Nowy Fiat Panda
Nastały ciężkie czasy dla motoryzacji. Kiedyś ludzie płakali ze szczęścia, gdy każdego ranka widzieli pod blokiem swój własny samochód. Toporny, brzydki, o poziomie bezpieczeństwa dorównującym przegrzanej elektrowni atomowej - ale własny. A teraz? "Nie będę tym jeździł, to jest paskudne, tandetne i nie pasuje mi do koloru oczu". Do tego dochodzi ostatnio jeszcze jeden aspekt: "Na Boga, czemu to takie drogie?!". Nawet największe hity rynkowe nie są odporne na zmieniające się gusta, dlatego Fiat postanowił zareagować zanim takie epitety zaczną padać pod adresem jego bestsellera. Przyszedł czas na premierę nowej Pandy.
Przypomnę krótko historię tego auta, bo jest naprawdę ciekawa. Model zadebiutował w 1980 roku i chociaż dzisiaj pierwsza generacja wygląda jak pudełko TicTaców, to wtedy była śliczna, bo zaprojektował ją Giorgetto Giugiaro. Mało tego – trzy lata później była pierwszym samochodem w swojej klasie z napędem na wszystkie koła, a w 1986 roku świat zdziwił się, gdy pod maskę Pandy trafił silnik Diesla. Wcześniej nikt nie wpadł na to, żeby zrobić taki eksperyment w miejskim aucie. Zresztą Fiat miał wtedy prawdziwą wenę do wprowadzania nietypowych rozwiązań, bo w 1990 roku stworzył nawet wersję elektryczną. Mimo to w późniejszym czasie na temat Pandy trochę ucichło. I było tak do 2003 roku. Właśnie wtedy Fiat postanowił wprowadzić na rynek auto większe od modelu Seicento, które przeszło już tyle faceliftingów, że designerom robiło się słabo na samą myśl o tym samochodzie, ale zarazem mniejsze od Punto. W ten sposób powstał... Gingo.
Gingo szybko trafił z wersji koncepcyjnej do wersji produkcyjnej i od razu urzekł cały świat swoim dyskretnym urokiem. W sumie urzekł wszystkich prócz Renault. Fiat miał wtedy lekkie problemy finansowe (chociaż nie, one nie były lekkie…) i francuski producent chyba postanowił go dobić. Renault zagroziło Fiatowi, że wytoczy proces dotyczący nazwy „gingo”, która została stworzona na podobieństwo... „twingo”. Warto tutaj dodać, że Twingo jest miejskim modelem, który wtedy od lat był taki sam, sprzedawał się kiepsko, bo miał już trochę lat na karku, a każdy kto siedział za jego kierownicą wyglądał na kobietę. Nawet Gołota. Fiat nie był wtedy w stanie zapłacić za przegraną sprawę, dlatego postanowił nie ryzykować – sięgnął do historii i zaczął sprzedawać Gingo, jako Pandę drugiej generacji...
8 lat na rynku, ponad 2 mln wyprodukowanych egzemplarzy i nieodłączny krajobraz tysięcy miast na świecie – Panda II okazała się ogromnym przebojem. Do tego była produkowana w Tychach, więc tym bardziej powinniśmy ją lubić. Ale wszystko się zmienia, dlatego Fiat postanowił przenieść produkcję Pandy III do Włoch. Do tego przeznaczył aż 700 mln euro na dostosowanie fabryki do wytwarzania około 240 tys. sztuk rocznie. Te liczby powalają... I zarazem smucą, bo mogłyby dotyczyć nas, a nie kraju, który woli makaron od ziemniaków.
Nowe auto zostało wydłużone aż o 11cm, poszerzone o 5cm, a także otrzymało 1cm do wysokości nadwozia. I co z tego? Dzięki temu ten nieduży samochód ma jeden z największych bagażników w swojej klasie! A i w środku miejsca jest naprawdę sporo jak na miejskie auto. Co ze stylistyką? Nowa Panda otrzymała coś w stylu łagodnej twarzy łagodnego misia. No niech będzie – powiedzmy, że pandy. Poprzednia generacja była na swój sposób urocza i kanciasta. Z kolei nowa Panda została wyoblona wszędzie, gdzie się dało. Widzieliście pudełka, w których sprzedawane są iPody Nano? Takie małe, kwadratowe z zaokrąglonymi brzegami. Dam sobie głowę uciąć, że jeden z designerów kupił sobie ten odtwarzacz, pozostali poszli w jego ślady w myśl zasady: „on ma, to ja też muszę” i wszystkim tak się spodobało opakowanie, że zrobili z niego stylistyczną myśl przewodnią swojego dzieła. Prostokątna atrapa chłodnicy o łagodnych liniach, przednie reflektory, lampy w tylnym zderzaku, dodatki stylistyczne, a nawet mała boczna szybka przeszczepiona z poprzedniego modelu – wszystko ma delikatny, kwadratowy kształt. Przy tym wszystkim proporcje są świetne i ciężko nie zgadnąć, że to Fiat. Ba – ciężko nie zgadnąć, że to nowa Panda, choć w przeciwieństwie do projektów grupy Volkswagena wygląda zupełnie inaczej od poprzednika. I w rozpoznaniu modelu nie przeszkodzi nawet tył jakby żywcem ściągnięty z Citroena C3 Picasso. Czy wnętrze też jest zupełnie inne, niż wcześniej?
Tak, szczególnie, jeśli chodzi o materiały wykończeniowe. Mają ciekawą kolorystykę, może i nie wszystkie są wybitnie miękkie i przyjemne w dotyku, ale w końcu to tylko auto miejskie. Najlepszy jest jednak sam projekt – całość jest dość nietypowa i ma motyw pudełka po iPodzie Nano – kwadratowe są zegary, gałka zmiany biegów, panel sterowania nawiewem, zagłówki, a nawet elementy stylistyczne radia i motywy na oparciach... Ale nie każdy jest estetą i ważniejsza jest praktyczna strona auta. Tu akurat w Fiacie jest całkiem nieźle. Pudełkowate nadwozie pozwala maksymalnie zagospodarować przestrzeń ładunkową, do tego tylna kanapa składa się i przesuwa. Dzięki temu można wybrać – zgnieść bagaże, czy może pasażera? W praktyce, to bardzo przydatne rozwiązanie. Podobnie jak oparcie prawego fotela – opuszcza się i może zmienić się w stolik. Jednak chyba jeszcze bardziej zaskakuje ilość możliwości dostosowania Pandy pod siebie.
Niech pomyślę, Fiat ma już małe auto klasy Premium – model 500. Jest słodki, modny i oprócz tego, że można nim jeździć, to jeszcze świetnie komponuje się z elementami garderoby. To nie tylko samochód. To modny dodatek do wizerunku. Nowa Panda chyba mu pozazdrościła – 4 poziomy wyposażenia, aż 10 kolorów nadwozia i 4 wnętrza, dwa wzory kołpaków oraz alufelgi 14- i 15-calowe... To oznacza, że ciężko będzie spotkać dwie identyczne Pandy III, bo kombinacji konfiguracji samochodu jest ponad 600! A jak nowy model wygląda pod względem konstrukcyjnym?
Z przodu zastosowano kolumny McPhersona, a z tyłu belkę skrętną – nie ma chyba nic prostszego i bardziej niezawodnego, ale i tak wszystko będzie zależało od materiałów, w końcu nasze drogi to dzieło szatana. Z ludzką twarzą oczywiście. Jednak jedną z ciekawszych rzeczy jest źródło napędu. Nową Pandę można kupić z nowoczesnym silnikiem TwinAir. Jest fajny, bo dostał w tym roku nagrodę i to nie byle jaką – International Engine of the Year. Oprócz ładnej nazwy ma też ładne parametry i oszczędza środowisko. Wersja wolnossąca z 0.9l pojemności wyciska 65KM, a doładowana – aż 85. Pod maską można mieć też starego znajomego – benzynowy motor 1.2l z rodziny Fire. Ale lekko odświeżony i zmodernizowany, ma 64KM. W oszczędzaniu paliwa pomoże też system Start/Stop, który automatycznie gasi i zapala silnik podczas stania w korku, a przy okazji sukcesywnie zabija rozrusznik. Diesel w małym aucie? Czemu nie. 1.3 Multijet drugiej generacji osiąga 75KM. Co ciekawe – Panda może być teraz zasilana zarówno gazem CNG, czyli tym z kuchenek, jak i LPG – to ten, który według powszechnych poglądów tankują ludzie, którzy przeliczyli się z pojemnością silnika w swoim aucie. Instalacja CNG zostanie wprowadzona do 0.9 TwinAir, a LPG – do 1.2-litrowego Fire. Jest jeszcze parę innych niespodzianek.
Właśnie wersję z silnikiem Diesla otrzymałem do jazd testowych w Neapolu. Pierwsze wrażenia po zajęciu miejsca w kabinie są bardzo pozytywne – forma zegarów, przycisków i wszelkich bez wyjątku elementów samochodu jest ciekawa i atrakcyjna wizualnie. Zajęcie miejsca za kierownicą dla rosłego kierowcy jest co prawda utrudnione, bo fotel jest ustawiony bardzo wysoko i brakuje mu pionowej regulacji, więc kierowca ląduje z głową w podsufitce, lecz po lekkim dodatkowym odchyleniu oparcia widoczność wraca do normy.
Auto jest dobrze wyciszone – silnik Diesla słychać dopiero podczas mocnego przyśpieszenia. Czuć też jego mocną stronę – czyli spory moment obrotowy, który jest w zupełności wystarczający, aby radzić sobie z szalonym rytmem jazdy po włoskich miastach. Miejskie warunku równie pozytywnie zweryfikowały także zwrotność małego Fiata .
Wszyscy, którzy mają dość męczenia się w mieście z przekładnią manualną i zarazem dostają nudności na słowa „skrzynia bezstopniowa”, która jest często stosowana w miejskich autach, będą zachwyceni. Fiat wprowadził w Pandzie Dualogic – to coś w stylu DSG u Volkswagena czy PDK w przypadku Porsche. Dualogic jest zautomatyzowaną przekładnią manualną, a właściwie dwiema ze sobą połączonymi. Jest modna, bo ma fajną nazwę, dwa sprzęgła i szybko pracuje. Nowa Panda została też przyprawiona szczyptą technologii. Małe auta zwykle jeżdżą po mieście, ale muszą być tanie, dlatego nie mają nawigacji. Efekt jest taki, że jak przyjdzie co do czego, to rodzinne miasto staje się głupie, durne i bez sensu, bo nigdzie w nim nie można trafić. Fiat zastosował w swoim aucie dedykowaną nawigację Tom Tom, ale przenośną – dzięki temu tanim kosztem rozwiązał problem błądzenia po ulicach. Podstawowa wersja oczywiście jej nie ma, ale i tak można w niej liczyć na 4 poduszki powietrzne, ABS, a także halogeny i światła do jazdy dziennej. Za dopłatą można się też szarpnąć na system, który zatrzymuje samochód z 30km/h, gdy wykryje na torze jazdy przeszkodę, a kierowca nie zareaguje. Do miasta w sam raz. Jeśli to faktycznie pomoże myśleć nieprzytomnym ludziom, którzy przez nieuwagę wjeżdżają innym w tył, to już go lubię.
Panda II sporo zarobiła dla Fiata, dlatego wypadałoby to powtórzyć. Z ambitnymi planami produkcyjnymi kolejnej generacji na poziomie 240 tys. sztuk rocznie teoretycznie jest to możliwe, ale i tak wszystko będzie zależało od ceny i ludzi, którzy stwierdzą, że warto kupić nową Pandę z „twarzą” misia i tyłem Citroena C3 Picasso. Samochód trafi do naszych salonów na początku przyszłego roku, a póki co smuci tylko jedna rzecz – będzie mniej polski, niż przedtem...