Opel Cascada - wizytówka marki
Zachód słońca, równy asfalt przed nami i brak dachu nad głową - to dla wielu motomaniaków przepis na idealne zakończenie dnia. Opel doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego od roku w ofercie marki możemy znaleźć model Cascada. Samochód wygląda wspaniale, ale czy stylistyka to jego jedyna zaleta?
Cascada (z hiszp. wodospad) jest pozycjonowana jako oddzielny, ekskluzywny model, ale pas przedni jak i rozstaw osi identyczny z Astrą GTC (2695 milimetrów) wskazują na duże podobieństwo z popularnym hatchbackiem. Kabriolet Opla wyróżnia się jednak tylnymi światłami z chromowaną listwą przebiegającą przez klapę (niczym w Insignii) oraz znaczną długością nadwozia, które mierzy prawie 4,7 metra. Co najważniejsze, Cascada wygląda naprawdę dobrze i proporcjonalnie. Aby nie zepsuć efektownej linii, ukryto pałąki przeciwkapotażowe. Pojawiły się nawet plotki, że jest to baza do stworzenia przez niemiecką firmę następcy legendarnej Calibry.
Kolejnym elementem wskazującym na pokrewieństwo z Astrą jest kokpit. A to oznacza, że do naszej dyspozycji są 4 pokrętła i nieco ponad 40 przycisków, czyli dokładnie tyle, ile potrzeba, żeby doprowadzić kierowcę do szału. Rozplanowanie klawiszy jest mało logiczne, a większość z nich użyjemy tylko raz – i prawdopodobnie po to, aby sprawdzić czy w ogóle działają. Na szczęście całkiem rozsądnie zaprojektowano system multimedialny, a sprawne poruszanie się po nim wymaga zaledwie jednego pokrętła. Przynajmniej w tym przypadku nie trzeba zaglądać do instrukcji obsługi.
O tym, że Cascada chce być „premium” świadczą przede wszystkim materiały wewnątrz. Wystarczy tylko spojrzeć na fotele. W kabinie króluje skóra, przyjemne w dotyku plastiki oraz wstawki udające włókno węglowe. Robią to jednak na tyle dobrze, że nie można zaliczyć ich do minusów. Jakość wykonania? Po prostu świetna. Widać, że Opel naprawdę postarał się, aby spasowanie poszczególnych elementów stało na najwyższym poziomie.
Największy problem kabrioletów, czyli ilość miejsca na tylnej kanapie, rozwiązano całkiem dobrze. Samochodem bez przeszkód mogą podróżować (choć raczej na krótkich dystansach) osoby o wzroście 180 centymetrów. Po rozłożeniu dachu, pasażerom drugiego rzędu będą dawać się we znaki zawirowania powietrza powstające przy prędkości około 70 km/h. Jeżeli jedziemy tylko we dwójkę, można (a raczej należy) rozłożyć tzw. windshota. Z tyłu co prawda już nikt nie usiądzie, ale nawet w okolicach „setki” w kabinie będzie cicho i w miarę bezwietrznie.
Użytkowanie Cascady na co dzień może być nieco problematyczne. I nie chodzi tutaj o izolację od odgłosów z zewnątrz, bo pomimo tego że dach jest szmaciany, poziom hałasu w mieście nie odbiega zbytnio od tradycyjnych pojazdów. Dokuczać nam będzie słaba widoczność – do tyłu nie widać praktycznie nic, a słupki A są spore i nachylone pod ostrym kątem. Wysiadanie z testowanego Opla na ciasnym parkingu wymaga sporych zdolności akrobatycznych, a jest to spowodowane długimi (bo mierzącymi aż 140 centymetrów!) drzwiami. Bez odpowiedniego wyczucia można bardzo łatwo porysować auto stojące obok.
Pozostaje również aspekt bagażnika. Ma on 350 litrów, tak więc spokojnie zmieszczą się do niego dwie walizki. Nie otworzymy wtedy jednak dachu. Aby to zrobić, należy odblokować specjalny schowek, który „ukradnie” nam 70 litrów i sprawi, że kufer będzie całkowicie nieprzydatny z racji swojego kształtu (całe szczęście, że klapa utrzymuje się na siłownikach). Ponadto w pakowaniu przeszkadza mały otwór załadunkowy. Niezbyt dobrze przedstawia się także kwestia ładowności - Opel udźwignie tylko 404 kilogramy.
Wszystkie te problemy okazują się nieistotne, gdy naciśniemy na tunelu środkowym przycisk służący do otwarcia dachu. Możemy to zrobić praktycznie wszędzie, bo mechanizm działa do prędkości 50 km/h. 17 sekund później cieszymy się niebem nad głową. Sam proces nie wymaga od nas żadnej skomplikowanej czynności – nie ma mowy o jakichkolwiek zaczepach czy dźwigienkach. Jeśli dokupimy podgrzewanie foteli i koła kierownicy, nawet temperatura powietrza rzędu 8 stopni nie będzie przeszkodą, czego nie omieszkałem sprawdzić.
Testowany egzemplarz ma pod maską czterocylindrową, turbodoładowaną jednostkę z bezpośrednim wtryskiem paliwa o mocy 170 koni mechanicznych (przy 6000 obr./min) i momencie obrotowym wynoszącym 260 niutonometrów dostępnych już od 1650 obr/min. Zapewnia ona Cascadzie całkiem zadowalające osiągi. Do pierwszej „setki” Opel przyspiesza w nieco poniżej 10 sekund.
170 koni mechanicznych to sporo, ale tej mocy w praktyce nie da się odczuć. Nie zaobserwujemy podczas przyspieszania mocnego „kopnięcia”. Wybieranie kolejnych biegów jest precyzyjne, lecz długi skok drążka skutecznie ogranicza sportowe zapędy kierowcy. No cóż, samochód zaprojektowano przecież do spokojnych przejażdżek.
Największym problemem Cascady jest jej ciężar. Z pełnym bakiem auto zbliża się do wagi prawie 1800 kilogramów. Jest to oczywiście spowodowane dodatkowymi wzmocnieniami podwozia, mającymi zapewnić bezpieczeństwo pasażerów podczas ewentualnego wypadku. Niestety, odbija się to przede wszystkim na spalaniu – kabriolet Opla z tym silnikiem w mieście potrzebuje około 10,5 litra benzyny na sto kilometrów. W trasie zadowoli się 8 litrami.
Duża masa wpływa też na prowadzenie. Dzięki zastosowaniu zawieszenia HiPerStrut (znanego z Astry GTC) Cascada nie ma tendencji do zaskakiwania kierowcy podsterownością, jednak wystarczy przejechać przez kilka łuków, a okaże się, że samochód cały czas walczy ze swoją nadwagą. Istnieje możliwość wyposażenia pojazdu w elektronicznie regulowaną siłę tłumienia (FlexRide). Różnice w poszczególnych trybach – Sport oraz Tour - są zauważalne, ale nie zmienimy tego auta w sportowca po naciśnięciu jednego przycisku. Opcjonalne felgi z oponami o rozmiarze 245/40 R20 wyglądają fenomenalnie, ale zmniejszają komfort i sprawiają, że nawet najmniejsze koleiny stają się po prostu irytujące.
Cascadę można kupić tylko i wyłącznie w najwyższej wersji o nazwie „Cosmo”, czyli innymi słowy, w najbogatszym pakiecie wyposażenia. Dostajemy więc dwustrefową klimatyzację, kierownicę pokrytą skórą, czujniki parkowania z tyłu czy tempomat. Cennik otwiera auto z jednostką 1.4 Turbo (120 KM) za 112 900 złotych. Ale to nie koniec.Producent przygotował całkiem długą listę dodatków. Warto zdecydować się na podgrzewane fotele przednie (1000 złotych), reflektory biksenonowe (5200 złotych), a jeśli będziemy używać Cascady na co dzień, lepszą izolację akustyczną (500 złotych). Samochód z silnikiem 1.6 Turbo, który wydaje się najbardziej pasować do „bulwarowego” charakteru kabrioletu, uszczupli nasz portfel o 121 600 złotych.
Opel Cascada bardzo stara się zerwać ze stygmatem „astry bez dachu”. Aby nie kojarzono go z popularnym hatchbackiem zrezygnowano z nazwy Twin Top, dopracowano materiały i jakość wykończenia. Czy taki plan wypali? Kabriolety nie są w Polsce popularne. Produkowana w Gliwicach Cascada pozostanie prawdopodobnie ciekawostką w ofercie tej marki.