Opel Ampera - zachcianka
Co jest ważniejsze? Twój prywatny budżet, miłość do zabawek elektronicznych, czy może ekologiczny wizerunek? Jeśli masz wielki telefon, z którym można porozmawiać, nawet nie dzwoniąc do nikogo, to zapewne uwielbiasz elektroniczne gadżety i kosztem swojego budżetu spełniasz własną zachciankę. Jeśli jeździsz hybrydowym samochodem, to zapewne czujesz się odpowiedzialny za naszą planetę i chcesz osobiście zniwelować szkody, jakie fundują środowisku miliony dymiących chińskich kominów. Jeśli zaś wszystko co Cię interesuje to pieniądze, to ... nie uciekaj! To nie jest co prawda poradnik "Twój pierwszy milion w kwadrans", ale być może po jego przeczytaniu zobaczysz szansę na pewne oszczędności.
A wszystko dlatego, że inżynierowie GM zbudowali ostatnio samochód, który jeździ prawie za darmo - powinien więc zainteresować tych oszczędnych. Samochód tak zaawansowany technologicznie, że iPhone5 przy nim, to jakiś przeżytek – zostanie więc pupilem gadżeciarzy. Samochód, który przez cały dzień nie emituje nic – nawet dźwięków. W GM zbudowali więc coś, co można uznać za zachciankę dla każdego, kto nie jest akurat myślami w XVIII wieku.
Opel Ampera, bo o nim mowa, to samochód, który ma silnik elektryczny i spalinowy, ale nie jest hybrydą – to auto elektryczne o przedłużonym zasięgu. Dlaczego tak go wychwalam, przecież na rynku są już samochody elektryczne..? Bo większość z nich zacznie migać kontrolką pustej baterii jeszcze zanim wyjedziemy z własnego garażu. Mają one napęd wyłącznie elektryczny, co skazuje je na łaskę każdego, kto na ich drodze posiada gniazdko 230V. Brak infrastruktury, umożliwiającej ładowanie baterii, może wymusić pewnego dnia postój u kumpla ze słowami: „Zrób mi 7 kaw, wychodzę dopiero po 16-tej”. A to idealny sposób na to, żeby koledzy przestali Cię poznawać na ulicy, dlatego rozglądajmy się dalej…
W sprzedaży są też hybrydy, które poruszają się przy pomocy silnika spalinowego jak i elektrycznego i szczerze mówiąc, robią to dobrze. Jednak dla ekologicznego purysty wciąż dymią. Dla gadżeciarza są tylko próbą bycia prawdziwym iPhonem5. A dla oszczędnego sprawdzają się tylko wtedy, kiedy uprawiają niemiłosierny ecodriving. Na dzień dzisiejszy nie wymyślono w rozsądnych cenach nic lepszego. A w nierozsądnych? I tak dochodzimy do naszej testowej Ampery, która jest lepsza od hybrydy. Tyle, że słono kosztuje, ale o tym później.
Opel Ampera napędzany jest silnikiem elektrycznym o mocy 150 KM i momencie obrotowym wynoszącym 370 Nm. Energia pobierana jest z baterii litowo - jonowych, które znajdują się pod tylną kanapą i w wysokim środkowym tunelu. Ich pełne naładowanie z domowego gniazdka trwa 6 godzin, a prądu wystarczy (w zależności od trybu jazdy, a do wyboru mamy normalny, sportowy, górski oraz tryb podtrzymywania baterii) na pokonanie od 40 do 80 km.
Kiedy prąd się skończy nie jesteśmy skazani na szprycowanie się kofeiną u znajomych - komputer uruchamia wówczas jednostkę spalinową o pojemności 1.4 i mocy 86 KM, która zacznie pracować jako… elektrownia pokładowa. I tylko tyle! Energia z benzyniaka wystarcza do wytworzenia prądu dla silnika elektrycznego. Silnik benzynowy pracuje ze stałą prędkością obrotową, która została tak dobrana, aby połączyć efektywność z ekonomią. Prądnica dostarcza energii z oktanów tylko na bieżące potrzeby zespołu napędowego – nie ładuje przy tym baterii. Energia nie jest magazynowa w bateriach z prostych przyczyn – kiedy dojedziemy do celu, to użyjemy dużo tańszego prądu z gniazdka.
Jak to działa w praktyce? Moją przygodę z Oplem Amperą rozpocząłem od prawie trzystukilometrowej trasy. Zająłem miejsce za kierownicą, ogarnąłem najważniejsze dotykowe przyciski na błyszczącej konsoli (ewidentna inspiracja nowoczesnymi telefonami) i wcisnąłem niebieski guzik Power. Po konsternacji, spowodowanej wyświetleniem na ekranie 859 najpotrzebniejszych informacji zrozumiałem, że niepotrzebnie czekam na jakieś odgłosy. Znakiem gotowości auta do jazdy jest zielony napis „Ready”.
Przeżyłem to już nieraz w autach hybrydowych, które przez chwilę na parkingu potrafią jechać na samej baterii, a i to pod warunkiem, że delikatnie operujemy gazem. Przyzwyczajony do klekotu, a w najlepszym wypadku do warkotu, kierowca czuje się bardzo dziwnie, nie słysząc odgłosu silnika w ruszającym samochodzie. Tu słychać było tylko szum opon i to nie tylko na parkingu. Jechałem przez Warszawę i z każdym kilometrem podobało mi się to coraz bardziej. Zaskakujące jest odczuwanie fizyki jazdy bez wrażeń dźwiękowych, dostarczanych przez silnik spalinowy. Napęd elektryczny ciągnie bardzo mocno i równomiernie – czuje to moje ciało, a oczy widzą coraz szybciej znikające obiekty, ale słuch sugeruje, że nic się nie dzieje.
Bezszelestna jazda wciąga, a podróżowanie autem, które wzbudza zainteresowanie na ulicy jak bolid za milion dolarów, jest zaskakująco przyjemne i pozytywne. Oto siedzi za kierownicą zamożny obywatel, który nie myśli tylko o sobie, ale i o misiach polarnych, a do tego ewidentnie jest takim samym jak ja wielbicielem gadżetów.
Radość z bezszumnej jazdy skończyła się wraz z 41 kilometrem podróży. Baterie zostały opróżnione i auto uruchomiło generator w postaci wspominanego wcześniej benzyniaka. Jednostka spalinowa daje o sobie znać jednostajnym i dość głośnym pomrukiem, który czuć też na kierownicy, bo generuje delikatne wibracje. Dalsza jazda nie różniła się znacząco, ale nie jechałem już w zupełnej ciszy. Na trasie liczącej 294 kilometry Opel Ampera zużył 10,5 KWh prądu oraz 16,75 litra benzyny. Na pierwszy rzut oka wynik nie wygląda to obiecująco. Policzmy – wartość zużytej energii elektrycznej wynosi około 3 zł i 40 gr, a benzyny około 93 zł. Wynik nie powala, bo nowoczesne diesle przebiją ten wynik z łatwością. Opel Ampera nie służy jednak do pokonywania długich tras – to jest auto dla mieszkańca miasta/przedmieść, który dziennie przejeżdża mniej więcej tyle, ile wynosi zasięg baterii Ampery.
Przez kolejne dni obserwowałem więc dopasowanie możliwości samochodu do rytmu mojego życia. Dom, szkoła, praca, klub sportowy, sklep, szkoła, dom i tak w kółko. Moje umiejętności ecodrivingu były wspomagane zieloną kulką na ekranie komputera, która radośnie obracała się, kiedy byłem łaskawy dla naszej planety i żółciała ze złości, kiedy za bardzo wciskałem pedał gazu lub hamulca. Jeżdżąc samochodem uczyłem się jak oszczędzać prąd, aż w końcu udało mi się osiągnąć przebiegi ponad 50 km na jednym ładowaniu.
Podróżując tylko na prądzie można pokonać 50 km płacąc za to około 4 zł. Jeśli Twoje auto pali w mieście 10 litrów/100 km to wyobraź sobie, że Opel Ampera jeździ na baterii tak tanio, jak gdybyś do swojego samochodu kupował benzynę po 80 groszy za litr. A kiedy bateria się kończy, to Ampera zaczyna zużywać mniej więcej tyle samo paliwa, co inne samochody z benzynowym silnikiem, czyli 7-10 litrów, zależnie od warunków na drodze. I tu tkwi mała pułapka: jeśli zabraknie Ci 50 km to zobaczysz wymieniony wyżej wynik. Lecz jeśli zostaniesz bez prądu zaledwie parę kilometrów od domu, to zimny silnik uruchomiony tego dnia po raz pierwszy, wyżłopie na pokonanie ostatnich dwóch przecznic pół lub nawet litr paliwa. A wówczas przejechanie ostatniego odcinka będzie droższe od wcześniejszej jazdy przez cały dzień.
Jeśli więc widzisz ryzyko, że zabraknie Ci parę kilometrów do przydomowego gniazdka, to lepiej podładuj baterie pod biurem. Jak się ładuje Opla Amperę? Gniazdko do podłączenia przewodu ładowania znajduje się pod pokrywką na lewym, przednim błotniku. Przewód ma specjalny moduł, który sprawdza jakość instalacji elektrycznej i za pomocą diodek informuje, czy dane gniazdko daje odpowiednie napięcie. Miejsce na przewożenie kabla z tym modułem wygospodarowano w bagażniku.
Niby wszystko gra, ale to teoria, bo w praktyce zwijanie i rozwijanie kabli nie jest czynnością kilkusekundową – gruby kabel nie chce się układać tak jak tego chcemy, nie mieści się na przewidzianym miejscu, często jest brudny i mokry po wylegiwaniu się na parkingu, a schowanie go w „piwnicy” bagażnika oznacza konieczność wyjęcia ewentualnych walizek. W praktyce bezstresowe wykonywanie tej czynności szybko staje się fikcją i w pośpiechu będziemy rzucać ten (pamiętajmy – brudny i mokry) przewód do bagażnika, gdzie zajmie on przestrzeń ładunkową.
Skoro już mówimy o bagażniku, to pojemność 310 litrów nie powala (podobnie jak w większości hybryd), a szeroki wystający zderzak utrudnia dostęp do walizek. Dodatkowo łatwo się przy tym ubrudzić, bo kształt nadwozia Ampery sprawia, że tył auta zbiera mnóstwo brudu i kurzu. Łatwo to zobaczyć kiedy wyjedzie się z myjni – po przejechaniu kilku kilometrów tył samochodu znów nadaje się do mycia, a zabrudzona kamera cofania staje się niezbyt użyteczna.
Z uśrednionych obliczeń wyszło mi, że prędkość ładowania baterii wyniosła 8 km/h. Czyli jeśli podłączę auto do 230V na 2h pod biurem, to w baterii przybędzie prądu na 16 km. Prąd znika jednak nie tylko podczas jazdy - należy unikać ładowania zbyt wcześnie, bo ze stojącej Ampery także „ucieka” prąd. Na przykład: jeśli ładowanie skończy się o godzinie 22 wieczorem, to o 7 rano komputer sugeruje już konieczność dodatkowych 22 minut ładowania, by uzupełnić straconą energię. W opcjach ładowania znajdziemy rozwiązanie – można ustawić godzinę wyjazdu, wówczas Ampera opóźni rozpoczęcie procesu, tak by litowo-jonowe ogniwa wypełniły się energią tuż przed podróżą.
Warto poświęcić chwilę specjalnemu przyciskowi oznaczonemu symbolem liścia - za jego pośrednictwem można kontrolować stan zużywanej energii i na bieżąco śledzić jej przepływ pomiędzy prądnicą, bateriami i silnikiem. Zarządzanie energią w Amperze to prawdziwy majstersztyk. Inżynierowie GM obliczyli, że energetycznie bardziej ekonomiczne jest ogrzanie pasażerów ciepłym fotelem, niż poprzez ogrzewanie powietrza wokół nich. Dlatego w Amperze grzanie foteli włącza się automatycznie, dmuchawa nie spieszy się z pompowaniem ciepła do środka, a na kluczyku znalazło się nawet zdalne uruchamianie podgrzewania siedzeń.
Skupiłem się na technice, ale Ampera ma przecież służyć kierowcy jak każdy inny samochód. Jak się prowadzi to auto? Całkiem przyjemnie. Ampera jest niska, szeroka i ma spory rozstaw osi. Zawieszenie zestrojono dość twardo, ale podczas jazdy w zakrętach i tak czuć ciężar zamontowanych z tyłu baterii. Przednie zawieszenie pracuje dość głośno, jak na auto z 10 tysiącami km przebiegu. Silnik elektryczny zapewnia przyzwoite przyspieszenie, a moment oborowy jest dostępny w całym zakresie obrotów elektrycznego silnika. Subiektywnie czuć, że auto ma dość pary, ale ma też sporo do uciągnięcia – baterie ważą 180 kg.
Opel Ampera pierwszą „setkę” osiąga po niespełna 10 sekundach, a prędkość maksymalna oscyluje w granicach 170 km/h. Na więcej nie pozwoli fabryczne ograniczenie. Silnik elektryczny zapewnia dobrą elastyczność – od 60 do 100 km/h rozpędza się w 5,4 sekundy. Należy przypomnieć, że Ampera nie należy do lekkich samochodów (masa własna to ponad 1700 kilogramów), dlatego osiągi można uznać za zadowalające.
Konstruktorzy tego modelu nie zapomnieli, że oprócz technologii liczy się prezencja. Opel Ampera na drodze wygląda nieco jak concept car. Piękne przednie lampy w kształcie bumerangu nadają autu agresywności, wysoko zadarty tył przywodzi na myśl pojazdy o sportowym zacięciu. Nisko poprowadzona linia szyb oraz koła szczelnie wypełniające nadkola dopełniają efektu dynamizmu, ukrytego w sylwetce Opla. Dobrze, że ekonomiczna jazda nie oznacza w tym przypadku konieczności poruszania się pojazdem o wyglądzie Melexa. Design i wykończenie wnętrza stoją na wysokim poziomie, ale przestrzeń w czteroosobowej kabinie nie rozpieszcza. Kokpit z dotykowymi guzikami przypomina nieco przerośniętego iPoda. Kierowca ma do dyspozycji dwa ekrany LCD - jeden zastępuje klasyczne wskaźniki, a drugi, dotykowy pozwala obsługiwać radio, nawigację oraz klimatyzację i wspomniane wcześniej opcje zarządzania energią. Pewne zastrzeżenie mam też do widoczności, ograniczonej przednim słupkiem, co w połączeniu z brakiem warkotu silnika, który by ostrzegał przechodniów przed nadjeżdżającym autem może sprawić, że Ampera będzie wymarzonym autem dla fanów Carmageddonu.
A tak poważnie - dla kogo jest ten samochód? Odpowiedź brzmi: dla każdego, kto robi dziennie mniej niż 50 km. Pokonywanie takich krótkich odcinków kosztuje grosze - inaczej niż w przypadku silnika spalinowego, który „na zimno” spala dużo paliwa, więc można bez poczucia winy pojechać 100 metrów dalej po gazetę.
Czy Ampera ma szansę na sukces? Jako technologiczny przykład tego, że się da Ampera już odniosła sukces. Lecz komercyjny sukces opiera się także na zimnej kalkulacji. A z tym Ampera jest na bakier. Auto kosztuje ponad 200.000 zł, więc mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem. Nauczeni jesteśmy, że w przypadku droższych diesli trzeba dużo jeździć, aby inwestycja się zwróciła. Z elektrycznym Oplem jest zgoła odmiennie – trzeba jeździć mało, aby nie wyczerpać baterii, a to psuje cały bilans. Spójrzmy: biorąc pod uwagę średnie przebiegi Polaków na poziomie 50 km dziennie, zamiast wydać na paliwo ok. 40 zł wydamy nie więcej niż 8 zł na prąd. Ampera pozwoli zaoszczędzić około 600 zł miesięcznie, czyli około 7200 zł w skali roku. Jednak koszty zakupu i ubezpieczenia są niewspółmierne do oszczędności, wynikających z użytkowania. Dla samych pieniędzy nie ma więc sensu trząść w posadach domowym budżetem, bo samochód jest po prostu zbyt drogi. Przynajmniej na razie. Co innego, jeśli interesują nas nie tylko oszczędności, ale też gadżety i eko-wizerunek - wówczas Opel Ampera ma szanse na to, że kiedyś zostanie czyjąś spełnioną zachcianką.