Nowe Suzuki Jimny – dokładnie takie powinno być auto terenowe!
Są takie samochody, które rozczulają swoim wyglądem. Oczywiście w pozytywny sposób. Są po prostu ładne, mają charakter, choć niejednokrotnie, ich uroda nie jest doceniana przez wszystkich. A jednak każdy się za nimi ogląda i uśmiecha, mijając je na ulicy. Jeśli jeszcze dodatkowo tak wyglądający samochód zachwyca tym, jak się prowadzi, co potrafi, to można mówić o prawdziwym hicie. I chyba, trochę niechcący, Suzuki stworzyło taki właśnie hit. Mowa o najnowszym wcieleniu Suzuki Jimny, którym jeździłem w Górach Sowich. I tak, ten samochód jest znacznie lepszy, niż mogłoby się Wam wydawać. Choć na pewno nie jest autem dla każdego. A dlaczego?
Długoletnia „kanciasta” tradycja
Pierwsza generacja Suzuki Jimny wyjechała na drogi w 1969 roku, a więc równo 50 lat temu. Nawet kultowy Mercedes-Benz Klasy G nie ma tak długiej historii! Co ciekawe, pierwszy w historii Jimny produkowany był z trzema silnikami: dwucylindrowym o pojemności 0.4 litra (to nie żart), trzycylindrowym o pojemności 0.5 i czterocylindrowym 0.8 litra. Niesamowite, prawda? A jednak nie przeszkadzało mu to w radzeniu sobie nawet w ciężkim terenie.
Na polskich drogach najczęściej spotkać można generację trzecią, która produkowana była nieprzerwanie przez 20 lat, od 1998 do 2018 roku. I to właśnie dotychczasowa odmiana małej japońskiej terenówki posłużyła za techniczną bazę do stworzenia najnowszego modelu. Bo skoro coś działa i spełnia swoje zadanie, to po co dokonywać rewolucji?
Ewolucja w nowym opakowaniu Suzuki Jimny
Rewolucja oczywiście nastąpiła, ale tylko w kwestii wyglądu. Teraz Jimny jest bardziej „kanciasty” niż dotychczas, nawiązuje bardzo mocno do dziedzictwa pierwszej i drugiej generacji. Przede wszystkim zdecydowano się na zminimalizowanie modnych dzisiaj bocznych przetłoczeń (to znacznie polepsza widoczność podczas jazdy w terenie), a sama bryła to zbiór prostokątów i kwadratów. Długa i płaska maska, zakończona pod kątem prostym nie dość, że dodaje charakteru, to jeszcze, po raz kolejny, ułatwia ocenianie odległości podczas pokonywania terenowych przeszkód.
Tutaj forma idzie w parze z funkcją: zwis przedniego zderzaka Suzuki Jimny jest ekstremalnie krótki, a tylnego zwisu praktycznie nie ma. To wszystko wpływa wyśmienicie na właściwości jezdne w terenie, ale o nich opowiem za chwilę. Nie zabrakło oczywiście potężnych osłon nadkoli, które wystają poza obrys karoserii. Również dolne krawędzie samochodu oraz najniższe partie zderzaków są wykonane z czarnego, twardego plastiku. Nie ma więc obaw o to, że przy lekkiej obcierce podczas jazdy na wykrzyżach cokolwiek nam odpadnie.
Tylne drzwi bagażnika otwierają się w prawą stronę, a zawiasy wspiera gazowy siłownik. Na tylnych drzwiach – oczywiście – Suzuki Jimny ma koło zapasowe, a więc symbol prawdziwej terenówki. Przednie reflektory są okrągłe, tylne klosze lamp prostokątne, kierunkowskazy boczne, po staremu, wkomponowane w przednie błotniki, niemal pionowo ustawiona przednia szyba – tak właśnie wyglądały prawdziwe samochody terenowe, a Jimny udowadnia, że w dobie opływowych crossowerów i SUV-ów wciąż można produkować samochody z prawdziwym charakterem.
Mały dzielny Japończyk prezentuje się trochę zabawkowo – jest krótki (tylko 3395 mm długości, 200 mm mniej niż poprzednia generacja), do tego oferowany jest w wesołych, cukierkowych kolorach. Ale od pobłażliwego uśmiechu do szeroko otwartych oczu ze zdumienia droga jest krótka – wystarczy jedna zabłocona i grząska polna droga, a tam zaczyna dziać się magia...
Jadąc z Jimnym w teren, swojego SUV-a zostaw pod marketem
Suzuki Jimny to nie jest crossover. Nie jest to też SUV. To prawdziwa, rasowa terenówka. Konstrukcja oparta jest na ramie, napęd standardowo przenoszony jest na tylne koła, a drążek zmiany trybów pracy napędu pozwala na wybranie jednego z dwóch trybów pracy układu 4WD – 4H, stałe 4x4 na śliską nawierzchnię, do jazdy przy każdej prędkości i 4L, na najcięższe warunki terenowe z reduktorem. Pierwszy z nich możemy wybrać nawet w trakcie jazdy, natomiast drugi jedynie na postoju. Reduktor pozwala małemu Jimny’emu na swobodne hasanie w bardzo głębokim śniegu czy w grząskim błocie, choć do naprawdę trudnych offroadowych warunków polecam rozważyć zakup specjalnych terenowych opon. Jednak na fabrycznym ogumieniu Suzuki Jimny poradzi sobie z 80% przeszkód.
Mała terenówka prowokuje do testowania jej możliwości, a parametry terenowe nie pozostawiają złudzeń: prześwit to 21 cm, kąt natarcia wynosi aż 41 stopni, rampowy 28 stopni, a zejścia to 51 stopni. Wszystkie kąty poprawiono względem poprzedniej generacji.
Pod maską znajdziemy wolnossący czterocylindrowy silnik o pojemności 1.5 ze zmiennymi fazami rozrządu, mocy 102 KM oraz momencie obrotowym wartości 130 Nm dostępnego od 4000 obr./min. Silnik może współpracować z pięciobiegową skrzynią manualną lub czterobiegowym klasycznym automatem. Wszyscy ci, którzy drżeli na myśl pojawienia się pod maską turbodoładowanej trzycylindrowej „litrówki”, mogą spać spokojnie – nawet nie ma planów, aby Jimny był wyposażony w jednostkę z turbo. Dlaczego? Tutaj osiągi, takie jak elastyczność na trasie czy przyspieszenie od 0 do 100 km/h są kompletnie nieważne, a w terenie najważniejsza jest niezawodność i jak najniższe koszty eksploatacji.
Pomimo szalenie niskich wartości norm emisji spalin Suzuki zagrało wszystkim na nosie i pokazało, że wciąż można „po staremu”, co niesamowicie mnie cieszy.
A jak te wszystkie parametry techniczne przekładają się na jazdę w terenie? Zjeżdżasz z asfaltu i jedziesz. Zaczynasz się ślizgać? Włączasz tryb 4H. Jakaś przeszkoda Cię zatrzymała? Tylko na chwilę, do momentu, w którym nie użyjesz reduktora. To wszystko jest tak proste i tak intuicyjne, że nie do końca można to opisać w kilku słowach. To prawdziwy samochód terenowy, dający sobie radę w prawdziwym offroadzie, w prawdziwie doskonały sposób.
Wyjazd na asfalt nie powoduje ataku paniki. Suzuki Jimny w mieście
Kiedy po raz pierwszy usiadłem za kierownicą małego Jimny i zamknąłem drzwi, całe nadwozie zachybotało się złowrogo. Modliłem się, żeby podczas pokonywania zakrętów na publicznych drogach Jimny nie postanowił przewrócić się na bok. Na całe szczęście w praktyce jest o wiele lepiej niż się spodziewałem. Oczywiście, dynamiczne wchodzenie w łuki nie wchodzi w grę, natomiast Jimny na asfalcie zachowuje się stabilnie i przewidywalnie. Dzięki napędowi na tył samochód w ogóle nie jest podsterowny, a ze względu na stosunkowo niską moc i moment obrotowy o nadsterowne poślizgi można się starać jedynie na śniegu lub błocie.
Zaskakująco dobre jest także wyciszenie – jazda z prędkościami rzędu 120 km/h pozwala na rozmowy w kabinie bez unoszenia głosu, choć od 100 km/h szum powietrza opływającego kabinę staje się coraz bardziej słyszalny. Układ kierowniczy i zawieszenie na asfalcie pracują miękko, co trzeba brać pod uwagę przy szybszych manewrach.
W mieście trzeba będzie jednak pamiętać o kilku faktach: nawet w najwyższej wersji Jimny nie posiada czujników parkowania (w terenie są bez sensu – zbyt łatwo je zabrudzić), ani kamery cofania. Gdyby ta druga opcja była dostępna nawet za dopłatą, pewnie znaleźliby się chętni. Ponadto do pełnego skrętu trzeba wykonać aż dwa pełne obroty kołem kierownicy, zatem przy parkowaniu równoległym czeka nas sporo aktywności fizycznej.
Jimny pokonuje jednak niemal wszystkich jedną cechą. Jaką? Kompaktowymi wymiarami oraz regularną bryłą nadwozia, dzięki czemu po wyczuciu samochodu można nim parkować w naprawdę ciasnych miejskich szczelinach.
Jimny, jak komunikuje to Suzuki, jest samochodem dwuosobowym z możliwością przewozu 4 osób kosztem przestrzeni bagażowej. Kiedy jedziemy w czwórkę, bagażnika po prostu nie ma. Bezsensownym byłoby podawanie pojemności „szparki” pomiędzy oparciami foteli, a drzwiami bagażnika. Przy złożonych fotelach bagażnik dysponuje pojemnością 377 litrów według normy VDA, a w praktyce jest to przestrzeń, która pozwoli dwóm osobom spakować się na przynajmniej dwutygodniowy kamping.
Nie jest to samochód stworzony do pokonywania długich tras, ale co ważne, kiedy już zajdzie taka potrzeba, nie jesteśmy skazani na ból głowy spowodowany ogromnym hałasem czy drętwienie kończyn z powodu niewygodnego wnętrza. Jimny w terenie jest wyśmienite i daje sobie radę w cywilnych warunkach. Czyli jest dokładnie takie, jakie powinno być auto terenowe.
Sprzedawcy marzeń – rok czekania na nowego Jimny?!
O dostępności Suzuki Jimny krążą legendy. Niektórzy mówią o tym, że na zamówiony do produkcji egzemplarz trzeba czekać rok, ponad rok lub nawet dwa lata od daty zamówienia. Spytaliśmy więc przedstawicieli Suzuki Polska, jak ta kwestia wygląda naprawdę. Okazuje się, że zdecydowani zamówić Jimny’ego tu i teraz mają szansę załapać się na produkcję z kwietnia 2019 z odbiorem na przełom sierpnia i września 2019. Nie jest więc tak źle. Natomiast są to informacje z początku lutego 2019, a patrząc na popyt, który stanowczo przerósł oczekiwania japońskiego producenta (nie tylko w Polsce Jimny jest tak bardzo popularny i pożądany), odbiór nowego samochodu w 2020 roku czeka wszystkich tych, którzy z zamówieniem poczekają do końca marca.
Dlaczego tak jest? Suzuki Jimny nie był i nie ma być samochodem masowym. Pamiętajmy o tym, że jest to samochód przede wszystkim terenowy, a nie miejski czy lifestylowy, choć jego wygląd może sugerować coś innego.
A jak wyglądają ceny wesołego Suzuki Jimny?
Podstawowa wersja Comfort z manualną skrzynią biegów, która ma napęd 4WD z reduktorem, klimatyzację manualną, pełnowymiarowe koło zapasowe, tempomat, radio z Bluetooth i MP3 sterowane z kierownicy, asystenta świateł drogowych, monitor pasa ruchu czy awaryjny system zapobiegania kolizjom czołowym, kosztuje 67 900 zł. W standardzie otrzymujemy nadwozie w kolorze białym. Za inne kolory trzeba dopłacić dodatkowo 2090 zł, a za lakiery z czarnym dachem 3090 zł.
Wersja Premium startuje od 71 900 zł i dodatkowo oferuje centralny zamek, elektrycznie sterowane lusterka i szyby przednie, światła przeciwmgłowe, podgrzewane fotele przednie oraz dzieloną tylną kanapę 50/50.
Wersja Elegance z manualną skrzynią kosztuje 79 900, a z automatem 5000 zł więcej (to jedyna odmiana dostępna z automatyczną skrzynią biegów). W topowym wyposażeniu wreszcie pojawiają się piętnastocalowe felgi aluminiowe, lakierowane klamki i lusterka, podgrzewanie lusterek bocznych, światła główne LED, przyciemniane szyby tylne, skórzane obszycie kierownicy, system multimedialny z ekranem 7” (nawigacja oraz integracja Apple CarPlay i Android Auto w pakiecie), automatyczna klimatyzacja, a bagażnik zyskuje plastikowy organizer.
Co ciekawe, Jimny może zostać spersonalizowany dzięki sporej ilości fabrycznych akcesoriów. Można zmienić przedni grill na lakierowany z oldschoolowym napisem SUZUKI, można dobrać wściekle czerwone chlapacze kół z napisem Jimny, światła do jazdy dziennej i przeciwmgłowe zmienić na diody LED, wybrać lakierowaną i zamkniętą osłonę koła zapasowego oraz wiele, wiele innych. Nawet pokrowiec na strzelbę z logo Suzuki czy dostawkę namiotową montowaną do akcesoryjnych poprzeczek dachowych! To się nazywa samochód na każdą przygodę!
Suzuki Jimny – nie każdy go kupi, każdy chciałby go mieć
Nowe Suzuki Jimny to taki samochód, za którym ogląda się w zasadzie każdy. I w zasadzie u każdego powoduje uśmiech na twarzy. Jednak największy uśmiech towarzyszy prowadzącemu go kierowcy. To niesamowite, że w czasach walki z emisją spalin, galopującej elektryfikacji samochodów oraz przesadnego wręcz „multimedializowania” absolutnie wszystkich funkcji pojazdów, Suzuki Jimny odniósł tak ogromny sukces, będąc konstrukcją bazującej na rozwiązaniach poprzednika sprzed 21 lat. Będąc samochodem do bólu prostym i analogowym.
To zainteresowanie klasycznym wyglądem oraz mechaniczną zasadą działania pokazuje, że w dobie nowoczesnych aut wielu klientów szuka oddechu, czegoś stojącego w kontrze do trendów rynkowych. Jimny jest klasyczny, ale wygląda nowocześnie i fenomenalnie wpisał się w modę na bycie innym niż wszyscy. Gdybyście spytali mnie, czy chciałbym mieć Jimny’ego, moja odpowiedź raczej by Was nie zdziwiła. I z tego co widzę, moją opinię podziela więcej osób niż dostępnych jest samochodów. Suzuki, czapki z głów!