, w grze auto wyrwałoby do przodu, jednak okazało się, że automat w prawdziwej Carrerze 2 na wszystko ma czas i w obecnym tysiącleciu nie jest już tak rewolucyjny. Spokojnie wkręcił silnik na obroty, a ja tylko odczuwałem w głębi monstrualne brzmienie podrasowanego układu wydechowego – tego nie zagwarantuje nawet najlepsze nagłośnienie komputera! A sam komputer nie zagwarantuje jeszcze czegoś – wchodzenia Carrerą 2 w zakręty. Fakt, na ekranie po skręceniu kół auto dalej jedzie prosto i w rzeczywistości jest niewiele inaczej. Tylko, że w prawdziwym życiu szybko do głowy wpada myśl: „na boga, tam jest ściana!”. W tym momencie popuszczam pedał gazu, by dociążyć przód i odruchowo zacieśniam łuk, ale cóż to – tym razem tył zaczyna wypadać z zakrętu! Ciężki silnik i brak jakiejkolwiek elektroniki szybko dały mi do zrozumienia, że kocham zdobycze współczesnej technologii jak koń owies. Lekka kontra zachybotała autem, które udało mi się wyprowadzić na prostą. W drugi zakręt wszedłem z większą rozwagą. Przy wychodzeniu z niego przód Carrery zaczął podążać w odpowiednim kierunku, a tył… dalej skręcał! Nie obyło się bez kolejnej kontry, a ja zrozumiałem, że to będzie ciężka przejażdżka. Po kilku okrążeniach lepiej wyczuwałem auto, ale jazda mimo wszystko wymagała nieustannego skupienia. Japoński właściciel może i był twardy, skoro kupił auto z kierownicą po lewej stronie w swoim kraju, ale to i tak jest nic na tle poruszania się tym samochodem - Azjata był twardy przez to, że w ogóle potrafił nim jeździć na co dzień! Po następnych okrążeniach musiałem już zjechać do pit stopu, ponieważ mój czas na torze się skończył. Zrozumiałem ile oferuje prawdziwe auto na tle swojego odpowiednika z monitora. Te uczucie można porównać do oglądania Penelope Cruze na plakacie i randki z nią w restauracji – różnica jest kolosalna. A ten egzemplarz wyjątkowy.
- I jak wrażenia? – spytał Arek
- Podziwiam Cię, że jeździsz tym wozem na co dzień… - stwierdziłem. - Ja bym się w nim zabił.
W kwietniu 1931 roku Ferdinand Porsche założył firmę, która początkowo zajmowała się tylko konstruowaniem samochodów oraz projektowaniem rozwiązań technicznych. Przedsiębiorstwo zaistniało jako marka Porsche dopiero w 1946 roku, a po śmierci założyciela w 51’ na dobre zaczęło produkować niesamowite samochody aż do po dziś dzień. Dzięki temu model Carrera może teraz świętować swoje 50-lecie. Takie egzemplarze jak ta Carrera 2 dokumentują piękne losy koncernu, a przy okazji pokazują jak wyjątkowi ludzie nimi jeżdżą. Podróż przez kontynenty, liczne sekrety i niewyjaśnione szczegóły, a na koniec szczęśliwe zakończenie w Polsce… Posiadanie takiego egzemplarza jest lepsze od szklanki mojito na tropikalnej plaży. Najpiękniejsze jest jednak to, że klasyk z niesamowitą historią potrafi wyjechać na tor, a na co dzień sprawdzić się w zwykłym życiu i dojazdach do pracy. Przy okazji dowiódł coś jeszcze – da się przenieść słynną grę komputerową do prawdziwego świata. I na koniec odkryć, jak wiele wirtualnemu życiu brakuje do rzeczywistego.