Otwarty na miasto - Ford B-Max
Ciasne, brzydkie, toporne i niebezpieczne - tak kiedyś można było powiedzieć o większości małych aut. Czasy jednak się zmieniają, a najlepszym tego dowodem jest B-Max - model, który ma na zawsze odmienić spojrzenie na miejskie auta i wyznaczyć nowe standardy w swojej klasie. Cel do skromnych nie należy, warto więc dokładnie przyjrzeć się temu, czym nowy Ford ma dokonać rewolucji.
Już Opel Meriva z tylnymi drzwiami otwieranymi "pod wiatr" zrobił w segmencie mikrovanów sporo zamieszania, jednak to "nasz" B-Max robi wśród miejskich minivanów prawdziwą furorę. Dostęp do kabiny pasażerskiej został tu bowiem poprawiony - względem konwencjonalnych konstrukcji - na dwa sposoby. Po pierwsze, niczym w dużych vanach tradycyjne drzwi tylne zastąpiono przesuwnymi ułatwiającymi zajęcie miejsca w środku, montaż fotelika dla dziecka czy np. wyjście z auta na ciasnym parkingu.
Drugie rozwiązanie zasługuje już na osobny akapit, bowiem konstruktorzy Forda zdecydowali się zastosować w swoim najnowszym dziele coś, co znamy głównie z prototypów (jak choćby B-Max Concept z ubiegłego roku) czy samochodów niszowych. Wśród aut popularnych to prawdziwy ewenement. O czym więc mowa? Bohater naszego opisu całkowicie pozbawiony jest środkowych słupków, co gwarantuje mu 1,5-metrowy otwór do kabiny pasażerskiej, a co za tym idzie dostęp do wnętrza niespotykany u żadnego z konkurentów.
Ale zaraz, zaraz... skoro w nadwoziu nie uświadczymy środkowych słupków, to co chroni pasażerów przy kolizji bocznej? Oczywiście drzwi boczne, ale nie byle jakie - mając na uwadze fakt, że słupki B wylądowały z tyłu, specjaliści z Forda umieścili w drzwiach B-Maxa specjalne panele ze stali borowej, które mają pochłaniać energię niczym klasyczny słupek. Dodatkowo, całość została wykonana w dużej mierze ze stali wysokowytrzymałej i ultra-wysokowytrzymałej. Niestety, takie wykonanie budzi obawy o inny problem - czy drzwi nie są przez to wszystko zbyt ciężkie? Ford twierdzi, że nie, ale zainteresowanym polecamy przekonać się o tym na własną rękę.
Wspominając o ochronie podróżnych w razie zderzenia, bezsprzecznie trzeba powiedzieć kilka słów o systemie Emergency Assistance, który znalazł się na pokładzie nowego Forda. W razie wypadku, system ten wykorzystuje GPS do ustalenia aktualnej pozycji samochodu i automatycznie powiadamia służby ratunkowe o zdarzeniu przy wykorzystaniu odpowiedniego trybu językowego. Musimy przyznać, że zastosowanie tej funkcji w "maluchu" było świetnym pomysłem, choć mamy nadzieję, że przyszli użytkownicy B-Maxa nigdy nie będą zmuszeni z niej korzystać.
Oprócz technologii Emergency Assistance, Ford zaproponował w swoim nowym modelu także szereg innych systemów pokładowych wpływających na bezpieczeństwo podróży. Dzięki rozbudowanemu mechanizmowi SYNC możemy np. podłączyć swój telefon komórkowy przez Bluetooth lub USB, dzwonić wybierając kontakt komendą głosową czy odsłuchiwać zamiast odczytywać wiadomości SMS. Rzecz jasna, mnóstwem funkcji da się sterować nie odrywając rąk od multi-funkcyjnej kierownicy.
Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z samochodem do miasta, nowoczesnych i innowacyjnych technologii jest w B-Maxie na pęczki. Co ważne, nie zabrakło ich zarówno we wnętrzu nowego mikrovana, ale także pod maską. Efekt? Wydajne i bardzo oszczędne jednostki, które - zdaniem Forda - posyłają konkurencję na łopatki. W chwili rynkowego debiutu, w palecie silnikowej auta znajdzie się pięć wersji - trzy benzynowe oraz trzy wysokoprężne.
Najciekawszym z "benzyniaków" jest zdecydowanie motor sygnowany mianem EcoBoost, który z zaledwie 1 litra i 3 cylindrów potrafi "wycisnąć" 100 lub nawet 120 KM. Mocniejsza wersja może pochwalić się spalaniem na poziomie jedynie 4,9 l/100 km. Poza tą jednostką, na zwolenników silników benzynowych czekają jeszcze odmiany 1.4 Duratec/90 KM oraz 1.6 Duratec/105 KM (współpracujący z 6-biegową, 2-sprzęgłową skrzynią PowerShift).
Jeżeli chodzi o gamę diesli, ujrzymy w niej silnik 1.5 Duratorq TDCi rozwijający 75 KM oraz motor 1.6 Duratorq TDCi oferujący 20 koni mechanicznych więcej. Co ciekawe, mocniejszy z diesli góruje nad swoim słabszym odpowiednikiem właściwościami ekonomiczno-ekologicznymi. Dokładnie rzecz ujmując, podczas, gdy 1.5 spala 4,1 l/100 km i emituje 109 g CO2/km, w przypadku 1.6 wartości te wynoszą odpowiednio 4 litry i 104 gramy.
W gamie minivanów Forda, B-Max plasuje się na początku stawki - z nadwoziem o długości nieco ponad 4 metrów jest o 32 centymetry krótszy od kompaktowego C-Maxa. Swojego większego "brata" przypomina za to pod względem stylistycznym - również projektując B-Maxa, designerzy amerykańskiej marki sięgnęli po koncepcję "Kinetic Design", która sprawia, że karoseria nawet podczas postoju prezentuje się dynamicznie, a wnętrze obfituje w awangardowe kształty. Oprócz tych ostatnich, kabina pasażerska ma do zaoferowania także dużą ilość miejsca oraz wysoki stopień funkcjonalności.
Praktyczny, nowoczesny i zaopatrzony w rozwiązania kojarzone z większymi autami, B-Max ma szanse przyciągnąć do siebie rzeszę nabywców. Co ciekawe, Ford sądzi, że 40 procent stanowić będą klienci, którzy wcześniej użytkowali większy samochód i nie byli przekonani do "maluchów". Czy misja zrewolucjonizowania klasy aut miejskich się powiedzie? Tego niestety nie wiemy, ale już teraz możemy być pewni, że konkurencja ma problem...