Opel Insignia – czy nowa generacja odniesie sukces?
Poprzednią generację Insignii pokochało wielu. Często można ją więc obserwować na drogach jako auto dla przedstawiciela handlowego czy jako rodzinny samochód na dalsze podróże. Co ciekawe, pokochała ją nawet polska Policja... Jedni wybrali Insignię ze względu na wygląd, a inni – za stosunek ceny do jakości. Czy nowa generacja powtórzy ten sukces?
Może się podobać
Jednego nie sposób odmówić nowemu „flagowcowi” Opla – wygląda drapieżnie, a zarazem elegancko. Z przodu w oczy rzucają się reflektory Intellilux LED z charakterystycznymi światłami dziennymi w kształcie strzałki. Lampy wykonane w tej technologii znamy dobrze z Astry, ale tym razem Opel poszedł o krok dalej. W Astrze mieliśmy łącznie 16 diod, natomiast teraz w Insignii naliczymy 32 sztuki. Tym zabiegiem Opel obiecuje poprawę precyzji doboru snopu światła oraz szybkości ich działania. Na szczęście nie są to tylko puste słowa. Dokładność i „moc” świateł poznamy, jadąc w nocy po nieoświetlonej drodze. Przekonamy się wtedy, że zaznaczenie tej opcji przy konfiguracji auta było znakomitą decyzją.
Warto zwrócić też uwagę na długą maskę, sugerującą, że drzemie pod nią prawdziwy „potwór”. Era downsizingu dotarła jednak też do Opla Insigni, stąd pod maską znajdziemy najwyżej dwulitrową jednostkę.
Z profilu nowa Insignia przypomina bardziej coupe niż sedana. Powoli opadająca linia dachu i delikatnie zadarty do góry kufer tylko nas w tym utwierdza. „Elegancji” dodaje chromowana listwa, biegnącą wzdłuż górnej linii okien.
Tył wydaje się najspokojniejszy z całej bryły. W lampach możemy dostrzec znowu motyw strzałki.
Czy to już klasa Premium?
W środku panuje ład i harmonia. Czarny kokpit kontrastuje z jasną tapicerką, dając ciekawy efekt wizualny. Na drzwiach i w górnej części deski rozdzielczej znajdziemy listwy wykończeniowe, przypominające na przemian jaśniejsze i ciemniejsze drewno, a w dolnej części deski spotkamy plastik „Piano Black”. Całość jest świetnie spasowana – nie ma tu mowy o żadnych trzaskach.
Po poprzedniczce z niezliczoną ilością przycisków nie ma śladu.
Na szczęście Opel „nie przedobrzył” też w drugą stronę i zostawił panel klimatyzacji. Sterowanie wszystkimi systemami jest banalnie proste. Wsiadając pierwszy raz do tego auta, odnajdziemy się w nim dosłownie w minutę. Na dużą pochwałę zasługuje responsywność systemu multimedialnego. Działa błyskawicznie i oferuje szereg najnowszych funkcji (wliczając w to obsługę Android Auto i Apple Carplay oraz połączenie z Internetem).
Insignia należy do segmentu D, a takie auta kupuje się najczęściej po to, aby pokonywać duże dystanse. W tej sytuacji docenimy obecność opcjonalnych foteli z certyfikatem AGR. Latem upodobamy sobie fakt ich wentylacji, a zimą – ogrzewania. W chłodniejsze dni spodoba nam się też ogrzewanie kierownicy.
Z przodu nie ma problemu ze znalezieniem miejsca, dzięki fotelowi regulowanemu w 8 kierunkach. Z tyłu jest jeszcze lepiej – rozstaw osi, wynoszący 2829 mm, daje świetne rezultaty. Miejsca jest naprawdę dużo, zarówno na nogi jak i na szerokość. Ponadto pasażerowie tylnej kanapy mają do dyspozycji wygodny podłokietnik, nawiewy klimatyzacji i 2 gniazda USB do ładowania elektronicznych „zabawek”. Na bocznych miejscach możemy skorzystać z systemu mocowania fotelików ISOFIX.
„Flagowiec” Opla oferowany jest obecnie jako liftback, bądź kombi. W porównaniu do swojej poprzedniczki, nowa generacja urosła pod względem długości, szerokości i rozstawu osi, ale jeden parametr zmalał – chodzi o bagażnik. Oferuje teraz 490 litrów, co jest dość przeciętnym wynikiem, patrząc na króla przestronności, czyli Skodę Superb z 625-litrową przestrzenią bagażową. Dla przedstawiciela z pewnością wystarczy, a rodzinę musi zadowolić duży otwór załadunkowy oraz ustawny kształt bagażnika.
Pozytywne zaskoczenie!
Pierwsze, z czym mamy do czynienia, gdy chcemy ruszyć autem, to sprzęgło i skrzynia biegów. Z tym drugim w Insignii coś mi nie pasuje. Brakuje jej precyzji, znanej z Mazdy czy koncernu VAG. Nie jest zła, ale na pewno też nie jest najlepsza. Ponarzekać możemy też na długi skok lewarka. W tym miejscu Opel ma pole do popisu w kolejnej generacji tego modelu.
Testowany egzemplarz posiada standardowe zawieszenie bez możliwości regulacji jego twardości, ale to nic nie szkodzi. Opel znalazł „złoty środek” – po nierównościach przepływamy, a zakręty chcemy pokonywać coraz to ciaśniejszym łukiem. Auto nie przechyla się nadmiernie i nawet przy wyższych prędkościach prowadzi się pewnie. Zastanawiające jest jedynie hałasowanie tylnej osi na dziurach. Testowany model przejechał do tej pory 30 tys. km., więc albo nie wytrzymał próby czasu, albo „ten typ tak ma”.
Układ kierowniczy natomiast nie pozostawia złudzeń. Liftback Opla z pewnością nie aspiruje do bycia autem ukierunkowanym na sportowe doznania. Kierowanie tym samochodem z pewnością spodoba się kobietom, dzięki bardzo mocnemu wspomaganiu kierownicy. Możemy nią obracać bez problemu małym palcem. Możliwe, że Opel zastosował tak lekko chodzącą kierownicę dlatego, ponieważ wiedział, że podczas manewrowania będziemy musieli się nią sporo nakręcić... – Insignia nie należy do zwrotnych aut.
Na deser zostawiłem silnik. Jeszcze kilka lat temu jednostka 1.5 w tak dużym aucie (prawie 4,9 m długości) budziłaby złe skojarzenia. W testowanej wersji mamy do dyspozycji 165 KM i 250 Nm dostępnych w przedziale 2000-4500 obr./min. Na wyścigi spod świateł jest to oczywiście za mało (8,9 s do 100 km/h), ale do dynamicznego poruszania się po mieście czy autostradzie wystarcza w 100%. Musimy tylko utrzymywać obroty na poziomie około 2500-4000 obr./min. Kręcenie wyżej nie ma sensu, ponieważ oprócz naprawdę dużego hałasu, nic się nie dzieje. Przy spokojnej jeździe silnik zadowoli się 6,5l/100km w trasie i około 7,5l/100km w mieście. Mocniejszy wariant 1.5 Turbo to optymalny wybór dla tego auta.
Kuracja odchudzająca
Największym problemem poprzedniej generacji była spora „nadwaga”. Nowa generacja już nie ma tego problemu – waży około 1400 kg, co da się odczuć w porównaniu do wcześniejszego modelu. Poprzednik nie za bardzo lubił zakręty, a nowa generacja wręcz przeciwnie. Niższa waga przekłada się też na lepsze przyspieszenie i hamowanie.
Z poprzednika do nowej wersji przyszło też wyciszenie, które nie rozczarowuje. Przy prędkościach rzędu 140 km/h nie musimy podnosić głosu, aby rozmawiać z pasażerami.
Konkurencja nie śpi…
Insignia cenowo startuje od 99 900zł. W tej cenie dostaniemy benzynową jednostkę 1.5 Turbo o mocy 140 KM i całkiem bogate wyposażenie np. bezkluczykowy dostęp, asystenta pasa ruchu i ostrzegania przed kolizją, automatyczną klimatyzację czy wielofunkcyjną kierownicę. Za 99 900 zł dostaniemy też Renault Talizman z silnikiem Diesla o mocy 130 KM. Reszta konkurencji będzie tańsza, ale też gorzej wyposażona, bądź z silnikiem o mniejszej mocy. Dla przykładu, za 98 630 zł kupimy Forda Mondeo, ale z wyraźnie gorszym wyposażeniem. Możemy też zdecydować się na Volkswagena Passata (94 690 zł) lub Skodę Superb (90 650 zł), ale dostaniemy wtedy tylko 125 KM mocy z silnika 1.4 TSI. Insignia nie jest tania, ale w zamian otrzymamy bogate wyposażenie i dość mocny silnik.
Auto dla przedstawiciela handlowego musi świetnie czuć się na trasie. Rodzina zaś zwróci uwagę na wysoki poziom bezpieczeństwa i miejsce na tylnej kanapie oraz w bagażniku. Insignia pod tymi względami spisuje się naprawdę świetnie. Ze swojej poprzedniczki zabrała wszystko to co najlepsze, a jednocześnie poprawiła jej największe bolączki. To dopiero początek sprzedaży, a nowy model już odniósł sukces, zdobywając ostatnio nagrodę Auto Lider 2017 w kategorii „Auto klasy średniej” i przekraczając granicę 100 tys. zamówień w Europie w niecały rok. Druga generacja flagowego Opla zaliczyła udany początek i miejmy nadzieję, że jej koniec będzie równie optymistyczny.