Opel Crossland X – czy potrzebny jest kolejny X?
Rynek kreują konsumenci. Wyniki sprzedażowe nie kłamią – ludzie chcą poruszać się crossoverami czy SUV-ami. Nie dziwi więc fakt, że kolejni producenci poszerzają swoją gamę podwyższonych modeli. Do tego grona dołączył Opel, oferując obecnie Mokkę X, Grandlanda X i testowanego Crosslanda X. W planach są również kolejne modele z „X” na końcu. Czy to wszystko ma sens?
Dużo tego…
Obecnie oferta crossoverów jest bardzo bogata, więc aby wybić się przed tłum, producenci muszą czymś szczególnym przyciągnąć do siebie kupujących. Jedni stawiają na bardzo atrakcyjne ceny, a Opel postanowił „zaszaleć” z wyglądem zewnętrznym swojego najkrótszego crossovera.
Zacznijmy od frontu, czyli miejsca gdzie chyba najmniej się dzieje. Gdyby zmrużyć oczy, można by go pomylić z Mokką X. Nie trzeba posiadać super wzroku, aby odnaleźć z przodu elementy należące do najnowszego DNA Opla. Mowa o grillu i lampach, w których możemy zauważyć motyw strzałki. Na pochwałę zasługuje zastosowanie reflektorów Full LED (w tej klasie aut to rzadki widok). W dolnej części możemy dostrzec plastikowe osłony, nadające autu terenowego charakteru.
Takich elementów na całym aucie możemy znaleźć dużo więcej – nadkola i progi również są osłonięte plastikiem. Gdy patrzymy z boku, Crossland X wydaje się być sporo większy, niż jest w rzeczywistości. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na poprowadzenie chromowanej listwy – biegnie wzdłuż górnej linii okien, by na swoim końcu gwałtownie opaść w dół. To właśnie dzięki temu zabiegowi auto wydaje się być dłuższe niż rzeczywiste 4212 mm. Z profilu w oczy rzucają się również ostro zaznaczone przetłoczenia na drzwiach. W najwyższej wersji wyposażenia „Elite” dach i lusterka zostaną polakierowane na kolor czarny, biały, bądź srebrny, w zależności od koloru nadwozia. Do wyboru mamy alufelgi w rozmiarze 16 lub 17”.
Przechodzimy do tyłu. Wydaje się on poważny, trochę ociężały. Na dole ponownie widzimy plastikowe osłony, a w lampach znów pojawia się „strzałka”. Całość może się podobać, a gdy mamy do czynienia z testowanym czerwonym kolorem – zwraca na siebie uwagę.
Jedno słowo – prostota
Wnętrze Crosslanda X nie wyróżnia się tak, jak auto z zewnątrz. Widzimy tu wiele paneli zapożyczonych z innych modeli tego producenta - kierownicę spotkamy w Insignii, a ekran systemu multimedialnego w Astrze. Kokpit jest bardzo spójny i przemyślany. Wszystko jest na swoim miejscu. W środku znajdziemy wiele schowków, a opcjonalnie możemy dostać miejsce do ładowania indukcyjnego naszego telefonu. Aktualnie mało modeli smartfonów jest wyposażonych w tę funkcję, ale za 2-3 lata będzie to standard. Osobiście bardzo podoba mi się decyzja o pozostawieniu klasycznych przycisków do sterowania automatyczną, dwustrefową klimatyzacją.
Choć materiały wykończeniowe nie są najwyższych lotów, wnętrze dostaje „plusa” za absolutny brak trzasków podczas jazdy. Plus również za wygodną, skórzaną kierownicę.
Jak to w crossoverze – siedzi się wysoko, więc widoczność we wszystkie strony jest znakomita. Miejsca z przodu jest wystarczająco. Nie brakuje go na szerokość, ani nad głową. Fotele są bardzo wygodne i regulowane w szerokim zakresie. Wysocy kierowcy docenią możliwość wydłużenia siedziska, a w trasie z pomocą nam przyjdzie elektrycznie regulowane podparcie odcinka lędźwiowego.
Nie wszystko, niestety, jest takie wygodne. Na ziemię sprowadzą nas podłokietniki – lewy jest twardy, a prawy nie posiada regulacji, przez co dla kierowcy o wzroście 185 cm jest usytuowany za nisko.
Z tyłu nie jest lepiej. Linia dachu poprowadzona jest wysoko, więc miejsca nad głową nie brakuje, ale na długość mogłoby być korzystniej. Drzwi nie otwierają się szeroko, więc usadzanie dzieci na tylnej kanapie może być niewygodne. Sprawę ratuje obecność ISOFIX-ów na skrajnych miejscach. Brakuje podłokietnika i rolet przeciwsłonecznych. Na pocieszenie zostaje nam jedno gniazdo 12V i niski tunel centralny.
A bagażnik? Oferuje 410 litrów. Podłogę możemy ustawić na dwóch wysokościach, aby po złożeniu oparć w drugim rzędzie siedzeń uzyskać płaską powierzchnię. Jak to w crossoverach, występuje problem z wysokim progiem załadunkowym, ale coś za coś – styl i łatwość wsiadania albo komfort przy wkładaniu cięższych przedmiotów do bagażnika.
Jak jeździ?
Ale co z najważniejszym? Jak to się prowadzi? Po 300-kilometrowym odcinku mogę jednoznacznie stwierdzić, że Crossland X najlepiej czuje się w mieście. Na trasie dość mocno przeszkadza hałas w kabinie podczas wyższych prędkości oraz duża wrażliwość na podmuchy wiatru.
W mieście jest o wiele lepiej. Podczas manewrów spodoba nam się lekko chodząca kierownica, która w trasie dawałaby zbyt mało informacji z kół. Zawieszenie z całą pewnością nie należy do komfortowych – wyraźnie czujemy każdą nierówność na drodze.
Decydując się na silnik 1.2 Ecotec, mamy do wyboru dwie opcje: 6-biegowy automat lub 5-biegowy manual. Wybierając automat, musimy liczyć się ze znacznie zwiększonym spalaniem i dużo gorszą dynamiką auta, ale za to otrzymujemy korzyści płynące z posiadania automatu. Testowana wersja ma manualną przekładnię i doskonale widać po niej, że Francuzi „maczali w niej palce”. Skrzynia ta charakteryzuje się bardzo długimi skokami lewarka i małą precyzyjnością. Pozytywną jej stroną jest jednak dobranie przełożeń do możliwości silnika.
A co z samą jednostką napędową? Testowany egzemplarz został wyposażony we wspomniany wcześniej silnik 1.2 Ecotec i manualną przekładnię. Układ ten daje nam do dyspozycji dzielne 110 KM i 205 Nm dostępnych – według producenta – od 1500 obr./min. Niestety mocno zauważalne jest zjawisko turbo dziury – gdy auto ma mniej niż 2000 obrotów, możemy całkowicie zapomnieć o przyspieszeniu. Auto zaczyna „wyrywać do przodu” dopiero powyżej 2400 obr./min. Wtedy jednostka ta może nas bardzo pozytywnie zaskoczyć swoimi osiągami. Oplowi doskonale udało się ukryć trzycylindrową naturę silnika – nawet przy współpracy z systemem Auto Start&Stop, drgania są praktycznie nieodczuwalne.
Decydując się na model z wyższym prześwitem, musimy liczyć się też z większym spalaniem niż w przypadku auta kompaktowego. Crossland X w trasie zużywa około 6,5 litra, natomiast w mieście musimy liczyć się ze zużyciem oscylującym wokół 7 litrów. Mimo tych wszystkich małych niedociągnięć, prowadzenie tego modelu zapamiętujemy jako pozytywne doświadczenie.
Wojna domowa
Ale po co w ogóle powstał Crossland X? Przecież Opel w swojej gamie posiada już Mokkę X, która wymiarami bardzo przypomina Crosslanda X. Starszy model jest dłuży o 63 mm i szerszy o 16 mm. Są jednak małe różnice pomiędzy tymi dwoma autami. Mokka X powstała na płycie podłogowej GM, a Crossland X został stworzony na modułowej platformie od PSA. Kolejną różnicą między tymi autami jest napęd. W Mokce możemy dostać napęd 4x4, a w Crosslandzie X musimy zadowolić się tylko napędem na przednią oś. Gdy będziemy bardziej dociekliwi, w danych technicznych, możemy zauważyć, że nowszy model posiada większy rozstaw osi (o 54mm), co przełoży się na większą ilość miejsca w środku. Dysponuje też większym o 54 litry bagażnikiem. Choć obydwa te modele są do siebie bardzo podobne, to Crossland X jest nastawiony bardziej na rodzinę, a Mokka X na doznania terenowe, z racji możliwości posiadania napędu 4x4.
Mogło być lepiej, mogło być gorzej…
59 950 zł – tyle będziemy musieli zostawić w salonie, kupując podstawową wersję Crosslanda X. Pod maską znajdziemy wtedy 82 KM z silnika 1.2 i całkiem bogate wyposażenie. W standardzie dostaniemy: tempomat, system rozpoznawania znaków drogowych i asystenta pasa ruchu. Nie zabraknie też LED-owych świateł dziennych. Trochę mniej zapłacimy za podstawową wersję Citroena C3 Aircross (52 900 zł), który będzie napędzany tą samą jednostką. Mniej zapłacimy też za Kię Stonic, której ceny startują od 54 990 zł. Wspomniana wcześniej Mokka X jest już dużo droższa – minimalnie kosztuje 73 050 zł. Jeszcze więcej zostawimy w salonie Volkswagena – aby kupić T-Roca, w naszym portfelu musi znajdować się kwota co najmniej 76 490 zł. Patrząc na ceny największych konkurentów, możemy stwierdzić, że testowany model został rozsądnie wyceniony.
Ogólnie panujący trend na samochody z podwyższonym zawieszeniem ma się świetnie i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. Nie dziwi więc decyzja Opla o przemianie Merivy, czyli miejskiego minivana, na B-crossovera – Crosslanda X. BMW do niedawna oferowało pięć SUV-ów, a dopiero co do tego grona dołączył kolejny model – X2. Skoro w przypadku bawarskiej marki na wszystkie modele znajdują się klienci, to dlaczego z Oplem miałoby być inaczej? Stale rosnący popyt na auta tego typu zmusza Opla do produkcji kolejnych crossoverów i SUV-ów, więc możemy być pewni, że Mokka X, Crossland X i Grandland X to nie ostatnie słowo tej marki.