Nowy Aston Martin Vanquish - bez rewolucji
Po pięciu latach udany DBS odchodzi na przedwczesną emeryturę, a jego miejsce zajmuje Vanquish -kolejny przykład tradycjonalizmu stylistycznego projektantów Aston Martina.
W porównaniu do poprzedniego Grand Tourera angielskiej marki, Vanquish nabrał nieco masy – jest jeszcze szerszy, bardziej barczysty, a linia boczna nie jest już tak spokojna, jak w DBS-ie. Projektanci wyraźnie wyżej poprowadzili tylną część nadwozia, co zwiększyło jego dynamikę. Całość dopełnia nowy tylny spoiler oraz ciekawie zaprojektowane LED-owe reflektory. W projekcie nadwozia widać nawiązania do limitowanego i piekielnie drogiego One-77.
Stylistyka była zawsze mocną stronę Aston Martina. No może wyłączając Cygneta, będącego wariacją na punkcie Toyoty iQ. Nowy Vanquish wygląda nowocześniej niż inne auta z gamy i wytycza kierunek stylistyczny dla nowych modeli, w tym odświeżonego DB9, który od pewnego czasu jest już testowany w częściowym maskowaniu. Ci, którzy jednak oczekiwali rewolucji srodze się zawiedli – nowy Aston wygląda bardziej jak DBS poddany gruntownemu liftingowi.
Wnętrze, jak każe tradycja, zostało w pełni pokryte skórą. Nie brakuje również chromowanych akcentów i dobrego wyposażenia. Poza oczywistymi udogodnieniami takimi jak klimatyzacja, poduszki powietrzne, tempomat czy nawigacja, samochód będzie posiadał również Hub WiFi, dzięki czemu łatwo będzie można zapewnić sobie dostęp do sieci. Wydaje się, że bardziej pasuje to do Rapide, ale może i niektórzy nabywcy Vanquisha będą chcieli zrobić ze swojego GT mobilny hotspot. W konsoli centralnej znajdziemy 6,5-calowy ekran do nawigacji i zarządzania multimediami. Za doskonałe doznania dźwiękowe odpowiada system audio marki Bang & Olufsen o mocy 1000W.
Przy zakupie auta będzie możliwość zamówienia sobie dwóch małych foteli z tyłu, które będą mogły służyć jako awaryjne miejsca, by przewieźć np. dziecko do szkoły. Standardowo auto, tak jak DBS, będzie dwuosobowe.
Mimo, że nowy Aston Martin ma doskonałe wyposażenie, to lista dodatków jest długa. Większość opcji skupia się wokół designu: wiele elementów można wykończyć na życzenie carbonem. Poza tym możni tego świata będą mogli zamówić kilka gatunków 20-calowych felg, innego rodzaju skórzane wykończenie wnętrza oraz np. wstawki z czarnej alcantary znane z limitowanego modelu One-77. Miłośnicy oldschoolu będą mogli doposażyć Astona nawet zmieniarkę CD mieszącą sześć krążków. Ci nowocześniejsi skorzystają z wejścia na iPoda i portu USB. Pod maską znajdziemy silnik V12 o pojemności 6-litrów, który produkuje 573 KM. DBS ma silnik o tej samej pojemności, jednak wytwarza on 517 KM. Różnica 56 KM jest więc całkiem spora, jednak nie widać tego w osiągach, bowiem stary model przyspiesza do 100 km/h w 4,3 sekundy, natomiast Vanquish robi to o 0,2 sekundy szybciej. Prędkość maksymalna nowego Astona to z kolei 295 km/h, czyli tyle samo ile DBS-a ze skrzynią Touchtronic, która teraz jest standardowym wyposażeniem nowego modelu. Poprzednik standardowo był jednak wyposażany w zwykły, sześciobiegowy manual, który przy odpowiednim wykorzystaniu pozwalał na osiągnięcie 305 km/h.
Większe znaczenie niż moc i osiągi ma jednak fakt, że Vanquish będzie 30% sztywniejszy niż poprzednik, co poprawi prowadzenie i zagwarantuje dobrą bazę do późniejszych mocniejszych wersji, które być może pojawią się w ciągu najbliższych lat.
A kuracja wzmacniająca bez wątpienia jest potrzebna, bowiem na tle konkurentów Vanquish nie jest wcale szybki. Dość powiedzieć, że jednym z konkurentów tego samochodu jest Ferrari F12berlinetta. Fakt – koń z Maranello jest droższy o dobre 200 tys. złotych – ale przy tych cenach, dla wielu takie sumy nie mają znaczenia. A różnica w osiągach jest porażająca: z 6,3-litrowej jednostki V12 Włosi wycisnęli 740 KM, co przełożyło się na znakomite osiągi: Ferrari zapewnia prędkość maksymalną 340 km/h i przyspieszenie do 100 km/h w 3,1 sekundy. Wyraźnie szybszy będzie Mercedes SLS AMG (3,8 s. do 100 km/h, 317 km/h), który kosztuje 886 tys. zł oraz Porsche 911 Turbo (3,7 s. do 100 km/h, 312 km/h) wycenione na mniej niż 750 tys. zł.
Angielski producent może więc konkurować jedynie stylistyką i marką, która z pewnością przyniesie mu odpowiednią ilość klientów. Szczególnie w ojczyźnie i USA. Tym bardziej, że kilkanaście km/h przy takich prędkościach ma bardziej znaczenie marketingowe i wizerunkowe niż rzeczywiście wpływa na odbiór samochodu przez kierowców.
Aston Marin podał, że cena będzie oscylować w granicach 190 tys. funtów, czyli w Polsce trzeba będzie się liczyć z wydatkiem na poziomie miliona złotych. Producent wie, że jego auto się sprzeda, bo w 2007 roku, po premierze DBS-a, błyskawicznie zebrano 1500 zamówień, a ówczesne możliwości produkcyjne Astona wynosiły 300 samochodów rocznie. Dziś wielu z tamtych klientów zdecyduje się na odświeżony model. Interes się kręci bez spektakularnych modernizacji.
Fot. Aston Martin